Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#32771

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tyle się mówi o wyzysku pracowników i przekrętach w dużych sklepach.
Ja, pracowałam kiedyś w osiedlowym sklepiku i było równie piekielnie.

1) Uwaga kontrola...
Nie wiem jaką mieli moi szefowie wtyczkę w Sanepidzie, ale zawsze wiedzieli z dwudniowym wyprzedzeniem, że szykuje się kontrola. Zarządzali wtedy generalne porządki i przeglądy lodówki. Stare śmietany, spuchnięte serki i inne takie smaczności szły do specjalnego kosza i do piwnicy (na chwilowe przechowanie), na zapleczu znikał ufajdany ręcznik a pojawiał się czysty, szef chował popielniczkę i sprzątał pety z kanciapy.
Tu muszę wyjaśnić, że kanciapa ta nie była nijak zamykana, więc jak sobie puszczał dymka to leciało na chleb i bułeczki, że o owocach i warzywach nie wspomnę (te przynajmniej z założenia klienci powinni umyć przed zjedzeniem).

2) Co oczy nie widzą...
Kiedyś przywieźli dużą ilość hiszpańskich truskawek w bardzo okazyjnej cenie. Już na drugi dzień rano widać było tą okazyjność - w koszyczkach pojawiła się piękna bujna pleśń.
Kiedy chciałam to wyrzucić dostałam orzchan i polecenie przebrania tego "z grubsza"
- Nie marudź i do roboty. Nigdy nie słyszałaś o penicylinie?
Co ja się nagimnastykowałam, żeby nie kupiły tego matki dzieciom z osiedlowej podstawówki...

3) Czystość to podstawa...
Przez cały rok użerałam się o zakup środków czystości.Brak mydła, brak papieru, połamana miotła itp. Na początku nieświadoma skąpstwa w tej dziedzinie, z myślą, że tylko wszystko się skończyło, przyniosłam z domu płyn do naczyń, mleczko do czyszczenia i papierowe ręczniki. Wobec takiego bogactwa przystąpiono do generalnych porządków. Koleżanki z pracy pukały się w czoło, że dałam się tak wkręcić. Zużyto wszystko do ostatniej kropelki wielokrotnie płucząc korek od płynu. Puki był choć ślad pianki...
Od tego czasu nosiłam w torbie własny czysty ręcznik i mydło nie licząc już na nic. Szef przyłapany na używaniu jednego i drugiego tylko wzruszył ramionami.

4) Kochane pieniążki...
Ile by nie było utargu zawsze "kicha" i mało i na pewno leżało się na zapleczu a nie pracowało. Normą było podawanie wielu produktów poza kasą z poleceniem: "weź nie nabijaj tak wszystkiego, szkoda taśmy, znajomym z osiedla nie musisz", z równoczesnym gadaniem , że wszyscy pracownicy na sklepie kradną a na zaplecze wychodzą wyżerać lub chować pieniądze w bieliznę. O ile wiem remanentu nie było tam od lat mimo, że prowadzący bracia sami sobie nie ufają za grosz.

Czemu to wszystko piszę właśnie dziś?
Przechodząc koło sklepiku zobaczyłam przez szybę nową sprzedawczynie. To moja znajoma. Ogarnął mnie strach o nią i żal co ją tam spotka.
Moi byli szefowie mają odpowiednią opinię w okolicy. Musi mieć dziewczyna bardzo trudną sytuację, że zaczęła pracę właśnie tam:(

piekielny sklepik

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (221)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…