Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#33204

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moi rodzice jakiś czas temu zamieszkali w dużym domu, który systematycznie wykańczają. Gdy zbliżały się święta Bożego Narodzenia, mama uznała, że trzeba by zrobić coś z tym, że na korytarzu świecą nam jedynie gołe żarówki. Słowem: powinniśmy kupić lampy, najlepiej jak najszybciej, to akurat zdążymy z montażem przed świętami i dom będzie wyglądał ładniej kiedy odwiedzą nas goście.
Zazwyczaj takie zakupy robimy przez internet - wiadomo: taniej, większy wybór i jeszcze do domu przywiozą. Ale że tym razem zależało nam na czasie - chcieliśmy po prostu pojechać do sklepu i wyjść z lampami - to z mamą i siostrą udałam się do pobliskiego Leroy Merlin.
Na miejscu oglądamy te wszystkie lampy, wybór duży aż nazbyt, ciężko się na coś zdecydować. Wiele egzemplarzy nie ma cen, a pracownika ciężko znaleźć. Tak swoją drogą, to zauważyliście, że pracownicy sklepów budowlanych niemal do perfekcji opanowali sztukę bycia ninja? Niby są gdzieś na sklepie, ale nikt nie wie gdzie, bo na pewno nie na swoim dziale.
W końcu jest, zjawia się ona, pracownica działu oświetlenie. Odpowiada na nasze pytania, a raczej stara się, bo większość pytań o cenę/dostępność poszczególnych egzemplarzy kończy się "to ja sprawdzę w systemie/w magazynie". Coś tam wreszcie udało nam się znaleźć, a nie było łatwo znaleźć lampy w zawrotnej ilości 3 sztuk tego samego rodzaju. Niestety w sklepie, który odwiedziliśmy jest tylko jedna taka lampa, druga jest w innym, a trzecia w jeszcze kolejnym. Każdy ze sklepów w odległości co najmniej kilkunastu kilometrów od drugiego. No nie uśmiecha nam się tak jeździć. Na szczęście pomiędzy sklepami często kursują samochody dostawcze, więc czy mogliby przywieźć i nasze lampy. Mogliby. Super.
Z naszej strony pada pytanie na kiedy możemy mieć te lampy. Pani mówi, że będą już jutro. Fantastycznie. Dostajemy wydruk zamówienia, idziemy do kasy opłacić zaliczkę.
Przyjeżdżamy następnego dnia. Jest Wigilia rano. Lamp nie ma. Ojej, pani z działu oświetlenia jest bardzo przykro. Nam tym bardziej, że zmarnowaliśmy czas, a wiadomo, w Wigilię przygotowań dużo. Sklep miał na zamówieniu nasz telefon, więc czemu nie zadzwonili? Ach, to przedświąteczne zamieszanie.
Kiedy więc będą nasze lampy? No niestety dopiero po świętach, bo sami Państwo rozumiecie, teraz to już nic nie zdążymy załatwić, a jutro dzień wolny. My już źli, bo jak tak to równie dobrze mogliśmy zamówić te lampy w internecie. Nic to, teraz nie mamy już czasu na łażenie po sklepach, poza tym zaliczka zapłacona. No trudno, mówi mama, to chociaż na sylwestra już będą.
W kolejnym tygodniu czekamy na obiecany telefon ze sklepu, ale nikt się nie kontaktuje. Więc kontaktujemy się my. Lamp nadal nie ma. Nawet nie mają sensownej wymówki. Bo ktoś zapomniał, bo zamówienie się zawieruszyło itp.
Następny tydzień, nadal nie dzwonią. Rodzice się wkurzyli i dzwonią sami. Lamp nadal nie ma, ale lada dzień mają być.
W końcu, po 2 tygodniach od zamówienia, lampy się pojawiają. Rodzice jadą, odbierają zapakowane kartony, dopłacają pozostałą kwotę. W domu okazuje się, że jedna lampa ma zbity klosz, a jedna to inny model, różniący się wymiarami. Trzeba pojechać i zareklamować. Oczywiście w sklepie nie ma nieuszkodzonego egzemplarza na wymianę. Trzeba czekać. Zabierają lampy, zwracają pieniądze z dopłaconej kwoty, zostawiają sobie zaliczkę i każą czekać na wymianę towaru.
