Wczoraj zostałam piekielną. Najwyraźniej mój chłopak też.
Jeszcze załatwiając kwestie przeprowadzkowe mojego chłopaka, jedziemy do jego rodzinnego miasta wspaniałym pociągiem. Siedzimy, nie wadzimy nikomu, w końcu podróż całkiem długa, to nawet przysypiamy.
Na następnej stacji (a więc spokój nie był nam dany na długo) wsiadała pani z dzieckiem - chłopaczek może z 7 czy 8 lat, ale już po 5 minutach chciałam go zaatakować, udusić, wyrzucić przez okno, a matkę namówić aby spróbowała jeszcze raz, bo to dziecko jej nie wyszło.
Ale jestem uprzejma i miła, to i zachowałam to w głowie.
Nie mam awersji do dzieci w tym wieku, jednak nie wiem... Kamil?... Kamilek był uciążliwy. Było trochę ludzi, a on biegał w te i wewte, znikał na błogosławione 10-15 minut gdzie zwykle odprowadzał go konduktor, bo znajdował go 2-3 WAGONY dalej. Dziecko uderzało nas po kolanach, kopało bagaże (w tym moją torbę z laptopem, którą miałam na kolanach), krzyczał jak Tarzan przy spotkaniu jakiegoś pnia kroczem i ogólnie nie dawał żyć. I się ślinił - pluł na rękę i wycierał np. w fotel.
Mama? Nic. Elegancka pani koło 30-tki nie robiła NIC.
Prosiliśmy, że może jednak coś zrobi? Nie, Kamilek jest żywym dzieckiem i się nudzi.
A więc... gdzie nasza piekielność? Rozpoczęliśmy 3 razy rozmowę na tematy luźne, nieco głośniej niż na ucho.
1 rozmowa: dzieciak znowu wrócił po 15 minutach odprowadzony.
- Kurczę, martwię się o Krzysia, wiesz? - Mówię do swojego [C]hłopaka. - Ma dopiero 4 latka, ciocia go spuściła z oka w pociągu na 5 minut i już 3 tydzień jak go nie ma. Znajdą go?
[C]- Nie wiem, ostatnio molestowanie dzieci to głośny temat, czasami po dziecku nie widać aż nie skończy 15 lat i nie wyjdzie jakiś uraz z dzieciństwa. - Rzecze mądrze. - Albo porwania dla okupu lub sprzedaż organów? Nic miłego.
Kobieta niechętnie na nas popatrzyła i już mówiła Kamilkowi, aby się nie oddalał. Raz. Potem znowu latał w te i wewte jak z poparzeniem.
2 rozmowa: dzieciak kopie mnie w buty; noszę glany, więc niby nic, ale mnie to irytuje. Tak, uprzejme prośby, aby nie stukał, nie pomagały.
[Ja] - Mam nadzieję, że szybko skończy się jazda. Nie dotykaj mnie nawet małym palcem, bo zwymiotuję jak nic. Niepotrzebnie dzisiaj tyle zjadłam, każde szturchnięcie sprawia, że już czuję posmak wymiotów w ustach...
[C] - Nie martw się, tym razem na pewno ci się uda wcelować w woreczek. A jak nie to trudno, i tak cię będę kochał!
Szturchnięcie buta, ja łapię się za usta.
Matka siedzi naprzeciwko mnie. Odciąga na siłę synka, aby mnie nie kopał. Udało się na 30 minut.
3 rozmowa: dzieciak liże szyby; serio, liże szyby językiem od strony korytarza. Z obu stron. Albo liże rękę, kładzie na fotelu i znowu liże z tymi "kłaczkami"....
[C] rozbawionym tonem: - A mówiłem ci co się stało w ostatnią moją wyprawę do Warszawy?
[Ja]- Nie, co się stało!
[C]- Szukam wolnego przedziału, a tu proszę ja ciebie tyłek męski przyklejony do szyby! Od razu puściłem klamkę obrzydzony na co otwiera mi panienka ze spuszczonymi gaciami mówiąc "My z kochaniem zaraz skończymy, on szybko dochodzi!". Teraz non stop noszę takie mokre chusteczki bo brzydzę się czegokolwiek dotknąć... Spodnie od razu piorę po przyjechaniu do domu...
[BTW - historia prawdziwa z jego wyprawy ostatniej...]
Kobieta się zapowietrzyła. Szybko wytarła dziecku usta chusteczką, złapała za swoją torbę i powiedziała do nas:
- PRZESIADAMY SIĘ! PAŃSTWO SIĘ NA MNIE UWZIĘLI!
[C] zakłopotany powiedział
- No... to nie my zmuszamy dziecko aby lizało szybę z możliwymi śladami odbytu....
Pani z dzieckiem odeszła. ALLELUJA.
Nie mogliśmy zmienić miejsca, bo wszędzie było pełno ludzi. Ale widać pani znalazła.
