Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scylla

Zamieszcza historie od: 30 czerwca 2011 - 21:29
Ostatnio: 9 października 2012 - 19:27
  • Historii na głównej: 0 z 6
  • Punktów za historie: 348
  • Komentarzy: 14
  • Punktów za komentarze: 13
 
zarchiwizowany

#40568

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chyba zaraz mnie coś strzeli...
Moja mama zamówiła kosmetyki na stronie pewnej bardzo znanej drogerii. Wszystko poszło super, dostała je bardzo szybko, a samymi produktami była zachwycona. Zamówiła raz jeszcze, znowu wszystko ok. Do tego w jednym z zamówień gazetka promocyjna. Strona ma pewną... zaletę(?) rzadką dla sklepów internetowych. Mianowicie, zapłacić można za zamówienie 2 miesiące później. Promocje z gazetki kusiły, postanowiłam więc z nich skorzystać. Mama miała zamiar zapłacić za wszystkie trzy zamówienia w następnym miesiącu.
No to zamówiłam. Na zamówienie czekałam dobre dwa tygodnie (mama na dwa pierwsze czekała maksymalnie 3 dni), po tym czasie dostałam list, że nie mogą mi wysłać paczki, bo można mieć tylko dwie z zapłatą na później. Spoko, muszą się jakoś zabezpieczać, rozumiem - ale mogli zadzwonić/napisać mail’a, albo chociaż pospieszyć się z tym listem, bo dwa tygodnie czekania to już dużo, a na stronie o takim limicie żadnej informacji. Robię przelew, w tytule chce wpisać numer zamówienia - niespodzianka, zamówienie zniknęło z historii zamówień. Robię więc przelew z moim numerem klienta, według wskazań obsługi klienta.
Czekam tydzień, nic, piszę mail’a... Okazało się, że sumę przelaną odjęli od sumy do zapłacenia za jedno z zamówień mojej mamy - przelew raz jeszcze, za moje zamówienie i resztę tego mamy. Przepraszają, paczkę wysyłają... W mail’u potwierdzającym wysyłkę na liście produktów zamówionych jeden z lakierów do paznokci na którym strasznie mi zależało nie widnieje! A przecież za niego zapłaciłam!
W historii zamówień cena tego zamówienia jest niższa o cenę lakieru. Lakier jest dostępny na stronie, więc na pewno nie jest to wina braku towaru.
Piszę kolejnego mail’a, już mocno wkurzona, parę słów o braku organizacji i prośba o wyjaśnienie co do lakieru... Teraz czekam na odpowiedź i na paczkę, po którą w poniedziałek podreptam na pocztę.
Najgorsze jest to, że produkty tej firmy naprawdę są super, promocje i prezenty dostępne w sklepie internetowym są nieporównywalnie lepsze od tych w sklepach tej marki. Ale po tym zamówieniu chyba już sobie odpuszczę... Ciekawe tylko, kiedy doczekam się lakieru bądź zwrotu pieniędzy za niego...
Edit: Szkoda, że nie spisałam tego, co zamówiłam... Z zamówienia odjęli prawdopodobnie również szampon.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (23)
zarchiwizowany

#39907

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Krótko, o ciekawej metodzie wychowawczej...
Czekając dzisiaj w kolejce do lekarza, usłyszałam jak pewna matka mówiła do swojego dziecka:
„Zachowuj się, bo za karę nie pójdziesz do szkoły!„
Nie wiem jak to skomentować, więc nie będę. Dodam tylko, że chłopczyk nie robił nic złego, nie hałasował, nikomu nie przeszkadzał (a jestem bardzo wyczulona na wkurzające zachowania dzieci w kolejkach, poczekalniach itp.) więc tak naprawdę nie wiem nawet, dlaczego miałby tę karę dostać...

poczekalnia

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (59)
zarchiwizowany

#35479

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam. Od razu zaznaczam, że nie chodzi mi o dostanie się na główną, ale o pomoc z Waszej strony.

Od jakiegoś czasu zależało mi na pewnym zabiegu, dość drogim, więc zdecydowałam się na zakupy grupowe. Wszystko super, kupon ważny powiedzmy do 20 września. Wiedząc, że mogę wykonać go tylko i wyłącznie między 10 a 20, będąc w tym terminie w mieście w którym jest salon, myślałam, że wszystko pójdzie jak z płatka... Niestety. Osoba, która zabieg miała mi wykonać, właśnie poinformowała mnie o tym, że wyjeżdża, powiedzmy, 5tego, więc mogę zapisać się tylko i wyłącznie przed tą datą. Dla mnie fizycznie jest to niemożliwe. I teraz pytanie - czy jeżeli salon odmawia wykonania usługi w ciągu trwania kuponu, bynajmniej nie z powodu braku miejsc, można coś z tym zrobić, żeby odzyskać kasę? Teoretycznie, salon skrócił ważność kuponu o dwa tygodnie, a tego chyba nie mogą robić...

