zarchiwizowany
Skomentuj
(13)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia zatrucia na weselu przypomniała mi anegdotą zasłyszaną gdzieś dawno w rodzinie. Uprzedzam że nie wiem gdzie i kiedy dokładnie to było. Nawet nie pamiętam kto mi to opowiadał i czy on sam był na tym weselu. Ale piekielnie było.
Do rzeczy:
A więc były to czasy dawne i do tego na terenie gospodarstw rolnych zwanych potocznie wsią. Szykowano się do wesela hucznego, a jak że, jak to mówią "zastaw się a postaw się". Specjałów wszelakich przygotowano sporo a między innymi kotlety mielone.
Wiedzieć jednak trzeba że były to czasy gdy technika nie była zbyt powszechna. Na wsi samochód to była sensacja, gotowano na fajerkach, a lodówka była dobrem luksusowym. Żywność przechowywano w komórkach, przy kuchni, lub w studni w bańkach metalowych, ewentualnie w zebranym w zimie lodzie przesypanym trocinami.
Wracając do historii, w dniu ślubu okazało się, że przygotowane wcześniej kotlety zrobiły się śliskie. Radzono co tu zrobić i uradzono że wysmażą je porządnie i dadzą kilka z wyprzedzeniem psu (niech będzie że Fafikowi). Jak psu nic nie będzie to podadzą gościom.
Jak uradzili tak zrobili, pies biegał najedzony, zdrowy i szczęśliwy, goście się zjechali, weselicho ruszyło. Na weselu, jak wiadomo obżarstwo i pijaństwo, orkiestra skocznie grała, ludzie się bawili. Kotlety wszystkim smakowały. Do czasu...
Do czasu kiedy najmłodsza pociecha rodziców panny młodej , nie długo po spożyciu feralnych kotletów, przybiegła zapłakana do mamy i w spazmach wydukała że Fafik nie żyje.
Na rodzinę padł blady strach. Bez zastanawiania się przerwano wesele, naświetlono gościom problem, pogotowie i zborowe płukanie żołądków.
I perełka na koniec. Kiedy już "oporządzono" weselników i rodzina sprzątała bajzel, bo jakoś nikomu już weselić się nie chciało, ktoś w końcu zajął się najmłodszą, wciąż płaczącą pociechą. Uspokoił i wypytał gdzie leży pies coby go pochować. Okazało się że pies leżał przy głównej drodze, gdzie potrącił go śmiertelnie przelatujący przez wioskę samochód.
Do rzeczy:
A więc były to czasy dawne i do tego na terenie gospodarstw rolnych zwanych potocznie wsią. Szykowano się do wesela hucznego, a jak że, jak to mówią "zastaw się a postaw się". Specjałów wszelakich przygotowano sporo a między innymi kotlety mielone.
Wiedzieć jednak trzeba że były to czasy gdy technika nie była zbyt powszechna. Na wsi samochód to była sensacja, gotowano na fajerkach, a lodówka była dobrem luksusowym. Żywność przechowywano w komórkach, przy kuchni, lub w studni w bańkach metalowych, ewentualnie w zebranym w zimie lodzie przesypanym trocinami.
Wracając do historii, w dniu ślubu okazało się, że przygotowane wcześniej kotlety zrobiły się śliskie. Radzono co tu zrobić i uradzono że wysmażą je porządnie i dadzą kilka z wyprzedzeniem psu (niech będzie że Fafikowi). Jak psu nic nie będzie to podadzą gościom.
Jak uradzili tak zrobili, pies biegał najedzony, zdrowy i szczęśliwy, goście się zjechali, weselicho ruszyło. Na weselu, jak wiadomo obżarstwo i pijaństwo, orkiestra skocznie grała, ludzie się bawili. Kotlety wszystkim smakowały. Do czasu...
Do czasu kiedy najmłodsza pociecha rodziców panny młodej , nie długo po spożyciu feralnych kotletów, przybiegła zapłakana do mamy i w spazmach wydukała że Fafik nie żyje.
Na rodzinę padł blady strach. Bez zastanawiania się przerwano wesele, naświetlono gościom problem, pogotowie i zborowe płukanie żołądków.
I perełka na koniec. Kiedy już "oporządzono" weselników i rodzina sprzątała bajzel, bo jakoś nikomu już weselić się nie chciało, ktoś w końcu zajął się najmłodszą, wciąż płaczącą pociechą. Uspokoił i wypytał gdzie leży pies coby go pochować. Okazało się że pies leżał przy głównej drodze, gdzie potrącił go śmiertelnie przelatujący przez wioskę samochód.
wieś dawno temu
Ocena:
398
(444)
Komentarze