Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#33473

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ta historia będzie o moim piekielnym chłopaku (obecnie byłym chłopaku).

Zanim doznałam wypadku, Mój chłopak pomieszkiwał u mnie (znaczy się często nocował) i część rzeczy miał w "jego" szafce. Kiedy doznałam wypadku (złamałam nasadę kości piszczelowej podczas wakacji- czyli można powiedzieć, że złamałam w kolanie), przeszłam skomplikowaną operację poskładania kończyny do kupy i leżałam w szpitalu, na moją prośbę wprowadził się do mnie, bo nie miał się kto mną zaopiekować. Oczywiście ze względu na sytuację nie było mowy o tym, by dokładał się do rachunków (głupio byłoby mi nawet o tym pomyśleć, żeby powiedzieć, aby się dokładał w takiej sytuacji).

Ze szpitala wypisali mnie w takim stanie, że nie mogłam samodzielnie dostać się do mieszkania- ratownicy na noszach wnosili moje zwłoki na drugie piętro (miałam tak paskudne złamanie i tak tandetną szynę, że każdy ruch powodował dzikie okrzyki z bólu- niestety dopóki rany pooperacyjne się nie zaleczyły, nie było co marzyć o gipsie). Kiedy ratownicy ze mną na noszach przekroczyli próg mojego mieszkania, myślałam, że spalę się ze wstydu... W mieszkaniu zastałam okropny bałagan. Poprosiłam go, żeby ogarnął to, bo ja przykuta do łóżka jestem (samodzielnie nie byłam w stanie nawet wstać z łóżka)- bezskutecznie. O kulach w korytarzu się potykałam o porozwalane rzeczy.

Był wakacje i straszne upały, że w mieszkaniu było po 30 a nawet w podskokach 33 stopnie (istny horror), więc dużo płynów piłam i ciągle mnie suszyło. A jak wiadomo, z tego powodu musiałam często do toalety. Mojemu lubemu nie podobało się, że tak często musiał pomagać mi wstać i prowadzić mnie do łazienki (asekuracyjnie coby mnie złapać, bym się nie przewróciła w tym chlewie) i zaczął na mnie dosłownie drzeć mordę, że za dużo piję i mam mniej pić bo za często musi mnie prowadzić "*urwa szczać".

No cóż. Wakacje faktycznie przewalone, bo siedział ze mną przykutą do łóżka. Ale to nie koniec tego. Wiadomo, że nawet nie byłam w stanie przygotować jakiegokolwiek posiłku- nie mogłam stać- cały ciężar opierałam tylko na zdrowej nodze a chora bezwładnie wisiała. Szybko to męczyło mięśnie w zdrowej nodze. Do tego opuszczona noga momentalnie mocno puchła. Siedzieć też nie mogłam gdzie indziej jak w łóżku, bo po prostu cholernie mnie bolało i taboret albo był za wysoki, żeby podstawić pod nogę, a pufa za niska... Już nawet go nie prosiłam, żeby gotował mi posiłki- dawałam pieniądze, by poszedł do kantyny z domowymi obiadkami i kupował na wynos posiłki (kantyna była 2, maksymalnie 3 minuty pieszo od mieszkania). Ba- na jego obiadki też mu dawałam. Bywało, że na śniadanie zjadłam jedną kanapkę, do godziny 17 nie mogłam się doprosić jakiegokolwiek posiłku i leżałam głodna- a kolacje bywały, albo i nie bywały.
Dlaczego? Wolał grać na komputerze i na prośbę, żeby włączył pauzę, bo na prawdę jestem głodna, albo na prawdę muszę do toalety bo zaraz nie dojdę- wrzeszczał na mnie, że mu dzieciństwo odbieram (no żesz jasna cholera- 22 lata facet miał) i słyszałam wieczne wrzaski "zaraz *urwa!". Po miesiącu opiekowania się mną wreszcie doczekałam się gipsu (w końcu mogłam samodzielnie wstać z łóżka i pójść do toalety, ale wciąż nie mogłam zbyt długo stać bo kolano puchło mocno). W mieszkaniu bałagan urósł do rangi burdelu, bo palcem nie ruszył nawet (nie mówię, żeby wypucował mieszkanie na błysk, ale mowa o podstawowych rzeczach jak wyniesienie śmieci, pozmywanie naczyń, pochowaniu ubrań do szaf, które walały się po podłodze, odkurzenie mieszkania odkurzaczem, pranie- już grom z wytarciem kurzy i myciem podłóg).

Nagle znalazł wymówkę, pojechał do swojej siostry w Niemczech, bo musiał pomóc jej z przeprowadzką do innego akademika w jakimś innym mieście. Poprosiłam, żeby ogarnął mieszkanie, zanim wyjedziemy, żeby nic się nie zalęgło (wyrzucić jedzenie, które zostało, ogarnąć naczynia, ubrania pochować, odkurzyć mieszkanie). Pokój w którym byłam i przedpokój z łazienką ogarnął po japońsku "yako tako". Do kuchni nie wchodziłam nawet i do jego pokoju.
Mnie podrzucił do mojej znajomej, która sama miała pracę i była zalatana, więc widywałam ją tylko rano i późnym wieczorem.

