Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#33831

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swego czasu miałam wątpliwą przyjemność zamieszkać z dobrą koleżanką i jej chłopakiem. Jeszcze z koleżanką nie miałam takich problemów, ale jej chłopak (A) doprowadził do tego, że starałam się spędzać w mieszkaniu jak najmniej czasu, a będąc w nim nie wychodziłam niemal zupełnie ze swojego pokoju. I nie tyle określenie piekielny pasuje do niego, a psychiczny.
Będzie bardzo długo!

1. Pan komendant
Tak A. lubił siebie nazywać w żartach. Że nie jest to żart zorientowałam się jak koleżanka się do nas wprowadziła. Wersja dla rodziców była taka, że we dwie zajmujemy jeden pokój, a A. drugi. Koleżankę rodzice nawiedzają, więc chciała, żeby ta oficjalna wersja była wersją rzeczywistą. A. nie był zadowolony. Jak koleżanki nie było w pobliżu ścisnął mi mocno ramię i z grobową miną oznajmił, że "oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to on będzie dzielił pokój z moją koleżanką i nic mi do tego". Już po tym powinnam była uciekać z tamtego mieszkania, ale... wtedy nie widziałam problemu.

Pierwsza awantura była po wizycie mojego znajomego (spędził u nas weekend). Siedziałam ze znajomym kilka godzin na dworcu, bo się spóźnił na wcześniejszy pociąg, a po powrocie szybko umyłam naczynia po nas i poszłam spać. Nagle budzi mnie syk A:
- Możemy porozmawiać w kuchni?
W kuchni była koleżanka i jeszcze jedna współlokatorka, a A. zaczął wymachiwać mi kubkiem przed nosem, krzycząc że co to ma być i jak można być taką idiotką, żeby nie umieć takiej prostej czynności jak mycie naczyń. Że każdy głupi to potrafi, że moja koleżanka teraz musi po mnie wszystko domywać. I najlepiej będzie, jeśli mycia naczyń nie będę się w ogóle w mieszkaniu tykać. Zero reakcji ze strony dziewczyn, a ja poczułam, że miękną mi nogi.
O co była awantura? Nie wypłukałam porządnie piany z ulubionego kubka Pana Komendanta.

2. Sprzątanie
Generalnie obowiązek sprzątania spoczywał na mnie i na A. Jak to zauważyłam (po miesiącu mieszkania tam) to usłyszałam, że przecież moja koleżanka nie będzie sprzątać, bo on wykonuje jej obowiązki, ona jest jego królową. A druga współlokatorka nie musi sprzątać, bo ona tam mieszka dłużej niż my wszyscy. Żelazna logika.

Poszłam sprawę załatwić z koleżanką, która nie była świadoma argumentów. Ona stwierdziła, że przecież sprzątanie jej nie przeszkadza, a nawet je lubi. Po tym A. postanowił mnie nauczyć, że nie mam prawa głosu. Jak szorowałam wannę zaszedł mnie cicho od tyłu, wepchnął mi głowę do wanny, dociskając klatką piersiową do brzegu tak, że nie mogłam oddychać i wysyczał, że mam nie opowiadać koleżance głupot, bo ona sprzątać nie będzie. I lepiej, żebym się wzięła do roboty, bo on po mnie poprawiać nie chce.

Innym razem wyszarpał mnie z pokoju, bo chciałam odłożyć mycie podłogi na następny dzień - po kolokwium, do którego się wtedy uczyłam.

3. Co złe to ja
Jak wspomniałam A. zabronił mi myć naczynia. Potem awantury były o to, że ich nie myję. O to, że nie wynoszę śmieci, a jak wynoszę to że za szybko, bo marnuję worki i zaśmiecam środowisko. Że sprzątam niedokładnie, że sprzątam za dokładnie (a przecież nie ma potrzeby) i za długo to schodzi.

Kolejna awantura (wtedy już przywykłam) była o to, że zrobiłam sobie obiad. A. się spóźniał, więc poczęstowałam obiadem koleżankę, która była głodna. Zaproponowałam nawet, że możemy mu coś zostawić, więc koleżanka do niego zadzwoniła i zapytała czy ma ochotę. Nie miał, zjadłyśmy wszystko. Po jego powrocie mi się oberwało za to, że nic mu nie zostawiłyśmy, a on po tym telefonie doszedł do wniosku, że mu się zakupów nie chce robić i łaskawie zje.

Za moimi plecami (niechcący podsłuchałam) planował odciąć mi internet. Interwencja u koleżanki wyjaśniła dlaczego. Nie płaciłam za internet natychmiast jak tylko rachunki przyszły. Na poprzednim mieszkaniu płaciliśmy do 10-tego dnia miesiąca, więc nie widziałam w tym problemu. Za to nikogo oprócz mnie nie uderzył fakt, że wystarczyło o tym ze mną porozmawiać i wpłacałabym pieniądze wcześniej.

4. Ostateczne starcie
Miała do mnie przyjechać przyjaciółka, z którą dłuższy czas się nie widziałam. Poinformowałam o tym koleżankę przed wyjazdem do domu (bodajże na święta wtedy jechałam). Powiedziałam do niej dokładnie:
- W ciągu drugiego tygodnia stycznia Ola przyjedzie na dwa, trzy dni.
Jak A. z tego wyciągnął, że przyjedzie na tydzień nie mam pojęcia do tej pory. Pretensje miał przede wszystkim o to, że nie powiedziałam mu osobiście, że musiał się dowiedzieć od koleżanki. Bo przecież on musi wyrazić pisemną zgodę. Przez całe święta dostawałam sms-y z pogróżkami i wyzwiskami. Nie wytrzymałam i pokazałam sms-y rodzicom. Kazali zadzwonić do właścicielki i wypowiedzieć umowę (od czego wcześniej mnie odwodzili). Tak też zrobiłam, a przy okazji poinformowałam ją komu mieszkanie wynajmuje.

Po powrocie (miałam miesiąc na wyprowadzkę) A. nawiedził mnie u mnie w pokoju i zaczął mnie szarpać, krzycząc że on sobie nie życzy żadnych odwiedzin w SWOIM mieszkaniu. Że moja przyjaciółka pewnie jest taka sama jak ja i on potem nie będzie inwentaryzacji przeprowadzał po jej wizycie i zamków wymieniać nie będzie. I wyszedł. Roztrzęsiona zadzwoniłam do starszego brata i wypłakałam mu się w słuchawkę. Brat się wściekł, namówił mojego tatę na pierwszą wizytę w mieście, w którym studiuję i przyjechali mnie ratować od psychola. Nigdy wcześniej nie widziałam mojego taty tak wściekłego, brat ledwo się powstrzymywał przed uduszeniem gościa gołymi rękami. Obaj zarzucili koleżance brak reakcji i brak lojalności, powiedzieli, że ją też to kiedyś czeka, żeby uciekała póki czas.

Przez miesiąc dochodziłam do siebie w domu, a potem znalazłam nowe mieszkanie. I jest dużo lepiej :) A z koleżanką nie utrzymuję kontaktów. Tak na wszelki wypadek.

stancja

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 278 (324)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…