Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

alatorde

Zamieszcza historie od: 4 marca 2011 - 21:08
Ostatnio: 15 września 2015 - 20:50
  • Historii na głównej: 7 z 7
  • Punktów za historie: 5454
  • Komentarzy: 81
  • Punktów za komentarze: 557
 

#55077

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wymogiem mojego pracodawcy przy przejazdach służbowych taksówką, jest branie wypisanego rachunku na firmę, a nie paragonu. Nie jestem za mocno w temacie, ale chodzi o jakąś oszczędność na podatku.
Dotychczas jeździłem taksówkami jednej korporacji i nigdy nie było problemu z wypisaniem takiego rachunku – kierowcy ogólnie to rozumieją, wiedzą, że to nie jest moja zachcianka - tylko muszę.
Aż do ostatniego razu, kiedy spiesząc się do firmy wziąłem taksówkę z postoju...

W zasadzie wszystko było ok, aż do samego końca, kiedy podałem kierowcy wizytówkę firmy z prośbą o wypisanie rachunku.
[K]ierowca: Paragon panu dam.
[J]a: Niestety nie, księgowa wymaga od nas rachunków wypisanych na firmę.
[K]: Paragon wystarczy, paragon mogę dać.

No super, rozmowa jak z Monty Pythona. Ale spokojnie...

[J]: Niestety nie wystarczy, proszę o wypisanie rachunku.
[K]: (z miną zwycięzcy): Ale ja nie wypiszę.

W zasadzie zareagowałem odruchowo.

[J]: Tak? Okej – złapałem za klamkę gotowy do wyjścia
[K]: Panie, co pan?!
[J]: No myślałem, że wszystko ustalone? Pan nie wypisze, ja nie zapłacę i jesteśmy kwita?
[K]: Paragon panu mogę dać.

No Monty Python, jak nic, mnie się spieszy a tu tracę cenne minuty na rozmowę z tym idiotą. No i niestety, emocje wzięły górę.

[J]: Umówmy się tak, pan mi wypisze rachunek, bo taki jest pana obowiązek, a ja panu zapłacę bo taki jest mój. Ewentualnie mogę zadzwonić i poprosić aby nasz radca prawny zszedł tutaj do pana i poinformował o tym jakie pan ma obowiązki. Tylko że wtedy będzie to pana kosztować 200 złotych. Ok?
Po czym kierowca bez słowa wyjął ze schowka bloczek i wypisał rachunek.

Nie chciało mu się wypisać rachunku, więc dyskutował ze mną te parę minut?

taksówki

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 813 (861)

#47981

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu (w 2008 roku bodajże) pewna spółka windykacyjna kupiła mój "dług". W zasadzie w momencie kiedy dostałem wezwanie do zapłaty z informacją o cesji wierzytelności - dług był już przedawniony, więc za długo się nie zastanawiając poinformowałem rzeczoną firmę o takim stanie rzeczy.

W zasadzie był chwilowo spokój, aż dostałem pewnego dnia jakieś enigmatyczne pismo (nie wiem czy tak to w ogóle nazwać), z którego nic konkretnego nie wynikało. Jako, że ciekawska ze mnie bestia to zadzwoniłem zapytać uprzejmie "WTF is that shit?". No i cóż, okazało się, że to właśnie ta firma taki sobie sposób wymyśliła, żeby zdobyć mój numer telefonu.

No i zaczęły się smsy: "Firma vindykacyjna (sic!)... bla bla". Z różnych numerów, czasem bez podpisów (np. sms: "zadzwoń, na pewno się dogadamy" - koniec, nic więcej).

