Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#32956

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A tym razem ja będę tą piekielną w tej opowiastce.
Sytuacja miała miejsce za czasów, kiedy to byłam smarkiem w pierwszej klasie liceum (byłam rosłą dziewuchą wyglądającą co najmniej na pełnoletnią).
Piętro wyżej, tuż nade mną mieszkało emerytowane małżeństwo wraz z futrzastym pupilem, wrednym kotem, którego lubili puszczać na klatkę samopas. Zwierzę nie wiem w jakim celu było wypuszczane- czy to w celu wybiegania się, czy też załatwieniu potrzeb fizjologicznych, czy ku tym obu sprawom. W każdym razie sąsiedzi się ciągle skarżyli na obszczane wycieraczki, tudzież obsrane. Lecz właściciele kota nic sobie z tego nie robili udając greków w stylu: "Jak to? Nasz kiciuś? Niemożliwe! Proszę nie opowiadać bzdur!" i trzaskali drzwiami przed nosem.
Moja wycieraczka też nie była oszczędzona- była nieraz przez niekastrowanego grubego kocura oblana ciepłym moczem. Pewnego dnia i wredne kocisko na moją wycieraczkę nasrało. Moja mama jako, że jest osobą pokojową, więc nie zamierzała się wybrać do sąsiadów z opierniczem, żeby posprzątali po futrzaku, zanim przerobi go na kapcie na zimę- tylko wzięła szufelkę rzucając mięsem pod nosem i chciała to sprzątnąć. Wkurzyłam się i powiedziałam, żeby tego nie ruszała.
Wtedy akurat byłam o kulach, ponieważ skręciłam nogę w kostce i założyli mi szynę gipsową. Pokuśtykałam piętro wyżej, zapukałam grzecznie i otworzyła mi drzwi [Sa]- sąsiadka.
[Ja}- Proszę Pani, Państwa kot znowu narobił nam na wycieraczkę. Proszę nie wypuszczać kota na klatkę schodową, bo to nie kuweta. Byłaby Pani tak łaskawa sprzątnąć po swoim pupilu? Mi ciężko o kulach.
[Sa]- Nie wypuszczamy naszego kota! To nie nasz mruczuś! Proszę dać nam spokój!- i trzasnęła drzwiami przed nosem.
Wściekła nie dałam za wygraną i zaczęłam już nie pukać a natarczywie walić do drzwi bardzo wściekła. Tym razem otworzył [Sd]- sąsiad, mąż owej kobiety.
[Ja]- Proszę sprzątnąć gówno po swoim śmierdzielu, albo powiadomię administrację, bo jest zakaz wypuszczania zwierząt bez nadzoru na klatki schodowe a jak narobią to należy sprzątnąć po nich nieczystości!
[Sd]- Wyp******laj! Ja ci k***a dam!- i popchnął mnie a jego drzwi były tak usytuowane, że stojąc przed nimi miałam za plecami schody. Straciłam równowagę i omal nie spadłam ze schodów. Z rąk wypuściłam kule ortopedyczne i w ostatniej chwili złapałam się poręczy. Dziadek za to jeszcze rzucił do mnie kilka inwektyw i trzasnął drzwiami.
Sąsiadka i moja rodzicielka zaalarmowana wrzaskami, łomotem spadających kul po schodach i łomotem drzwi wyszły na klatkę schodową w pośpiechu zobaczyć co się dzieje. Mama pomogła mi podając kule i zeszłyśmy na dół. Byłam tak wściekła, że kazałam jej wrócić do mieszkania i nie sprzątać tego jeszcze, bo nie skończyłam z nimi. Weszłam za nią i oczekując odpowiedniego momentu wreszcie doczekałam upragnionej chwili, kiedy to weszli do mniejszego pokoju i włączyli radio Maryja na różaniec. A, że słuchali dość głośno wzięłam naszą wycieraczkę w garść złożoną w pół tak, żeby kocia niespodzianka nie zleciała podczas powolnego wchodzenia o kulach po schodach. Pod drzwiami sąsiadów rozłożyłam wycieraczkę, przyłożyłam stroną z gówienkiem do drzwi i wysmarowałam je nim od framugi do framugi, po czym wzięłam sąsiadów wycieraczkę (która była identyczna jak moja), zostawiłam im swoją z resztkami kupy ich pupila pod drzwiami, spokojnie zeszłam na dół, położyłam czystą wycieraczkę pod moje drzwi i wróciłam do mieszkania. Sąsiedzi oburzeni jak zobaczyli co się stało zaczęli dobijać się do moich drzwi. Powiedziałam mamie spokojnie, by pod żadnym pozorem nie otwierała. W końcu szarpanie klamki i łomot do drzwi ucichł. Jednak nie na długo... Do drzwi załomotała Policja. Powiedziałam mamie spokojnie, że ja otworzę. Oczywiście mundurowi przedstawili się i powiedzieli, że zostali wezwani, bo zakłócam spokój i zaśmiecam klatkę schodową. Wyjaśniłam mundurowym o co poszło i jak sąsiedzi mnie potraktowali. Rozmawiałam z nimi na klatce schodowej. Przy okazji zapukałam do sąsiadki, która potwierdziła moją wersję, bo widziała kupsko tłustego kociska na mojej wycieraczce, potwierdziła, że nikt inny nie ma zwierząt z naszej klatki i opowiedziała jak słyszała awanturę i łomot, po czym jak wyszła na klatkę zaalarmowana to moja mama zbierała kule ze schodów i podawała mi, bym mogła zejść. Opowiedziałam jak się zemściłam, gdzie mundurowi nie kryli rozbawienia, podziękowali za informację i wybrali się piętro wyżej, zrobili awanturę, pogrozili, że gdyby stała mi się krzywda to dziadek mógłby pójść siedzieć i wystawili mandat.
Od tamtej pory, pod dziś dzień mam święty spokój i już nie widziałam ani razu wrednego kociska na klatce schodowej.

sąsiedzi

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (249)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…