Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#32546

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo.

Zacznę o krótkiego wstępu. Jestem córką dwójki inżynierów. Mama - budownictwa, tata - elektryki, ogólnie ojciec to człowiek, któremu, jeżeli chodzi o sprawy techniczne, ktoś mówi, że "się nie da", wychodzi z założenia, że "nie da to się parasola w dupie otworzyć" i podchodzi do tematu z drugiej strony. Oboje pasjonaci. Dlatego z mamą budowałam karmniki dla ptaków i domki dla lalek (oczywiście z pełnym projektem na papierze milimetrowym), a z tatą tworzyliśmy obwody elektryczne, naprawialiśmy samochody i zgłębialiśmy różne aspekty fizyki. Dzięki czemu wiem jak używać piły, lutownicy, wiertarki i tym podobnych.

Teraz historia właściwa. Dotyczy mojego ukochanego klubu i piekielnego szefa, który znajduje nam najdziwniejsze prace, żebyśmy się zbytnio nie nudziły. Np. "Wytrzyj sufit bo się na nim kurz osadził" i inne takie kwiatki.

Ostatnio zaczął zmieniać dekoracje i potrzebował skręcić kilka dykt do siebie. Co ważne pod określonym kątem, żeby powstała zamierzona konstrukcja. Zadanie nie było takie łatwe jak się wydawało, więc postanowił zawołać dwie barmanki, coby się pomęczyły, a on ochoczo na to poparzy siorbiąc whisky.

Miałam wątpliwy zaszczyt bycia w tej dwójce... Szef mówi nam co trzeba zrobić, daje wkrętarkę, kątowniki, śrubki i inne takie. Dziewczyna, która ze mną przyszła tipsy długości paznokcia, no to nie pomoże...

Szef mówi jak mamy zacząć skręcać, ale jak na mój gust, zaczyna trochę od dupy strony. Ale, pan każe, sługa musi.

Męczymy się z 20 minut, ale jedna dziewczyna trzymająca praktycznie w powietrzu dykty, a druga próbująca je skręcić, obie jeszcze blondynki, to raczej zestaw skazany z porażkę... Zaczynam sugerować szefowi, że może jednak zaczniemy inaczej. Na co usłyszałam w odpowiedzi.
[S] Ja kończyłem Politechnikę! Ja wiem jak to trzeba zrobić.

Po godzinie się poddał i stwierdził, że się tego "nie da zbudować". Ja nauczona przez tatę zasady parasola, tłumaczę, że się da, tylko inaczej i jak da mi chwilę to wymyślimy jak, tylko niech się nie wtrąca, a do końca nocy będzie miał swoją dekorację.

Przyniosłam sobie kartki, ołówek, narysowałam kilka rzutów na "mniej więcej", zaznaczyłam gdzie należy umieścić mocowania, zawołałam jednego ochroniarza, coby trzymał i wzięłam się za przypiłowanie elementów i skręcanie. Po godzinie szybkiej i sprawnej współpracy udało się nam to stworzyć. Zawołaliśmy szefa, a ten oczy na wierzch, i zaczyna dialog:
[S] Sesja, kto to zrobił?
[J] No ja szefie z Markiem, a kto?
[S] Znaczy Marek, hehe?
[M] Nie, Sesja, szef sobie na kamerach obejrzy...
Poszedł, obejrzał, wraca.
[S] Sesja, a co ty na początku sobie bazgrałaś na tych karteczkach?
[J] Projekt - pokazałam, znowu wielkie oczy szefa
[S] Ty na Politechnice studiujesz?
[J] Nie, w Szkole ABC
[S] Ale budownictwo?
[J] Nie, bankowość...
[S] To jakim cudem TY to narysowałaś i zbudowałaś?! Przecież, tego się NIE DAŁO zbudować.

No ja piana na twarz...

[J] Szefie, co to znaczy, że się nie dało?
[S] No bo ja myślałem, że się nie da i tak sobie wymyśliłem, żeby popatrzyć jak się dziewczyny męczycie...
[J] Aha...
[S] Bo ja to po Politechnice i mi wyszło, że się po prostu nie da, zawali się.
[J] Szefie nie trzeba kończyć Politechniki, żeby umieć skręcić 10 kawałków drewna do siebie. A nie da się, niech sobie szef zapamięta, to parasola w dupie otworzyć! - no nie mogłam sobie darować.

A zakończenie? Dekorację wyrzucił, bo stwierdził, że "i tak się zawali", mi odebrano premię za "wymądrzanie się i obrażanie szefostfa" (pisownia oryginalna), a Marekowi "za niesubordynację", bo przecież nie mógł mi pomagać i kto mu pozwolił, a że szef ma krótką pamieć, to zapomniał, że on sam.

Ale powiem Wam, że nie żałuję. Utrzeć nosa mojemu szefowi to naprawdę przyjemność, za którą jestem gotowa zapłacić wiele ;)

klub Warszawa

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 331 (375)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…