Delikatnie mówiąc się poirytowałem takim stanem rzeczy i zadzwoniłem do w/w aby wyjaśnić sobie co-nieco. Oto przebieg rozmowy:

1. Pani odbiera telefon i przeprowadza profesjonalną weryfikację rozmówcy: "pan alatorde (tu jedynie moje imię), tak?", na co ja odpowiadam "tak". Ot, profesjonalna weryfikacja, nie ma bata.
2. Pani pyta kiedy zapłacę, kiedy odpowiadam, że nie zapłacę jest bardzo tym faktem zbulwersowana.
3. Pytam panią czy posiadają jakiekolwiek dokumenty na istnienie jakiegokolwiek długu. Pani odpowiada: "my nie musimy nic posiadać, to pan ma dług i pan ma udowodnić, że nie jest pan winny".
4. Tarzam się ze śmiechu bo dawno takich pierdół nie słyszałem, kiedy dochodzę do siebie pytam o podstawę prawną.
5. Pani odpowiada (czy raczej czyta): "artykuł 6 kodeksu cywilnego mówi, że ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie która wywodzi z danego faktu skutki prawne" (sparafrazowane). Pytam: "Ale to państwo próbujecie wywodzić skutki prawne z rzekomo istniejącego długu. Czemu więc nie udowodnicie państwo, że rzeczony dług istnieje?"
6. Pani nie jest w stanie odpowiedzieć, bo niestety nie rozumiała przepisu, który mi przekazała. Próbuje jeszcze chwilę się wykręcać, że to ja jestem dłużnikiem, więc mam zapłacić.
7. Pytam o kontakt z administratorem bezpieczeństwa informacji, w związku z rażącym naruszeniem przepisów ochrony danych osobowych.
8. Pani nie wie o kogo chodzi, bo ona "nie zna".
9. Ręce mi opadają, wobec tak niebywale profesjonalnej argumentacji nie mam w zasadzie co odpowiedzieć.

Jak to ktoś kiedyś powiedział: "Kłótnia z idiotą jest jak gra w szachy z gołębiem. Możesz być lepszy ale gołąb i tak poprzewraca figury, nasra na szachownicę i będzie się cieszył, że wygrał".

Cóż, stwierdziłem, że zmienimy formę - wysłałem maila z bardzo dokładnym opisem całej sytuacji.

Począwszy od informacji, że faktura była wydana w roku w którym nie byłem jeszcze pełnoletni, więc nie było możliwości abym samodzielnie podpisał umowę cywilnoprawną na świadczenie jakichkolwiek usług, przez fakt, że nigdy nie otrzymałem żadnych dokumentów, skończywszy na wątpliwej jakości bezpieczeństwie przetwarzania danych osobowych.

Zażądałem usunięcia danych w trybie natychmiastowym, odpowiedź ABI na moje zarzuty dotyczące zaniedbań w weryfikacji LUB udowodnienie winy. W przeciwnym razie - skarga do GIODO.

Odpowiedź otrzymałem, przyznam szczerze, że zwaliła mnie z nóg.

Ogólny kontekst był taki:
"Przetwarzamy, bo nam dał te dane poprzedni wierzyciel, jak pan zapłaci to usuniemy dane. Dokumentów panu nie damy, bo nie mamy. Wierzyciel też nie ma, bo termin archiwizacji u niego minął.

Proszę zapłacić, oto numer konta: ..."

Na temat bezpieczeństwa danych - ani słowa. W ogóle to na pismo odpisała "osoba prowadząca", której możliwości decyzyjne w tej firmie sprowadzają się pewnie do wyboru: kawa z mlekiem/bez mleka.

Tak więc poszła skarga do GIODO, czekam na odpowiedź.

Intrum Justitia

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 692 (752)

#34517

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Powiem szczerze, że od szukania pracy bardziej upierdliwe jest chyba tylko dawanie pracy. A raczej szukanie pracownika.

Jestem kierownikiem działu analiz w firmie windykacyjnej. Dostałem ostatnio prikaz z góry - mam sobie zatrudnić pracownika. A właściwie dwóch.
Firma duża, w Warszawie. Właściwie warunki można by powiedzieć świetne - dworzec niedaleko, metro niedaleko, ścisłe centrum, firma istniejąca od dawna, posiadająca swoją renomę - super.

Kogo szukamy? Ano kogoś z niewielkim doświadczeniem za to wielką motywacją, zapałem, kreatywnością - w sumie takiego pracownika, który przeważnie nie może znaleźć pracy - bo wszędzie wymagają doświadczenia. Wiemy, że nie możemy na początek zaoferować wiele (przy czym to zdecydowanie nie była najniższa stawka - raczej oscylująca w granicach 2,5-3 tys).

