Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#33899

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lat temu naście, kiedy pracowałem od wczesnych godzin porannych, zaszedłem do osiedlowego sklepiku śniadanie kupić . Przybytek otwierany był o 5.30, brakowało kilku minut do tej godziny.

Z daleka widziałem, że przed drzwiami stał już i oczekiwał na otwarcie wrót znany na osiedlu "menelik". 9 na 10 jego zakupów było na kreskę, dług chyba oddawał, bo zawsze na zeszyt coś dostał. Generalnie panie sklepowe nie robiły problemów, tylko alkoholu nie kredytowały. Wtedy wychodził zły i coś burczał pod nosem o bezwzględności pań z obsługi, które nie rozumiały potrzeb organizmu pana M. Oczywiście i tak wracał za każdym razem w to samo miejsce.

Zanim doszedłem do sklepiku pani (H)ania otworzyła drzwi i koleś wpadł do środka. Ja za nim. I klasyczne zamówienie:

(M)enel: Ja by chlebek chciał. I mleko mi daj, złociutka. Na zeszyt, jak można.
(H): Może być i na zeszyt, ale jeszcze nie dostałam chleba, za pół godziny będzie, panie Ryśku. I mleka też nie mam, za wcześnie jest.

I tu, Rysiu, wpadł na genialny w swej prostocie plan...

M: To mi daj dwa wina, kochanieńka - więc pani Hania sięga po dwie butelki tego wyśmienitego trunku...

Szkło nawet lady nie dotknęło, a M przechwycił je sprawnie i schował za pazuchę, jednocześnie robiąc zwrot o 180 stopni i srrrruuu! do wyjścia.

H: 7.60 plus kaucja, panie Ryśku!
M: No przecie mówiła, że da na zeszyt! To dopisze do rachunku. Ja muszę jakoś dzionek przetrwać!,

Cóż...trzeba przyznać, że sprytny był...i chyba na dietę zdecydował się przejść. Na owocową. A dokładniej, patrząc na etykietę winka- wiśniową.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (147)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…