P.S. Oczywiście nie dzwoniłam zamówić się na zabieg w ostatniej chwili. Nie chcę podawać dokładnych dat, ale dzwoniłam z ponad miesięcznym uprzedzeniem.

zakupy grupowe

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (31)
zarchiwizowany

#32820

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Życie w kraju absurdów, lub po prostu belgijska biurokracja. Opiszę Wam trzy historie, które przydarzyły mi się osobiście, zaczynając od najmniej absurdalnej.

I.
Jakiś miesiąc temu zamierzałam zerwać umowę na komórkę. A że było to krótko przed jej końcem, myślałam, że koszty będą niskie. Odwiedziłam 2 salony mojej sieci i 2 salony, w których można zawiązać umowy na wszystkie sieci - w każdym salonie podano mi inne koszta zerwania umowy (sic!). Na szczęście w ostatnim takim wielosieciowym salonie poinformowano mnie, że za zerwanie opcji internetowej, którą miałam w abonamencie zapłaciłabym 90€, przy czym za 3 miesiące tej usługi które mi zostały powinnam była zapłacić niecałe 30 - umowy nie zerwałam, tylko przeszłam na kartę i dopiero we wrześniu, jak umowa na internet w telefonie wygaśnie, zerwę ją bez poniesienia żadnych kosztów.

II.
Historia z ostatniego miesiąca, mająca finał dzisiaj (a może i nie...). Trzy miesiące temu bank zadzwonił do mojej mamy, prosząc ją by powiadomić mnie, że muszę pilnie stawić się w agencji ze względu na zbliżającą się pełnoletność (podobno mojego numeru nie mieli). No to trzy tygodnie temu wreszcie się do nich pofatygowałam, wiem, 2 miesiące to nie jest pośpiech, ale zawsze jak zamierzałam się tam wybrać to coś mi wypadało.
W banku dowiedziałam się, że stawić się mam dopiero po ukończeniu 18ego roku życia - czyli po 3 miesiącach od ich telefonu, w którym tak bardzo zależało im na tym, żebym szybko do nich zawitała. W każdym razie, dowiedziałam się, że niedługo będę miała do odbioru kartę i maszynkę do konta internetowego w ich agencji. No dobra, przynajmniej kolejki nie było, przebolałam to, że tak naprawdę wezwali mnie po nic.
Dzisiaj, pełnoletnia od paru dni, stawiam się w banku - pani poinformowała mnie, że karta jednak nie czeka na mnie w ich agencji, ale została wysłana w marcu (!!!) prosto do mojego domu, tak samo jak maszynka. Po sprawdzeniu mojego adresu w bazie danych, okazało się, że nie mieli numeru mojego domu, więc karta i maszynka zostały wysłane na adres zawierający wyłącznie nazwę ulicy i kod pocztowy! Dobrze, że nie była to karta visa, bo nawet sobie nie wyobrażam na jaką sumę mogłabym zostać okradziona, gdyby karta została wrzucona do byle jakiej skrzynki na mojej ulicy jakieś trzy miesiące temu (nie, żebym dysponowała jakimiś zawrotnymi sumami, ale czysto teoretycznie mnie to przeraża).
Po nową kartę muszę się stawić za dwa tygodnie (i to przez ich własną głupotę - bo jakby jej nie zgubili, to mogłabym ją dostać do domu, dopiero za drugim razem wysyłają ją do agencji zamiast do klienta), moja wygasła parę dni temu i dostałam kartę zastępczą... Dobrze, że chociaż poinformowali mnie o tym, że aktualną kartą już raczej za nic nie zapłacę. A ja zastanawiam się czy po napisaniu wszystkich egzaminów, nie zmienić na spokojnie banku...

III.
No i hit: parę miesięcy temu pisałam historię o kurierze, która niestety wylądowała w archiwum. Kurier był prywatny, rozwoził tylko i wyłącznie produkty firmy od której zamówiłam biurko. Za produkt zapłaciłam przy odbiorze. Po ok. miesiącu od dostawy dostałam pocztą... wezwanie do zapłaty! Przyznam, przestraszyłam się, bo kurier nie dał mi żadnego rachunku potwierdzającego transakcję (głupia byłam, że go nie wyegzekwowałam, ale nigdy nie miałam problemu z zakupami za pobraniem pocztowym). Od razu telefon do sklepu, miła pani konsultantka poinformowała mnie, że to błąd systemu, że pieniądze zostały przez kuriera dostarczone i prosiła, by ignorować wezwania do zapłaty. No to ok. Ale kiedy dostałam następne, napisałam mail’a do sklepu, by na piśmie mieć potwierdzone to co powiedziała mi konsultantka. Oczywiście brak odzewu, a wezwania do zapłaty przychodziły co miesiąc z coraz większymi odsetkami. Wreszcie dostałyśmy list od prawnika, który informował nas o tym, że niedługo sprawa zostanie zgłoszona do komornika. Na szczęście, po wysłaniu mu kopii mail’a napisanego parę miesięcy wcześniej do sklepu, coś się ruszyło, dostałyśmy oficjalne przeprosiny od sklepu, w których potwierdzili fakt, że nic winne im nie jesteśmy. Ok. dwa miesiące po tym liście... tak, zgadliście, doszło kolejne wezwanie do zapłaty.