I teraz część właściwa, która mnie utwierdziła w przekonaniu dlaczego bezrobocie jest tak wielkie.

1. Pani, po studiach, bez żadnego doświadczenia zawodowego, spełniająca część wymagań, z jedynie odbytym stażem w wymiarze jednego miesiąca podczas studiów
[J]a: Dobrze, a proszę mi powiedzieć jakie są pani oczekiwania odnośnie wynagrodzenia?
[P]ani: Wie pan, mnie to się za mniej niż szóstkę nie opłaca nawet wychodzić z domu...

2. [J]: Proszę mi powiedzieć, dlaczego w firmie X pracował pan tylko miesiąc?
[P]: A wie pan... Jakoś tak... Krzesła tam były niewygodne...

3. [J]: W CV napisała pani, że biegle komunikuje się pani w języku angielskim. Could you tell me what′s in your opinion the main goals of analyst work?
[P]: Yyyy... ale nie aż takim biegłym...

4. [J]: Tutaj rozrysowałem układ dwóch tabelek połączonych ze sobą, proszę o napisanie prostego zapytania, które będzie wykazywało... [tu opis]
[P]: (męczy się niesamowicie, ale nie potrafi napisać nawet podstawowego słowa).
[J]: Nie bardzo rozumiem, w CV napisał pan, że posługiwał się pan SQLem w poprzedniej pracy przez 6 miesięcy, skończył 2 szkolenia no i samą znajomość określił pan jako "zaawansowaną"
[P]: A bo ja wiedziałem, że będziecie sprawdzać?

5. Mój mistrz, nie spotkałem się z nim - po prostu się bałem.

CV miało 32 strony.
Pierwsza - okładka
Druga - cytaty
Trzecia - spis treści
Czwarta - podziękowania (tu w treści: "...dziękuję moim partnerkom za ich miłość...")
Piąta - zaczyna się CV.

W trakcie takie cytaty jak: "w nocy śnią mi się cmentarze", "zacytuję wierszyk: przyganiał kutasik sercu, że nie staje..." i różne inne tego typu.

6. CV pana po filozofii, ileś tam publikacji, ileś tam konkursów literackich. Ja się tylko pytam - po cholerę aplikuje na stanowisko analityka, gdzie wymagane są umiejętności typowego ścisłowca?

Ostatecznie od czerwca pracuje chłopak zaraz po studiach - wdraża się i idzie mu coraz lepiej, a od poniedziałku przychodzi dziewczyna - nauczycielka matematyki, która chce podjąć nowe wyzwania. Trzymam za nią kciuki. :)

rekrutacja

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 774 (806)

#32129

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pociąg relacji Szczecin-Lublin, podstawiony jakieś 25 minut wcześniej, więc spokojnie rozsiadłem się w przedziale i czekam na odjazd.

Przybywa pan, nie jakiś gówniarz w sumie, zwykły facet, normalnie ubrany. Taki jakich setki się mija codziennie, niczym absolutnie się niewyróżniających. I mówi mi, że jedzie z żoną i dzieckiem do Warszawy ale im zabrakło 50 zł do biletu, na miejscu na nich będzie rodzina czekać i on by chciał pożyczyć na ten bilet ode mnie i na miejscu by mi oddał.

Nawet nie miałem okazji pomyśleć nad tym głębiej, wyrwał mnie z czytania więc niezbyt też kontaktującego, a że gotówki nie noszę przy sobie, to zgodnie z prawdą powiedziałem, że nie mam. No i w sumie tyle, pan zasmucony się oddalił. Pan wyglądał na bardzo przejętego, zresztą coś mówił, że jak chcę to mogę sobie zobaczyć - żona z dzieckiem czekają, tyle że dalej, itp.
Na początku nawet głupio mi było, że nie mogłem pomóc, ale szybko o wszystkim zapomniałem i w sumie pewnie bym sobie nawet nie przypomniał gdyby nie dziś.