Mój chłopak miał zostawić mnie tylko na 4 dni u niej. Ale co? Jego pobyt przedłużył się do ponad dwóch tygodni! Dlaczego? Bo zrobił sobie z siostrą spontaniczną wycieczkę po sąsiednim kraju i poimprezował.

Koleżanka po tygodniu powiedziała, że przykro jej, ale ona musi wyjechać do rodziny i odwiozła mnie do mojego domu (200 km od niej). Cóż- mus to mus. Dałam na paliwo i w drogę. Gdy dotarłyśmy, pomogła mi wejść do mieszkania, wniosła rzeczy. Zaschło mi w gardle i od razu postanowiłam pokuśtykać o kulach do kuchni, żeby zrobić herbatę. Kiedy otworzyłam drzwi, to myślałam, że zawału dostanę. W kuchni był istny sajgon- zarośnięte grzybem naczynia w zlewie, który od tych naczyń kipiał, na stole reszta brudnych naczyń, otwarty pasztet, który wysechł i pokrył się zielono-białym puchem, w reklamówce otwartej było coś czarnego i galaretowatego, że nawet nie wiem czym to kiedyś było; w woreczku foliowym cały chleb pozieleniały, w koszyczku zgniłe owoce i warzywa, pełno latających moli kuchennych i malutkich muszek. Po prostu istny raj dla naukowców zajmujących się badaniami grzybów i wytwarzaniem penicyliny. Ja na ten widok załamana się rozryczałam i zaczęłam głośno wyzywać mojego chłopaka i wrzeszczeć, że go zatłukę żywcem kulami. Kumpela jak weszła do kuchni za mną, zaczęła siarczyście przeklinać mojego faceta razem ze mną jaki on jest (tak pomysłowo dobranych i za razem trafnych określeń w życiu nie słyszałam).

Wkurzyła się niemiłosiernie, zadzwoniła do niego i wywrzeszczała mu odgrażając się, że ma w trybie natychmiastowym wysłać pieniądze na środki czystości (wydałyśmy 200 zł), oraz kwotę 300 zł za sprzątanie (koleżanka prowadzi działalność, gdzie sprząta w domach prywatnych i biurach) i fakturę wyśle mu pocztą. Wywrzeszczała mu, że jak mógł doprowadzić mieszkanie do takiego stanu i nawrzucała mu tyle wyzwisk, że głowa pęka. Oczywiście on się nie czuł zobowiązany przelewać pieniędzy i płacić za środki czystości i usługę sprzątania. Kumpela w tym momencie nie wytrzymała i powiedziała, że albo pieniądze dotrą na konto jej, bądź moje jeszcze tego samego dnia. Jeśli tego nie zrobi- może pożegnać się ze swoimi rzeczami, bo jak będzie sprzątać moje mieszkanie (stwierdziła, że nie zostawi mnie w takim burdelu, bo zabić się można) to przy okazji sprzątnie również jego rzeczy i wyniesie na śmietnik. W końcu ugiął się i przelał pieniądze.

Jak wrócił ze swojej wycieczki oczywiście był skruszony, bo najadłam się wstydu jak nigdy dotąd, powiedziałam, żeby wynosił się z mojego życia i nie chcę go znać. Niestety ja głupia wybaczyłam mu. Nie rozstaliśmy się i dalej razem mieszkaliśmy. Po pewnym czasie gipsu się pozbyłam i coraz lepiej radziłam sobie z chodzeniem. Niestety oszczędności się moje kończyły a rachunki były dość spore odkąd mój chłopak zamieszkał u mnie. W końcu sytuacja mnie zmusiła, żeby go poprosić o dokładanie się do rachunków. Wtedy doznał wielkiego oburzenia. Po długich negocjacjach łaskawie zaczął dawać mi 200 zł miesięcznie (rachunki w okresie grzewczym opiewały na kwoty 1000 zł miesięcznie ze względu na ogrzewanie gazowe)...

Jeszcze rok żyliśmy tak razem, gdzie mnie sponiewierał, nie szanował, robił burdel w mieszkaniu i jeszcze miał roszczenia o to, bym mu wyprała pościel, ogarnęła (bo płaci)! Ba... Porwał prześcieradło (moje) niechcący i jeszcze kazał mi kupować, bo on nie ma na czym spać.
Od wypadku, po roku tej szamotaniny w końcu się rozstaliśmy... Uff...

I tak to zdecydowanie za długo trwało. Powinnam była go już kopnąć w cztery litery, jak podrzucił mnie jak zgniłe jajo do mojej znajomej (która nie była mi nawet bliska) i pojechał na wycieczkę i balety z siostrzyczką do Niemiec i zostawiając taki burdel w moim mieszkaniu.

Mój Piekielny chłopak (obecnie ex)

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (337)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…