Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#32820

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Życie w kraju absurdów, lub po prostu belgijska biurokracja. Opiszę Wam trzy historie, które przydarzyły mi się osobiście, zaczynając od najmniej absurdalnej.

I.
Jakiś miesiąc temu zamierzałam zerwać umowę na komórkę. A że było to krótko przed jej końcem, myślałam, że koszty będą niskie. Odwiedziłam 2 salony mojej sieci i 2 salony, w których można zawiązać umowy na wszystkie sieci - w każdym salonie podano mi inne koszta zerwania umowy (sic!). Na szczęście w ostatnim takim wielosieciowym salonie poinformowano mnie, że za zerwanie opcji internetowej, którą miałam w abonamencie zapłaciłabym 90€, przy czym za 3 miesiące tej usługi które mi zostały powinnam była zapłacić niecałe 30 - umowy nie zerwałam, tylko przeszłam na kartę i dopiero we wrześniu, jak umowa na internet w telefonie wygaśnie, zerwę ją bez poniesienia żadnych kosztów.

II.
Historia z ostatniego miesiąca, mająca finał dzisiaj (a może i nie...). Trzy miesiące temu bank zadzwonił do mojej mamy, prosząc ją by powiadomić mnie, że muszę pilnie stawić się w agencji ze względu na zbliżającą się pełnoletność (podobno mojego numeru nie mieli). No to trzy tygodnie temu wreszcie się do nich pofatygowałam, wiem, 2 miesiące to nie jest pośpiech, ale zawsze jak zamierzałam się tam wybrać to coś mi wypadało.
W banku dowiedziałam się, że stawić się mam dopiero po ukończeniu 18ego roku życia - czyli po 3 miesiącach od ich telefonu, w którym tak bardzo zależało im na tym, żebym szybko do nich zawitała. W każdym razie, dowiedziałam się, że niedługo będę miała do odbioru kartę i maszynkę do konta internetowego w ich agencji. No dobra, przynajmniej kolejki nie było, przebolałam to, że tak naprawdę wezwali mnie po nic.
Dzisiaj, pełnoletnia od paru dni, stawiam się w banku - pani poinformowała mnie, że karta jednak nie czeka na mnie w ich agencji, ale została wysłana w marcu (!!!) prosto do mojego domu, tak samo jak maszynka. Po sprawdzeniu mojego adresu w bazie danych, okazało się, że nie mieli numeru mojego domu, więc karta i maszynka zostały wysłane na adres zawierający wyłącznie nazwę ulicy i kod pocztowy! Dobrze, że nie była to karta visa, bo nawet sobie nie wyobrażam na jaką sumę mogłabym zostać okradziona, gdyby karta została wrzucona do byle jakiej skrzynki na mojej ulicy jakieś trzy miesiące temu (nie, żebym dysponowała jakimiś zawrotnymi sumami, ale czysto teoretycznie mnie to przeraża).
Po nową kartę muszę się stawić za dwa tygodnie (i to przez ich własną głupotę - bo jakby jej nie zgubili, to mogłabym ją dostać do domu, dopiero za drugim razem wysyłają ją do agencji zamiast do klienta), moja wygasła parę dni temu i dostałam kartę zastępczą... Dobrze, że chociaż poinformowali mnie o tym, że aktualną kartą już raczej za nic nie zapłacę. A ja zastanawiam się czy po napisaniu wszystkich egzaminów, nie zmienić na spokojnie banku...

III.
No i hit: parę miesięcy temu pisałam historię o kurierze, która niestety wylądowała w archiwum. Kurier był prywatny, rozwoził tylko i wyłącznie produkty firmy od której zamówiłam biurko. Za produkt zapłaciłam przy odbiorze. Po ok. miesiącu od dostawy dostałam pocztą... wezwanie do zapłaty! Przyznam, przestraszyłam się, bo kurier nie dał mi żadnego rachunku potwierdzającego transakcję (głupia byłam, że go nie wyegzekwowałam, ale nigdy nie miałam problemu z zakupami za pobraniem pocztowym). Od razu telefon do sklepu, miła pani konsultantka poinformowała mnie, że to błąd systemu, że pieniądze zostały przez kuriera dostarczone i prosiła, by ignorować wezwania do zapłaty. No to ok. Ale kiedy dostałam następne, napisałam mail’a do sklepu, by na piśmie mieć potwierdzone to co powiedziała mi konsultantka. Oczywiście brak odzewu, a wezwania do zapłaty przychodziły co miesiąc z coraz większymi odsetkami. Wreszcie dostałyśmy list od prawnika, który informował nas o tym, że niedługo sprawa zostanie zgłoszona do komornika. Na szczęście, po wysłaniu mu kopii mail’a napisanego parę miesięcy wcześniej do sklepu, coś się ruszyło, dostałyśmy oficjalne przeprosiny od sklepu, w których potwierdzili fakt, że nic winne im nie jesteśmy. Ok. dwa miesiące po tym liście... tak, zgadliście, doszło kolejne wezwanie do zapłaty.

Takich przykładów jest wiele. Belgowie to wspaniali ludzie, ale momentami mam wrażenie, że w pracy coś dziwnego dzieje się z ich mózgami, wypływa im czy co... Naprawdę nie da się w tym kraju niczego załatwić bez użerania się z idiotą, któremu czasem trzeba tłumaczyć procedury o których powinien wiedzieć wszystko, a przynajmniej więcej niż klient.

Amen.

Belgia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (113)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…