Stacja Szczecin Główny, 11:00, za 20 minut odjazd, pociąg podstawiony, siedzę w przedziale i gapię się przez okno. Trochę bardziej kontaktuję niż ostatnio w sumie. Drzwi do przedziału się otwierają, facet mówi, że żona, dziecko, oni do Warszawy, 50 zł do biletu zabrakło.
Nawet nie wiem czy facet ten sam - nie mam pamięci do twarzy. Ale za to do zdarzeń już tak. A sytuacja jest żywcem ta sama, wręcz słowo w słowo tak samo opowiedziana.
No i tym razem piekielny okazałem się ja.

[F]acet: To wie pan, w Warszawie czeka na nas rodzina, to byśmy panu oddali, rozumie pan, sytuacja taka, żona, małe dziecko czekają.
[J]a: A jak żona ma na imię?
Szybkie przesunięcie gałek ocznych w prawą, górną stronę i niepewna odpowiedź:
[F]: ...Kasia...
[J]: I pozwala panu chodzić bez obrączki?
Tutaj pan wręcz z niedowierzaniem spojrzał na swoje dłonie, potem na mnie i potwierdził moje jakże słuszne obawy słowami:
[F]: A to sp*******j.

To się nazywa biznes... 50 zł na jednym naiwnym, ciekawe ile można wyciągnąć na miesiąc na takich oszustwach?

PKP

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 718 (738)

#32407

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dzisiejszego poranka, aż się trzęsę na samą myśl o tym...

W ramach wprowadzenia: mieszkam na osiedlu bloków z wielkiej płyty, całość dość zielona i zadrzewiona, niedaleko osiedlowy sklepik, w okolicach którego dość często (żeby nie powiedzieć, że codziennie wręcz) kręcą się miejscowi Degustatorzy Win Siarkowo-Owocowych.
I teraz muszę nadmienić – absolutnie NIGDY nie spotkałem się z żadnym przejawem chamstwa, zaczepianiem, ubliżaniem, bójkami czy czymkolwiek. Okolica jest naprawdę spokojna i na pierwszy rzut oka ich obecność nie budzi zaufania, ale meneliki nikogo nie zaczepiają.
Mnie w sumie też nie zaczepiali, ale po jakimś roku od kiedy się tu wprowadziłem zaczęli mnie rozpoznawać, wręcz mówić dzień dobry i bardzo rzadko (naprawdę rzadko) prosili czy bym się dołożył, bo akurat im brakuje (i zważywszy na to, że zdarzało się to raz na 2-3 miesiące – byłem skłonny uwierzyć), a że kwoty przeważnie były to małe – to też nierzadko się do winka dorzucałem.

No i teraz historia właściwa.

Idę rano po bułki, właściwie nic przy sobie nie mam – włożyłem do kieszeni 10 złotych i zawiesiłem klucze na szyi. W połowie drogi zaczepia mnie jakiś podpity dresik z kolegą. Środek osiedla, niby drzewka, ale dookoła wręcz pełno ludzi. A to jakaś kobieta z psem, a to dwóch dziadków, a to jakiś młody facet gdzieś idzie.
Dresik nieustępliwy, nie dociera do niego, że nie mam telefonu, nie mam portfela (i całe szczęście w sumie). Kolega jego coś tam z boku jęczy, żeby odpuścił. Po prostu nie i już, mam mu oddać komórkę i koniec. Jego nie obchodzi, że nie mam.
Rozmowa bez sensu, próbuję jakoś mu ten pomysł wyperswadować, ale idzie mi to miernie. Kolega co jakiś czas powtarza się z apelem, żeby dał mi spokój, ale zostaje totalnie zlany. Ludzie dookoła (naliczyłem co najmniej kilkanaście mijających nas w bezpiecznej odległości osób) nagle zauważyli niezwykłe anomalie w otaczającej nas przyrodzie i po prostu uparcie wpatrują się w inną stronę. Równie dobrze mógłbym nie istnieć.

