Historia podobna do tych z komunią w tle, a jednak trochę inna.
W maju mój chrześniak miał pierwszą komunię. Pomijam fakt, iż mimo że jestem stanowczą ateistką, zostałam przez moją babcię, która bała się, że nie przyjdę do kościoła, wręcz zmuszona do uczestniczenia w uroczystościach kościelnych, chociaż i bez tego bym uczestniczyła, żeby tylko dziecku przykrości nie sprawić. Natomiast jaki cyrk na kółkach był z prezentem... Ojciec chrzestny młodego już nie żyje, więc cała rodzina chyba stwierdziła,że to JA mam kupić prezent za dwoje.
Dzieciak wymarzył sobie iPhone′a. Poinformowała mnie o tym (z resztą w mało subtelny sposób) bratowa. Na początku stwierdziłam, że ona mi nie będzie dyktować warunków i kupię to co uznam za stosowne, o czym ją również poinformowałam. Zanim wróciłam do domu moi rodzice i dziadkowie zostali już poinformowani jaka to ja jestem bezczelna i beznadziejna, bo ja nie mam rodziny, tak dużo zarabiam i skąpie na dziecko, a biedny chłopak tylko jednego rodzica chrzestnego ma.
Ostatecznie pod presją rodziny kupiłam ten wymarzony prezent (choć nie uważam, żeby 8-letniemu dzieciakowi potrzebny był taki sprzęt). Kupiłam więc, wszyscy zadowoleni, no może ja trochę mniej, bo 3/4 pensji wydałam.
Teraz mamy czerwiec. Chłopak jedenastego ma urodziny i oczekuje ode mnie notebooka. Oczywiście cała rodzina już powiadomiona co chłopak chce i że ja na pewno kupię, bo na komunię mnie stać było na taki gest, to na urodziny pewnie też. Ale nikt nie bierze bod uwagę tego, że drugą z rzędu wypłatę wydałabym na rozpieszczonego bratanka.
Gdy poinformowałam rodziców i młodego jak się sprawy z jego prezentem mają i że zamiast notebooka może dostać najwyżej jakąś grę, wszyscy wpadli w wielkie oburzenie. Argument babci: ′bo dziecku się nie odmawia!′
I wszyscy w nosie mają to, że mam zaklepany w biurze podróży urlop w Hiszpanii pod koniec czerwca i że sama potrzebuję kasy. Babcia (wielka obrończyni wnuka) już czwarty dzień na mnie napada, że ′mały chce to i to i ja mam kupić, bo on poza mną nie ma rodzica chrzestnego, że zobowiązana jestem to kupić, a na wakacje to sobie za rok mogę jechać.′
Nie babciu... na wakacje pojadę w tym roku, a ten mały dyktator urodziny ma co roku (aż się boje jakie pomysły przyjdą mu do głowy wraz z wiekiem).
W maju mój chrześniak miał pierwszą komunię. Pomijam fakt, iż mimo że jestem stanowczą ateistką, zostałam przez moją babcię, która bała się, że nie przyjdę do kościoła, wręcz zmuszona do uczestniczenia w uroczystościach kościelnych, chociaż i bez tego bym uczestniczyła, żeby tylko dziecku przykrości nie sprawić. Natomiast jaki cyrk na kółkach był z prezentem... Ojciec chrzestny młodego już nie żyje, więc cała rodzina chyba stwierdziła,że to JA mam kupić prezent za dwoje.
Dzieciak wymarzył sobie iPhone′a. Poinformowała mnie o tym (z resztą w mało subtelny sposób) bratowa. Na początku stwierdziłam, że ona mi nie będzie dyktować warunków i kupię to co uznam za stosowne, o czym ją również poinformowałam. Zanim wróciłam do domu moi rodzice i dziadkowie zostali już poinformowani jaka to ja jestem bezczelna i beznadziejna, bo ja nie mam rodziny, tak dużo zarabiam i skąpie na dziecko, a biedny chłopak tylko jednego rodzica chrzestnego ma.
Ostatecznie pod presją rodziny kupiłam ten wymarzony prezent (choć nie uważam, żeby 8-letniemu dzieciakowi potrzebny był taki sprzęt). Kupiłam więc, wszyscy zadowoleni, no może ja trochę mniej, bo 3/4 pensji wydałam.
Teraz mamy czerwiec. Chłopak jedenastego ma urodziny i oczekuje ode mnie notebooka. Oczywiście cała rodzina już powiadomiona co chłopak chce i że ja na pewno kupię, bo na komunię mnie stać było na taki gest, to na urodziny pewnie też. Ale nikt nie bierze bod uwagę tego, że drugą z rzędu wypłatę wydałabym na rozpieszczonego bratanka.
Gdy poinformowałam rodziców i młodego jak się sprawy z jego prezentem mają i że zamiast notebooka może dostać najwyżej jakąś grę, wszyscy wpadli w wielkie oburzenie. Argument babci: ′bo dziecku się nie odmawia!′
I wszyscy w nosie mają to, że mam zaklepany w biurze podróży urlop w Hiszpanii pod koniec czerwca i że sama potrzebuję kasy. Babcia (wielka obrończyni wnuka) już czwarty dzień na mnie napada, że ′mały chce to i to i ja mam kupić, bo on poza mną nie ma rodzica chrzestnego, że zobowiązana jestem to kupić, a na wakacje to sobie za rok mogę jechać.′
Nie babciu... na wakacje pojadę w tym roku, a ten mały dyktator urodziny ma co roku (aż się boje jakie pomysły przyjdą mu do głowy wraz z wiekiem).
rodzina
Ocena:
1316
(1440)
Komentarze