Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#33159

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałbym, żeby niektórzy zrozumieli, dlaczego proces adopcji jest wieloetapowy i skomplikowany. Nie jest to celowe utrudnianie, naprawdę chodzi o to, żeby nie oddać dziecka niewłaściwym osobom.

Zamieszkałem w Domu Dziecka w wieku lat czterech, a po około trzech, zainteresowała się mną na poważnie pewna rodzina. Mamcia i tatko z sześcioletnim synkiem. Przywiązałem się do nich, często mnie odwiedzali, mówili, że będę mieć braciszka, super ubrania, swój pokój, itd.

Po kilku miesiącach widywania się z nimi w ośrodku, pozwolono im zabrać mnie do ich domu na wigilię i święta Bożego Narodzenia. Nie chcę wypisywać co czułem, ale chyba można sobie wyobrazić dzieciaka przed pierwszymi prawdziwymi świętami.
Przyjechałem w poranek wigilijny. Mieli „super dom” (pamiętam, że dosłownie to wtedy pomyślałem;), kilka pokoi, dużą kuchnię. W dużym pokoju „super choinka”, stół zastawiony, dwie nowe miłe babcie i dziadek. Sielanka! Oczywiście wtedy nie wydawało mi się to dziwne, dopiero po kilku latach uświadomiłem sobie, że niewłaściwe jest:
- zakazywanie dziecku podchodzenia do telewizora, bo jest drogi i „takiego U WAS nie ma” - powiedziane oczywiście z uprzejmością i głaskaniem po głupiej główce,
- demonstracja jak się używa spłuczki i nowoczesnego kranu,
- podarowanie dziecku pod choinkę tylko czekolady.
No, i to chyba ten ostatni podpunkt pociągnął za sobą konsekwencje.

Siedzimy po wigilii pod choinką, brat Hubercik dostał komplet samochodzików (takie małe resoraki popularne w latach 90’, chyba z 10 w różnych kolorach), słodycze, kredki i malowankę. Ja siedziałem dzielnie z wymuszonym uśmiechem i czekoladą. Pamiętam, że mamuśka dostała buty (?!) coś jeszcze, nie pamiętam, w każdym razie wymieniali się prezentami trochę czasu.
Jedna z babć spytała mnie (chyba) zdziwiona:
- Kubuś, a ty czekoladkę tylko masz?

Pojeździliśmy trochę resorakami z nowym braciszkiem i trzeba było iść spać. Pokój rzeczywiście był oddzielny, leżałem i próbowałem się przekonywać, że mam fajny prezent. Proszę, nie myślcie, że byłem pazernym dzieckiem i zależało mi tylko na prezentach; byłem szczęśliwy z powodu nowej rodziny, brata, pokoju; jednak nie ukrywam, że byłem też lekko rozczarowany. Inne dzieci przywoziły ze świąt zabawki, ubrania i jak to małe dziecko-na swoje pierwsze prawdziwe święta chciałem dostać coś... „super” :)

I ta nieszczęsna czekolada tak nie dawała mi spokoju, że następnego dnia gwizdnąłem bratu czarnego resoraka i schowałem do tornistra (pójdę do piekła).
Zdaje się, że wyrzuty sumienia, uczucie, że jestem złodziejem i strach, że mnie nakryją zrobiły swoje – w nocy zmoczyłem łóżko. Mamuśka rano odkryła wilgotną pościel, pytała czy mi się to zdarza - oczywiście zaprzeczyłem. I przeprosiłem. Pokręciła nosem, powiedziała, że się nie spodziewała tego po tak dużym dziecku. To był drugi dzień świąt, odwieźli mnie do mojego Domu i... tyle ich widziałem.

Odchorowałem mocno tą sytuację, ale teraz uważam, że lepiej, że tak się to potoczyło.

Ddz ludzie

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1518 (1602)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…