Dres coraz bardziej wkurzony, sytuacja zaczyna się robić nieprzyjemna, zaczyna mnie szarpać za koszulkę i grozić, że zaraz nie wstanę z ziemi jak mu nie oddam komórki i portfela. Szans nie mam – nie umiem się bić. Buty też niezbyt nadające się do biegania, zresztą dres trzyma mnie całkiem mocno i raczej się nie wyszarpnę z tego uścisku.

I w tym momencie nadchodzi wybawienie. Zza sklepu wychodzi ekipa trzech degustatorów, jeden z butelką po tanim winie w dłoni. Drugi dostrzega zamieszanie i zwraca uwagę towarzyszy i ruszają z odsieczą. Z butelki powstaje piękny tulipan, panowie podchodzą i zagadują w niezbyt pięknych, ale widać przekonujących słowach, żeby w trybie natychmiastowym opuścił osiedle. Kolega dresa zmywa się błyskawicznie, dres nieprzekonany, ale brak towarzysza i tulipan widać robią swoje, więc puszcza mnie i ulatnia się dość szybko.

Muszę przyznać, że ze wszystkich rzeczy na niebie i ziemi – nigdy się takiego ratunku nie spodziewałem.

A po chwili jak emocje już opadły – pan od butelki wytłumaczył mi, że mieli kaucję na tą butelkę i czy mógłbym poratować. Wcisnąłem im w rękę dychę i wróciłem do domu. Jakoś straciłem ochotę na kanapki na śniadanie.

Kto piekielny bardziej – dres czy ludzka obojętność?

osiedle

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1333 (1369)

#12632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak dla mnie bohater i mistrz tej opowieści nie jest jak dla mnie "piekielny" - ale dla Panów Policjantów na pewno :D

Krótko - idę sobie osiedlem na stację benzynową - ot ochota na hot-doga. Po drodze mijam sytuację: dwa rozbite samochody (nie że jakoś strasznie, ot jeden drugiego stuknął), dwóch kierowców, dwóch policjantów, tłumek gapiów, radiowóz z błyskającym kogutem i zapalonym silnikiem oraz Pan Menel.

Ogólnie panowie kierowcy krzyczą po sobie, wyzywają się, a policjanci cierpliwie słuchają tych "wyjaśnień". Normalna sytuacja, nikt nie jest winny, każdy zrzuca winę na drugiego, darcie japy itp.

Okej, przeszedłem, kupiłem co chciałem, wracam - niewiele się zmieniło, Panowie kierowcy na siebie krzyczą, Panowie Policjanci słuchają, kogut błyska, silnik chodzi, ludzie stoją i patrzą. Wtem niespodziewanie Pan Menel podchodzi do policjantów.

Tutaj na wtrącenie zasługuje opis Pana Menela - otóż był to taki naprawdę wzorcowo wyglądający kloszardzik, chwiejący się na nogach, ledwo stojący, prawdopodobnie po niedawnym spożyciu, z charakterystycznym zarostem itp - ot typowy polski Pan Menel.

No i kierowcy się kłócą, policjanci patrzą a Pan Menel podszedł, stanął przed starszym stopniem policjantem, zachwiał się z lekka i nagle powiedział:

- Panie kierowniku... Wie Pan... ja Pana bardzo... ale to bardzo... szanuję... [tutaj go trochę zarzuciło, ale złapał równowagę] ale wie Pan... Panie Kierowniku... wyłączylibyście ten silnik... Bo to trochę benzyny szkoda... A i ekologicznie bardziej, no nie?

W tym momencie nagle cisza... Kłócący się kierowcy zamilkli patrząc z wyczekiwaniem na policjantów, tłumek gapiów szok, zaś policjant na twarzy ma epicką minę jakby zastanawiał się czy nie zastrzelić Pana Menela na miejscu.

I tak czekamy, czekamy, ja stanąłem aż z wrażenia....

I nagle Policjant do drugiego, młodszego mówi:
- Stasiu, idź zgaś silnik.

Do końca dnia miałem niesamowicie dobry humor :D

ot Panowie Policjanci i Pan Menel

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 833 (933)

#10883

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii "Telesprzedaż, czyli nie obchodzi mnie że nie chcesz - i tak ci to sprzedam".

