Tym razem piekielna okazałam się ja sama.
Na praktykach pielęgniarskich w szpitalu dostałam polecenie zaprowadzić pacjentkę do rentgena. Wchodzę na salę, mówię co i jak, a kobieta (nazwijmy ją pani Kowalska) wstaje, ze spokojem zaczyna się czesać, perfumować, podmalowywać... Delikatnie proszę, żeby się pospieszyła, bo pacjenci są zwożeni na telefon i tam już na nas czekają. Odpowiedź:
- To niech czekają.
I dalsze strojenie się.
Tłumaczę, że tworzy się kolejka, że jeśli minie nasza godzina spadniemy na jej koniec - nic nie skutkowało.
Wreszcie łaskawie usiadła na wózku, jedziemy, wchodzę do rejestracji, zgłaszam przybycie pacjentki, babeczka w rentgenie:
- No, szybciutko, bo już kolejne osoby przyjechały.
Na to ja, wpadając na pomysł:
- Pani, taka a taka sytuacja, czy można by nas przesunąć na koniec?
Rejestratorka się zgodziła, wróciłam do pani Kowalskiej i poinformowałam, że moje obawy okazały się słuszne i musimy czekać. Trwało to pół godziny, raz babsztyl zaczął sarkać na brak organizacji, ale ucięłam, że ja ją prosiłam, żeby się pospieszyła i to był jej wybór.
Od tego dnia na każdy wyjazd była gotowa w minutę.
Lubię pacjentów, swoją pracę i staram się nie być "wredną pigułą", ale w takich sytuacjach (a nie jest ich mało) czasami niestety trzeba kogoś ustawić.
Na praktykach pielęgniarskich w szpitalu dostałam polecenie zaprowadzić pacjentkę do rentgena. Wchodzę na salę, mówię co i jak, a kobieta (nazwijmy ją pani Kowalska) wstaje, ze spokojem zaczyna się czesać, perfumować, podmalowywać... Delikatnie proszę, żeby się pospieszyła, bo pacjenci są zwożeni na telefon i tam już na nas czekają. Odpowiedź:
- To niech czekają.
I dalsze strojenie się.
Tłumaczę, że tworzy się kolejka, że jeśli minie nasza godzina spadniemy na jej koniec - nic nie skutkowało.
Wreszcie łaskawie usiadła na wózku, jedziemy, wchodzę do rejestracji, zgłaszam przybycie pacjentki, babeczka w rentgenie:
- No, szybciutko, bo już kolejne osoby przyjechały.
Na to ja, wpadając na pomysł:
- Pani, taka a taka sytuacja, czy można by nas przesunąć na koniec?
Rejestratorka się zgodziła, wróciłam do pani Kowalskiej i poinformowałam, że moje obawy okazały się słuszne i musimy czekać. Trwało to pół godziny, raz babsztyl zaczął sarkać na brak organizacji, ale ucięłam, że ja ją prosiłam, żeby się pospieszyła i to był jej wybór.
Od tego dnia na każdy wyjazd była gotowa w minutę.
Lubię pacjentów, swoją pracę i staram się nie być "wredną pigułą", ale w takich sytuacjach (a nie jest ich mało) czasami niestety trzeba kogoś ustawić.
szpital
Ocena:
682
(780)
Komentarze