Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#32674

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dla ludzi o "mocnych" nerwach... ;)

W życiorysie trafił mi się punkt pt. "Pracownik Regionalnego Centrum Operacyjnego w Banku X". Praca jak praca, ale miejsce było "wyjątkowe". A dlaczego?
Oddział banku (czyli RCO, sala obsługi i sala kredytów) mieścił się na parterze kilkunastopiętrowego budynku w którym (podobno) wcześniej mieściła się restauracja - bywalcy centrum Gdyni będą wiedzieli o które miejsce chodzi... Niestety, oba te fakty przyczyniły się do tego, iż pomieszczenia zajmował ktoś jeszcze - karaluchy.

Standardem było wytrząsanie segregatorów przed ich otwarciem, bo inaczej "cyferki spierniczały". Włączenie klimatyzacji wymagało albo wyjścia z pomieszczenia, albo wręcz otworzenia parasola, bo z kratki sypało "groszkami" aż miło. Po pierwszym takim razie pamiętaliśmy też, żeby zakrywać kubki z kawą czy herbatą podkładkami z baru...
Zanim ruszyło się do domu, wszyscy wytrząsali torby i torebki, płaszcze i kurtki, żeby nie zanieść tego ustrojstwa do domu.

Gdzie piekielność?
Kierownictwo ograniczało się do kupna i polecenia wystawienia małych pułapek (do których zmieściłaby się LEDWO "populacja" jednego segregatora, a nie całego pokoju) więc "goście" żyli sobie w najlepsze - do czasu...

Dwa epizody zmieniły nastawienie "kierownictwa" - oto one:

#1
Przechodzę przez salę operacyjną na "kredyty" z jakimiś papierami. Pod oknami, przy stoliku siedzi młoda mama, a jej berbeć niepewnym krokiem łazi po sali i co chwilę kuca jakby coś chciał sięgnąć z podłogi - okazało się, że goni dość pokaźnego karaluszka (tak na 1,5 punkta w skali Ezechiela*). Już widziałem jaki raban by był, gdyby Szanowna Mama wypisująca przelew zobaczyła co goni jej pociecha więc podjąłem kroki. Starając się, żeby nie nadepnąć maluszka, starałem się zadeptać "obiekt" - co wyglądało dość komicznie. Koleżanka zza lady też zauważyła sytuację i przerażenie odmalowało się na jej twarzy. Ja twardo dalej poluję na to zwrotne bydlę, aż w końcu - SUKCES! Problem zadeptany, że tak powiem. W tym momencie Mały w ryk - Mama niczym lwica patrzy co się dzieje i co zrobiłem jej maleństwu... Udało mi się na szczęście nie spanikować i szybko zareagowałem dając małemu kolorową ulotkę (co na szczęście go skutecznie zajęło)...

#2
Sytuacja znów z sali obsługi. Jestem na zapleczu kas - koleżanka prosi następną osobę do okna i z pięknym uśmiechem:
- W czym mogę pomóc?
W tym samym momencie po przekątnej szyby, którą oddzielona była od klienta, pogina mały wycieczkowiec nic nie robiąc sobie z godzin porannych... Klient i kasjerka śledzą go wzrokiem, aż karaluszek dociera do krawędzi szyby i znika z pola widzenia. Klient blady mówi do kasjerki:
- Czy widziała Pani... To był karaluch?
- Tak, ale już został obsłużony. W czym mogę Panu pomóc? (Uśmiech nr 3)
Klient jak stał - odwrócił się na pięcie i wyszedł (nie, żebym mu się dziwił)...

Dopiero po tych sytuacjach kierownictwo sięgnęło po broń chemiczną - w piątek wieczorem panowie w strojach jak z "Epidemii" wnosili do środka jakieś pojemniki (sarin albo coś). Nawet ochrona wysłana została do domu bo i tak - jak ktoś by się włamał, to go wyniosą w worku.

*Prowadziłem klasyfikację - 1 pkt to standardowy (ok 3 cm). Mniejsze były po 0,5 pkt, a większe po 1,5 a nawet 2 pkt. Dzienny limit utłuczonych oscylował w okolicach 25-30 pkt. :)

bank / była gastronomia

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 810 (848)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…