zarchiwizowany
Skomentuj
(17)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Dworzec Wschodni, Warszawa
Chcę jechać do Krakowa. Wcześniej w internecie sprawdziłam, jakie połączenia oferuje mi PKP, więc stawiam się na dworcu na jakiś czas przed odjazdem wybranego pociągu i udaję się do kas celem zakupu biletu.
J[a]: Dzień dobry, poproszę bilet studencki na pociąg InterRegio o tej i o tej do Krakowa.
K[asjerka]: Nie ma takiego pociągu.
I uznawszy, że tym stwierdzeniem zakończyła konwersację ze mną, wraca do przekładania papierów. Nie poddaję się, w końcu muszę wsiąść w ten pociąg, żeby dojechać na czas.
J: Ale jak to? Jeszcze dziś sprawdzałam na stronie pkp, że na pewno jest i odjeżdża za kilkanaście minut.
K: Jak sprawdzała, jak nie ma.
No kurde, widocznie zwrócenie się do kogoś per "Pani" uwłacza godności pracownika kas tej dumnej instytucji.
J: Proszę ze mnie nie robić głupiej. Mówię, że sprawdzałam i był taki pociąg. Może weszły jakieś zmiany w rozkładzie i to jest nowy pociąg? No nie wiem, proszę chociaż w komputerze sprawdzić.
Tu kasjerka wielce niechętnie, z miną "i co mi tu mówi, wiem lepiej, ale zrobię łaskę, niech ma" zagląda do swojego komputera i po chwili obwieszcza z triumfem w głosie:
K: No i widać? Nie ma takiego pociągu.
W tym momencie już się poddaję, najwyraźniej pkp nie po raz pierwszy zrobiło mnie w trąbę i muszę teraz na szybko kombinować inny dojazd. No trudno. Pani kasjerki nie proszę już o informacje o innych, istniejących połączeniach, bo doświadczona życiem wiem już, że kończy się to standardowym "Tu nie informacja!!!". Tak więc udaję się w kierunku tablicy z rozkładem odjazdów, i, oczom nie wierzę, "mój" nieistniejący pociąg tam jest!
Skoro tak, to pospiesznie wracam do kas, jeszcze powinnam zdążyć kupić bilet. W kasie ta sama kobieta, z którą miałam już przyjemność dyskutować.
Widzi mnie i wzdycha, teatralnie mamrocząc pod nosem "I co znowu"
J: Witam ponownie. Sprawdziłam przed chwilą tablicę odjazdów i pociąg, który według Pani nie istnieje jednak znajduje się w rozkładzie. Jak Pani to wytłumaczy?
K: (niewzruszona): Ja tu nie mam, znaczy, że nie ma.
J: Może to Pani ma jakiś błąd, nie obchodzi mnie to. Bilet studencki poproszę.
K: Ile?
J: Ale jak to? To Pani mi powinna powiedzieć, ile mam zapłacić.
K: Mogę sprzedać bilet, ale jak poda cenę.
Staram się zrozumieć, jak to możliwe, że kasjerka sprzeda mi bilet na pociąg, którego według niej nie ma. Nie ogarniam.
K: (zniecierpliwiona): To co z tym biletem? Mogę wydrukować, jak wie, jaka cena.
J: Ale skąd ja mogę wiedzieć?! Jakieś dwadzieścia parę zł, ale przecież nie znam co do grosza cen biletów.
K: Jak nie, to nie.
I się odwraca.
Fuck, myślę sobie, co za absurd, no nie pojadę do tego Krakowa.
Najchętniej opuściłabym w tym momencie budynek dworca i poszła szukać szczęścia gdzie indziej, ale ciekawość wzięła górę. Postanowiłam na peronie naocznie się przekonać, czy przypadkiem to ze mną coś nie jest nie tak i nie przywidział mi się pociąg w rozkładzie. Na peronie cud, pociąg stoi. Do planowanego odjazdu kilka minut. Zostawiając na później rozważania o bajzlu na kolei, wsiadam. Uff.
Pozostaje kwestia biletu. Trzeba kupić u konduktora, bo przecież do kasy już nie zdążę. Konduktor chętnie sprzedał, przy okazji inkasując 10 zł opłaty manipulacyjnej. Może i nie jest to fortuna, ale to niemal połowa ceny tego biletu.
Szczęśliwie dojechałam. Szkoda mi tylko było, że baba z kasy nie zobaczyła na własne oczy, że nie jest nieomylna.
