Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#34373

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój chłopak jest kucharzem.

Pracuje w dość dobrej restauracji, która o tej porze roku jest szczególnie oblegana - to jedna z głównych restauracji na trasie wylotowej nad nasze piękne morze. Natłok piekielnych klientów jest więc większy.

Do restauracji wchodzi małżeństwo - koło czterdziestki, państwo ′jesteśmy bardzo ważni i jeździmy luksusowym samochodem′, zajmują stolik i zamawiają deser. Padło na racuchy. Akurat tego dnia mój chłopak był kucharzem, przygotował więc dwie porcje, kelnerka zaniosła na stolik. Po kilkunastu minutach przychodzi i mówi, że pani skarży się na racuchy. Mój partner nie ma obowiązku wychodzenia w takiej sytuacji, z reguły sama kelnerka przejmuje takiego klienta. Nie wyszedł, bo kelnerka powiedziała, że sytuacja jest typowa - ci, co pracują w branży gastronomicznej, pewnie się zgodzą. Racuchy, podawane bodajże po trzy (nie jestem pewna) pan wpałaszował całe, a pani - zostawiła trochę z tego ostatniego.
Ale oczywiście, trzeba się poskarżyć, może uda się wyłudzić jedzenie za darmo!

Pani składa skargę. Że to nie były racuchy. Płaskie jakieś takie, miękkie. Wcale nie chrupiące! Odgrzewane pewnie!
Kelnerka kiwa głową, słucha, chce dzwonić do szefa, co zrobić. Pewnie dla świętego spokoju państwo zjedliby za darmo, gdyby nagle nie odezwał się milczący do tej pory pan:
- A przestań, skąd ty wiesz jakie mają być racuchy? Gadasz, jakbyś ich tyle nasmażyła!
Na taki argument pani poczerwieniała, zezłościła się jeszcze bardziej i szybkim krokiem opuściła restaurację. Mąż uregulował rachunek.

gastronomia pomorskie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 703 (745)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…