Opisawszy historię o wucecie w pracy, przypomniało mi się również jedno zdarzenie.
Otóż pracując tam, każdy „szeregowy” pracownik miał do wykonania pewien limit/normę, wyrażany w liczbie XXX na dzień i proporcjonalny do wymiaru zatrudnienia (ile godzin dziennie). Normą było, że wszelkie spotkania „motywacyjne” (czyt. opieprzeniowe) czy szkolenia nie uprawniały do odjęcia sobie straconego (ups – oczywiście spożytkowanego) na nie czasu – limit trzeba było sobie nadrobić.
Apogeum w końcu musiało nastąpić i stało się to na szczęście po moim opuszczeniu tego przybytku.
Otóż wyobraźcie sobie jak to miło jest pracując w firmie generującej co roku wielocyfrowe zyski, składać się na poczęstunek wigilijny po kilkanaście złotych (oczywiście dyrekcja się nie dokładała, ale jadła chętnie), a tuż po złożeniu świątecznych życzeń, usłyszeć, że częstujcie się i rozluźnijcie, ale potem musicie tą godzinę nadrobić...
Chyba było to najkrótsze spotkanie wigilijne w historii.
Otóż pracując tam, każdy „szeregowy” pracownik miał do wykonania pewien limit/normę, wyrażany w liczbie XXX na dzień i proporcjonalny do wymiaru zatrudnienia (ile godzin dziennie). Normą było, że wszelkie spotkania „motywacyjne” (czyt. opieprzeniowe) czy szkolenia nie uprawniały do odjęcia sobie straconego (ups – oczywiście spożytkowanego) na nie czasu – limit trzeba było sobie nadrobić.
Apogeum w końcu musiało nastąpić i stało się to na szczęście po moim opuszczeniu tego przybytku.
Otóż wyobraźcie sobie jak to miło jest pracując w firmie generującej co roku wielocyfrowe zyski, składać się na poczęstunek wigilijny po kilkanaście złotych (oczywiście dyrekcja się nie dokładała, ale jadła chętnie), a tuż po złożeniu świątecznych życzeń, usłyszeć, że częstujcie się i rozluźnijcie, ale potem musicie tą godzinę nadrobić...
Chyba było to najkrótsze spotkanie wigilijne w historii.
a tough work
Ocena:
562
(614)
Komentarze