Chcę jechać do Krakowa. Wcześniej w internecie sprawdziłam, jakie połączenia oferuje mi PKP, więc stawiam się na dworcu na jakiś czas przed odjazdem wybranego pociągu i udaję się do kas celem zakupu biletu.
J[a]: Dzień dobry, poproszę bilet studencki na pociąg InterRegio o tej i o tej do Krakowa.
K[asjerka]: Nie ma takiego pociągu.
I uznawszy, że tym stwierdzeniem zakończyła konwersację ze mną, wraca do przekładania papierów. Nie poddaję się, w końcu muszę wsiąść w ten pociąg, żeby dojechać na czas.
J: Ale jak to? Jeszcze dziś sprawdzałam na stronie pkp, że na pewno jest i odjeżdża za kilkanaście minut.
K: Jak sprawdzała, jak nie ma.
No kurde, widocznie zwrócenie się do kogoś per "Pani" uwłacza godności pracownika kas tej dumnej instytucji.
J: Proszę ze mnie nie robić głupiej. Mówię, że sprawdzałam i był taki pociąg. Może weszły jakieś zmiany w rozkładzie i to jest nowy pociąg? No nie wiem, proszę chociaż w komputerze sprawdzić.
Tu kasjerka wielce niechętnie, z miną "i co mi tu mówi, wiem lepiej, ale zrobię łaskę, niech ma" zagląda do swojego komputera i po chwili obwieszcza z triumfem w głosie:
K: No i widać? Nie ma takiego pociągu.
W tym momencie już się poddaję, najwyraźniej pkp nie po raz pierwszy zrobiło mnie w trąbę i muszę teraz na szybko kombinować inny dojazd. No trudno. Pani kasjerki nie proszę już o informacje o innych, istniejących połączeniach, bo doświadczona życiem wiem już, że kończy się to standardowym "Tu nie informacja!!!". Tak więc udaję się w kierunku tablicy z rozkładem odjazdów, i, oczom nie wierzę, "mój" nieistniejący pociąg tam jest!
Skoro tak, to pospiesznie wracam do kas, jeszcze powinnam zdążyć kupić bilet. W kasie ta sama kobieta, z którą miałam już przyjemność dyskutować.
Widzi mnie i wzdycha, teatralnie mamrocząc pod nosem "I co znowu"
J: Witam ponownie. Sprawdziłam przed chwilą tablicę odjazdów i pociąg, który według Pani nie istnieje jednak znajduje się w rozkładzie. Jak Pani to wytłumaczy?
K: (niewzruszona): Ja tu nie mam, znaczy, że nie ma.
J: Może to Pani ma jakiś błąd, nie obchodzi mnie to. Bilet studencki poproszę.
K: Ile?
J: Ale jak to? To Pani mi powinna powiedzieć, ile mam zapłacić.
K: Mogę sprzedać bilet, ale jak poda cenę.
Staram się zrozumieć, jak to możliwe, że kasjerka sprzeda mi bilet na pociąg, którego według niej nie ma. Nie ogarniam.
K: (zniecierpliwiona): To co z tym biletem? Mogę wydrukować, jak wie, jaka cena.
J: Ale skąd ja mogę wiedzieć?! Jakieś dwadzieścia parę zł, ale przecież nie znam co do grosza cen biletów.
K: Jak nie, to nie.
I się odwraca.
Fuck, myślę sobie, co za absurd, no nie pojadę do tego Krakowa.
Najchętniej opuściłabym w tym momencie budynek dworca i poszła szukać szczęścia gdzie indziej, ale ciekawość wzięła górę. Postanowiłam na peronie naocznie się przekonać, czy przypadkiem to ze mną coś nie jest nie tak i nie przywidział mi się pociąg w rozkładzie. Na peronie cud, pociąg stoi. Do planowanego odjazdu kilka minut. Zostawiając na później rozważania o bajzlu na kolei, wsiadam. Uff.
Pozostaje kwestia biletu. Trzeba kupić u konduktora, bo przecież do kasy już nie zdążę. Konduktor chętnie sprzedał, przy okazji inkasując 10 zł opłaty manipulacyjnej. Może i nie jest to fortuna, ale to niemal połowa ceny tego biletu.
Szczęśliwie dojechałam. Szkoda mi tylko było, że baba z kasy nie zobaczyła na własne oczy, że nie jest nieomylna.
pkp
Ocena:
189
(227)
Komentarze