Po paru dniach telefon, żeby przyjechać i odebrać lampy. Jedziemy z ojcem, tym razem sprawdzamy wszystkie kartony, jest ok. Ale za tę całą hecę z czekaniem chcemy rabatu. Pracownicy z oświetlenia twierdzą, że kierownika już nie ma, a oni nie mogą podejmować takich decyzji. Chcą, żebyśmy zapłacili całość kwoty i odebrali lampy, a jak przyjedziemy do kierownika to on nam część tej dopłaty odda. O nie nie. Nauczeni doświadczeniem wykazujemy daleko postępującą nieufność w obietnice pracowników tego sklepu. Ku niezadowoleniu obsługi nie kwitujemy odbioru towaru ani nie uiszczamy dopłaty tylko domagamy się rozmowy z kierownikiem. Kiedy będzie? Jutro. No to czekamy na telefon z propozycją godziny spotkania.
Kolejnego dnia, ok. godziny 16 dzwoni do mnie pracownik sklepu z informacją, że wprawdzie kierownik jest na zebraniu, ale on został upoważniony do przekazania mi informacji, że kierownik zgadza się na 10% rabat. Ale ja się nie zgadzam, bo to 60 zł to według mnie kwota zdecydowanie nieadekwatna do czasu i nerwów, które kosztowała nas przygoda z tym zakupem.
Pytam, kiedy mogę osobiście porozmawiać z kierownikiem. Pan coś kręci, że dzisiaj to nie wiadomo, czy on będzie miał czas, bo zebranie, a potem kończy pracę. Ale ja mam już tego dość i prosto z pracy jadę do nieszczęsnego Leroy. Domagam się sprowadzenia chociaż na chwilę kierownika, żeby załatwił moją sprawę. Informuję obsługę z oświetlenia, że oczekuję co najmniej 25% rabatu i przeprosin z ich strony za tak nieziemsko długi czas oczekiwania na zamówienie. Oni z kolei informują mnie, że kierownik nadal na zebraniu i żebym czekała. Czekam prawie godzinę. Kierownik nadal się nie zmaterializował, natomiast dane mi było porozmawiać z nim przez telefon, że już już zaraz będzie. W trakcie tej krótkiej rozmowy nie omieszkałam wyrazić swojego delikatnie mówiąc niezadowolenia z faktu oczekiwania na niego i na te cholerne lampy. Mija kolejne pół godziny, kierownik nie przychodzi (czyżby się wystraszył), ale wysłał swojego zastępcę, który przekazuje mi, że kierownik zgadza się na moją propozycję wielkości rabatu. W tym momencie żałuję, że nie zażądałam więcej, ale niech tam, mam już serdecznie dość.
Usatysfakcjonowana tym moralnym zwycięstwem odbieram lampy i udaję się do kasy. Tam płacę, ale jakoś tak za duża mi się ta kwota wydaje. Co się okazuje? Pani policzyła mi rabat od "nowej" ceny lamp. No bo mamy nowy rok, to oni nową cenę wprowadzili. W tym momencie już się wszystko we mnie gotuje. Mam ochotę tymi lampami rzucać w obsługę. Szkoda, że wystarczy tylko na 3 pociski. Wrrr. Wzywam na kasę pracownika oświetlenia i starając się opanować, proszę żeby wyjaśnić tę sprawę, bo nie zamierzam płacić więcej niż się umawialiśmy i mam już dość siedzenia w tym sklepie. W tym momencie zapewne oni także mieli już dość mnie, bo najpierw obydwoje zniknęli, a po powrocie kasjerka nie robiąc już problemów oddała mi różnicę w nowej i starej cenie lamp.
Ufff.

Leroy Merlin

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (207)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…