Jeszcze załatwiając kwestie przeprowadzkowe mojego chłopaka, jedziemy do jego rodzinnego miasta wspaniałym pociągiem. Siedzimy, nie wadzimy nikomu, w końcu podróż całkiem długa, to nawet przysypiamy.
Na następnej stacji (a więc spokój nie był nam dany na długo) wsiadała pani z dzieckiem - chłopaczek może z 7 czy 8 lat, ale już po 5 minutach chciałam go zaatakować, udusić, wyrzucić przez okno, a matkę namówić aby spróbowała jeszcze raz, bo to dziecko jej nie wyszło.
Ale jestem uprzejma i miła, to i zachowałam to w głowie.
Nie mam awersji do dzieci w tym wieku, jednak nie wiem... Kamil?... Kamilek był uciążliwy. Było trochę ludzi, a on biegał w te i wewte, znikał na błogosławione 10-15 minut gdzie zwykle odprowadzał go konduktor, bo znajdował go 2-3 WAGONY dalej. Dziecko uderzało nas po kolanach, kopało bagaże (w tym moją torbę z laptopem, którą miałam na kolanach), krzyczał jak Tarzan przy spotkaniu jakiegoś pnia kroczem i ogólnie nie dawał żyć. I się ślinił - pluł na rękę i wycierał np. w fotel.
Mama? Nic. Elegancka pani koło 30-tki nie robiła NIC.
Prosiliśmy, że może jednak coś zrobi? Nie, Kamilek jest żywym dzieckiem i się nudzi.
A więc... gdzie nasza piekielność? Rozpoczęliśmy 3 razy rozmowę na tematy luźne, nieco głośniej niż na ucho.
1 rozmowa: dzieciak znowu wrócił po 15 minutach odprowadzony.
- Kurczę, martwię się o Krzysia, wiesz? - Mówię do swojego [C]hłopaka. - Ma dopiero 4 latka, ciocia go spuściła z oka w pociągu na 5 minut i już 3 tydzień jak go nie ma. Znajdą go?
[C]- Nie wiem, ostatnio molestowanie dzieci to głośny temat, czasami po dziecku nie widać aż nie skończy 15 lat i nie wyjdzie jakiś uraz z dzieciństwa. - Rzecze mądrze. - Albo porwania dla okupu lub sprzedaż organów? Nic miłego.
Kobieta niechętnie na nas popatrzyła i już mówiła Kamilkowi, aby się nie oddalał. Raz. Potem znowu latał w te i wewte jak z poparzeniem.
2 rozmowa: dzieciak kopie mnie w buty; noszę glany, więc niby nic, ale mnie to irytuje. Tak, uprzejme prośby, aby nie stukał, nie pomagały.
[Ja] - Mam nadzieję, że szybko skończy się jazda. Nie dotykaj mnie nawet małym palcem, bo zwymiotuję jak nic. Niepotrzebnie dzisiaj tyle zjadłam, każde szturchnięcie sprawia, że już czuję posmak wymiotów w ustach...
[C] - Nie martw się, tym razem na pewno ci się uda wcelować w woreczek. A jak nie to trudno, i tak cię będę kochał!
Szturchnięcie buta, ja łapię się za usta.
Matka siedzi naprzeciwko mnie. Odciąga na siłę synka, aby mnie nie kopał. Udało się na 30 minut.
3 rozmowa: dzieciak liże szyby; serio, liże szyby językiem od strony korytarza. Z obu stron. Albo liże rękę, kładzie na fotelu i znowu liże z tymi "kłaczkami"....
[C] rozbawionym tonem: - A mówiłem ci co się stało w ostatnią moją wyprawę do Warszawy?
[Ja]- Nie, co się stało!
[C]- Szukam wolnego przedziału, a tu proszę ja ciebie tyłek męski przyklejony do szyby! Od razu puściłem klamkę obrzydzony na co otwiera mi panienka ze spuszczonymi gaciami mówiąc "My z kochaniem zaraz skończymy, on szybko dochodzi!". Teraz non stop noszę takie mokre chusteczki bo brzydzę się czegokolwiek dotknąć... Spodnie od razu piorę po przyjechaniu do domu...
[BTW - historia prawdziwa z jego wyprawy ostatniej...]
Kobieta się zapowietrzyła. Szybko wytarła dziecku usta chusteczką, złapała za swoją torbę i powiedziała do nas:
- PRZESIADAMY SIĘ! PAŃSTWO SIĘ NA MNIE UWZIĘLI!
[C] zakłopotany powiedział
- No... to nie my zmuszamy dziecko aby lizało szybę z możliwymi śladami odbytu....
Pani z dzieckiem odeszła. ALLELUJA.
Nie mogliśmy zmienić miejsca, bo wszędzie było pełno ludzi. Ale widać pani znalazła.
pe ka
Ocena:
1148
(1212)
Komentarze