Z góry zaznaczam - szanuję każdą pracę, ale nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Jak mówię NIE - to dokładnie to mam na myśli, a nie "być może".

Telefon. Pani [K]onsultantka: Dzień dobry, nazywam się tak i tak, dzwonię z sieci Era - mogę zająć chwilę?

Cóż, mam akurat trochę, zatem:
[J]a: Czemu nie.

Wysłuchałem oferty - z osobami w sieci Era mogę do godziny gadać w cenie 2 minut, zatem oferta z sensem, płatna ok. 10 PLN miesięcznie. Ale jednak nie dla mnie.
[J]: To rzeczywiście dobra oferta, ale widzi pani, są tylko dwie osoby w Erze z którymi rozmawiam dłużej i mam z nimi stworzoną sieć rodzinną - więc płacę raz i potem rozmawiam już za darmo.
[K]: No tak, to się doskonale składa, bo będzie pan mógł przetestować tą ofertę przez miesiąc za darmo.
[J]: Wie pani, nie ma takiej potrzeby, bo już korzystam z jednej oferty, sprawdza się, jestem zadowolony i nie widzę sensu, żeby teraz włączać inną ofertę. Poza tym tamta mi bardziej odpowiada, a do innych osób nie dzwonię.
[K]: No tak, tak, ale wie pan, bo są różne sytuacje, czasem gdzieś pan musi zadzwonić albo coś - i wtedy to jest bardzo dobra promocja.
[J]: No niekoniecznie, bo jeśli mam jakieś losowe wydarzenia wymagające telefonu to rzadko kiedy zdarza się, żeby ten telefon trwał dłużej niż kilka minut, zatem bez sensu. Nie, dziękuję, nie jestem zainteresowany.
[K]: No tak, ale to ja panu włączę tą ofertę, ma pan pierwszy miesiąc za darmo a potem jak pan stwierdzi, że rzeczywiście nie chce - to ją pan sobie wyłączy.
[J]: Chyba nie do końca się zrozumieliśmy - ja nie jestem zainteresowany tą ofertą. Mam 440 minut w abonamencie, sieć rodzinną w ramach której rozmawiam za darmo i najzwyczajniej w świecie mi to wystarcza. Nie przekroczyłem jeszcze nigdy abonamentu, co miesiąc minuty przechodzą na kolejny miesiąc, więc nie widzę sensu płacić za coś z czego i tak nie będę korzystał.
[K]: No ale przez pierwszy miesiąc pan nie płaci! Może pan korzystać do woli i nic pan nie płaci. Ma pan za darmo i jest pan do przodu.

Tutaj już mnie szlag zaczyna trafiać, bo ile mam mówić, że NIE CHCĘ.

[J]: Wie pani co, ja naprawdę rozumiem, taką ma pani pracę, ale niezwykle nie lubię ludzi, którzy są natarczywi. Wysłuchałem pani, wysłuchałem oferty, oceniłem czy jest mi potrzebna czy nie i poinformowałem panią o tym. Moja ostatnia faktura wystawiona przez państwa opiewa na kwotę 485 złotych, zatem jeśli płacę takie faktury - czy sądzi pani, że połaszczę się na jakąś ofertę za 10 zł za darmo przez pierwszy miesiąc która I TAK nie jest mi do niczego potrzebna?
[K]: ... [chwila ciszy]... No ja nie mam wglądu do pana faktur.
[J]: Ale nie musi pani mieć - ja pani mówię że tak jest, to tak jest. Nie chcę tej oferty, nie jestem zainteresowany. Czy mnie pani będzie prosić czy błagać na kolanach - NIE CHCĘ i już!
[K]: No ja rozumiem, tak, ale...
[J]: Czy szanuje pani zdanie swojego klienta?
[K]: Tak.
[J]: To powinna się pani podziękować za rozmowę i rozłączyć się jakieś 5 minut temu.
[K]: Tak, to dziękuję w takim razie i do widzenia.

... I czemu ludzie tak nie cierpią telemarketerów?

Era

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 576 (604)

1