Takich przykładów jest wiele. Belgowie to wspaniali ludzie, ale momentami mam wrażenie, że w pracy coś dziwnego dzieje się z ich mózgami, wypływa im czy co... Naprawdę nie da się w tym kraju niczego załatwić bez użerania się z idiotą, któremu czasem trzeba tłumaczyć procedury o których powinien wiedzieć wszystko, a przynajmniej więcej niż klient.

Amen.

Belgia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (113)
zarchiwizowany

#19516

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
(Uwaga - bedzie dlugo.)

Niedawno przeprowadzilam sie z mama do wiekszego mieszkania, niestety nieumeblowanego. Musialysmy wiec dokupic pare mebli, z czego wiekszosc udalo nam sie znalezc w Ikei, oprocz biurka do mojego pokoju. Po dlugich poszukiwaniach, wreszcie znalazlam fajne biurko w internecie, na belgijskiej stronie neckermanna (przy czym odkrylam, ze to nie tylko biuro podrozy). Zamowilam, podalam numer telefonu dla kuriera. Czekam.

Na stronie napisane bylo, ze na wysylke czeka sie max. do 8 dni roboczych. Po 11, niezle juz wkurzona, napisalam maila z zapytaniem dlaczego biurko nadal nie zostalo wyslane - odpowiedz byla nastepujaca: na pierwsze zamowienie limit wysylki jest przedluzony do 14 dnich roboczych (no tak, bo po co pokazac sie z najlepszej strony nowemu klientowi).

Dobra. Przeczekalam, wyslali. Oczywiscie kosztow przesylki nie podaja przy zakupie, a jedyna mozliwoscia zaplaty jest platnosc kurierowi przy odbiorze lub uwaga! przelew 14 dni po odebraniu produktu (?). Jedyna mozliwosc dowiedzenia sie ile okolo bedzie kosztowala przesylka, to sprawdzenie w ich tabeli stawek, w ktorej wyraznie bylo napisane, ze 30€ placi sie za bardzo duze meble (typu trzy osobowe kanapy), a za mniejsze, skladane wlasnorecznie meble - 20. Oczywiscie moje biurko, jeden, moze poltora metrowy karton, zaliczal sie do grupy kanap.

Po ok. 2 tygodniach od zakupu, zadzwonil do mnie kurier. Super. Szkoda tylko, ze bylo to o 6 rano.. Akurat pan mial szczescie, bo spalam u kolezanki i zeby dojechac od niej do szkoly musialam wstac bardzo wczesnie, wiec odebralam. Umowilam sie z nim na 16.30, majac spotkanie o godzinie 17 niedaleko domu. Ktore musialam odwolac, bo pan nie dojezdzal, nie odbieral telefonu.. Po 20 stracilam nadzieje, ze w ogole sie u mnie pojawi.

Nastepny kurier, zadzwonil do mnie pare dni pozniej, kiedy akurat mialam przerwe na lunch - powiedzial, ze bedzie za godzine. Nie rozumial, ze w domu nikogo nie bedzie, powtorzyl mi tylko pare razy, ze bedzie za godzine, ile jest do zaplacenia, na moje slowa w ogole nie reagowal. Oczywiscie po godzinie, kiedy siedzialam na lekcji, telefon wibrowal mi w kieszeni pare razy, poniewaz pan postanowil, mimo moich zapewnien, ze nikogo w domu nie bedzie, ze jednak sie pojawi.

Niezle juz wkurzona, napisalam maila do sklepu, ze anuluje zamowienie, bo mam dosc takiego traktowania ze strony kurierow. Na co dostalam odpowiedz, po ktorej szczeka mi opadla - owszem, moge anulowac zamowienie, ale bedzie to potraktowane jako zwrot i musze w takim razie zaplacic te 30€ za przesylke przelewem. Nadal nie rozumiem, jak mozna zwrocic do sklepu cos czego nigdy sie nie widzialo na oczy..

Zeby nie tracic bezsensownie pieniedzy, zgodzilam sie na ostatnia probe dostawy. Rano dostalam smsa, ze kurier bedzie miedzy 9 a 12, czyli oczywiscie w godzinach, kiedy nikogo nie bedzie w domu. Mama postanowila, ze z 3 lekcji i wfu moge sie urwac, wiec zostalam w domu. Kurier pojawil sie ok. 14.30 czyli o godzinie o ktorej spokojnie wrocilabym juz ze szkoly do domu..

Kurier zostawil wielki, ciezki karton na korytarzu, zastawiajac drzwi do garazu mojemu sasiadowi (mieszkam w domu "dwu-rodzinnym" - dwa dolne pietra sa nasze, dwa gorne wlasciciela), ktory na szczescie ma duzo zrozumienia i po powrocie z pracy pomogl mi sam ten karton wniesc. Ale to nie koniec historii - kurier oczywiscie nie mial drobnych. Najblizszy sklep jakies 100m od domu, ale strasznie lalo i z nieba zaczynal leciec grad. No to kurier wsadzil mnie do ciezarowki, zebysmy podjechali rozmienic - pojechal nie w ta strone w ktora mu mowilam, ale na szczescie tam tez znalezlismy sklep, tylko, ze juz dalej od domu. Oczywiscie to ja musialam wysiasc, pojsc rozmienic, a kiedy wrocilam - pan otworzyl mi okno, wyciagnal reke po drobne i kiedy juz je ode mnie otrzymal - odjechal i zostawil mnie jakies pol kilometra od domu, bez kurtki (bo w pospiechu) na deszczu..

(Przepraszam za brak polskich znakow.)

Piekielny sklep internetowy i kurier

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (229)
zarchiwizowany

#13079

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na wakacje postanowiłam pofarbować włosy na niebiesko – takie małe szaleństwo. W tym celu wybrałam się najpierw do fryzjera. Niestety żeby można było je przefarbować na ten kolor, trzeba je najpierw rozjaśnić. Wszystko poszło ok, włosy po dekoloryzacji mi nie wypadły – nakładamy niebieski. Trzymałam farbę na włosach 40 minut, niestety nic z tego nie wyszło, wyszłam od fryzjera z żółtkiem na głowie, bo kolor spłynął przy myciu. Mówię sobie trudno, dam spokój, ale jak obudziłam się dzisiaj rano i spojrzałam w lustro, widząc straszydło z żółtymi włosami, postanowiłam pójść do sklepu z farbami do włosów i innymi rożnymi specyfikami w celu zakupienia jakiejś innej niebieskiej farby.
Na miejscu, pan sprzedawca w wieku średnim, chyba właściciel, szybko się mną zajął. Pyta się co i jak, czego potrzebuję, więc tłumaczę. W tym momencie, w pana coś wstąpiło i zaczął na mnie najeżdżać, że co to ma być, że niebieski, bla bla. Ok, słucham go spokojnie, po czym oznajmiam, że nie zmienię zdania i proszę o najlepszą niebieską farbę, żeby mi się kolor przyjął i do końca nie zniszczył mi włosów. Pan zaczął mnie przekonywać, że lepiej byłoby jakbym wybrała czerwony, fioletowy, albo, UWAGA! – najlepiej to w ogóle różowy(!!!). Oczywiście odmówiłam, i nadal swoje, że proszę o niebieski. Pan wyjął w końcu jakiś katalog, pokazując mi fajny niebieski, przy czym oznajmiając, że tak to się nie da, że to jest kolor mix, że najpierw muszę nałożyć np. kolor popielaty na to żółtko żeby się potem ten niebieski przyjął. Wiedząc, że istnieją inne farby i w tym sklepie na pewno ich nie brakuje – proszę o pokazanie produktów innej firmy. Pan mi pokazuje, ja już się cieszę, kolor idealny – niestety, pan już takich nie ma, bo się źle sprzedają (to po co w ogóle mi je pan pokazywał?). Ja już lekko zdenerwowana, męczę „biednego” sprzedawcę i w końcu pan wpada na jakiś pomyśl, biegnie na zaplecze, i po chwili wraca z wręcz idealną farbą dla mnie – niebieski na rozjaśnione włosy, bardzo krzykliwy, tak jak chciałam. Oczywiście farbę kupiłam. Do tego zaoszczędziłam jakieś 15€ - bo z braku wyboru, byłam już skłonna do zakupu tego mixu, który na początku mi proponował, dużo droższego i do którego trzeba było dokupić inna farbę. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie można było tak od razu – straciłam mnóstwo czasu i byłam już nieźle wkurzona jak stamtąd wychodziłam. A mogło obyć się bez nerwów… Tym bardziej, iż nie wierzę, ze pan zapomniał o istnieniu tej farby, bo ta firma proponowała tylko i wyłącznie kolory dziwne i krzykliwe, jak mój niebieski i różowy, który pan na początku chciał mi wcisnąć…

Sklep fryzjerski w Brukseli

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (30)

1