Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#35524

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W pewnym momencie życia nadchodzi taki czas, kiedy trzeba odejść z krainy gotowych obiadków oraz wypranych i wyprasowanych ubrań i wyjechać na studia byle jak najdalej od domu. I standardowo trafić na jakże miłych współlokatorów. Tak więc opisze jeden z częstszych przykładów piekielności na stronie.

Na wstępie małe info - studiuje Ci ja w naszej pięknej (inaczej) stolicy na (podobno) trudnym i drogim w nauce kierunku (to się akurat zgadza). O ile ceny jedzenia jeszcze są w miarę ok, to z kolei za kawalerkę potrafią sobie zawołać 1500 zł/miesięcznie. Moja rodzinka nigdy nie była zamożna, więc nie mogłem wybrzydzać co do lokum i najważniejsza była niska cena. A że przez wakacje przez rozpoczęciem nauki pracowałem, to też nie za bardzo miałem czas na jego szukanie. Ale w końcu się udało.

Codename: Babcia
(Nie)szczęśliwym trafem sąsiadka moich dziadków miała emerytowaną już koleżankę, która chętnie by wynajęła pokój w swoim mieszkaniu za bardzo korzystną cenę 500 zł. Zarówno sąsiadka jak i właścicielka mieszkania pracowały w tej samej firmie co moi rodzice tylko, że w siedzibie głównej. A mieszkanko blisko metra, w miarę młode osiedle i blisko hipermarket to nie było źle. Przez jakieś pół roku. Ale od początku:

Pokoik w którym było mi mieszkać miał maksymalnie wymiary 2x3,5 m. Wystarczyło miejsca na łóżko, małe biurko, płytką 30-letnią meblościankę i niewielką szafę. Nigdy nie uważałem, że potrzebuję dużo miejsca, ale tak lekko klaustrofobicznie się tam czułem.

W mieszkaniu oprócz nas były dwie kotki (dachowce), nie powiem fajne, ale jednak miały tak troszkę więcej przywilejów ode mnie. Jedzenie ich kosztowało więcej niż ja płaciłem za swoje. Jedna z nich wytresowała babkę, by ta z rana wstawała, wpuszczała ją do łazienki i odkręcała wodę w wannie (tak by się lała strumykiem). Tylko w ten sposób piła wodę. To nic, że woda leje się i leje. Jak wstawałem to zakręcałem.

Pisałem, że wstawała rano? Mała uwaga – rano dla mnie to 9.00 dla niej ~5.00. Pora spania z kolei to dla niej była 22.00. Jak się nieraz uczyłem do kolokwium (albo zasiedziałem się przy grze/filmie) to szedłem spać jak ona wstawała. A jako, że chodziła spać o nieludzkiej porze, to dostałem szlabany na przebywanie w kuchni i łazience. Z kuchni mogłem skorzystać maksymalnie do godziny 21 (bo ona musi po mnie pozmywać, bo ja tego (niby) nie potrafię i do tego tłucze się garami tak, że nie słyszy telewizora, który ja słyszałem bez problemu w kuchni), a na łazienkę do 23, bo ona ma lekki sen i jak spuszczam wodę/kąpałem się to ją budzę. Co do kąpania się – masz tylko się „opryskiwać” w wannie, bo trzeba oszczędzać wodę (!!!).

Kuchnia – jedna lodówka, więc wiadomo, trzeba mi było wygospodarować miejsce. Jedna półka mi wystarczy, prawda? No tak do pierwszego mojego wyjazdu do domu było okej. Ale po powrocie ze zdziwieniem odkryłem, że słoiki które mogłem wcześniej spokojnie postawić pionowo teraz się nie mieszczą – tak półka nad moją została obniżona. Na moje pytanie, czy to zrobiła, odpowiedziała że tak było zawsze. Do tego przekładanie moich rzeczy i potem robienie afery, bo zapomniałem o nich i zdążyło to coś wyewoluować. A i jeszcze patelnie – powiedziała, że nie muszę mieć swoich, bo użyczy własnych Teflonowych. Kupiła po jakimś czasie dla mnie i dla siebie po patelni (mi taką małą 12 cm). Podobno porysowałem jej patelnie. O dziwo, moja nie miała ani jednej ryski po używaniu przez rok a tylko na niej gotowałem. Jej z kolei była cała w rysach. A i nigdy nie mogłem robić sobie jedzenia w tym samym czasie co ona. Mimo że nie używaliśmy tych samych sprzętów oraz było sporo miejsca. Poza tym, jak ja już coś robiłem i ona przyszła do kuchni to miałem przestać i zrobić jej miejsce.

Sprzątanie w mieszkaniu było codziennością. Koty nie czesane, kłaczyły się, więc wszędzie była sierść. W powietrzu, w wannie, w jedzeniu. Na czystej białej koszuli oraz fartuchu leżących na biurku również. Tylko, że wtedy oprócz sierści, była też na nich jej czarna właścicielka (chodzi oczywiście o kota). Nie wiem jakim cudem co jakiś czas znajdowałem je u siebie w pokoju mimo, że cały czas były zamknięte drzwi (ściany są coraz bliżej!!!). Wracając do sprzątania. Odkurzałem co dwa dni, myłem podłogę co cztery, ale zauważyłem, że kilka razy rzeczy, które leżały na podłodze jak wychodziłem znajdywałem po powrocie położone gdzieś indziej. No tak, moje sprzątanie to za mało – trzeba "porządnie" posprzątać. A najlepiej będzie jak nie będę jej sterczał nad głową. Szczęśliwie nie zauważyłem, by rzeczy w szafkach były poprzestawiane, a proste zabezpieczenia nie pokazały, by ktoś otwierał je pod moją nieobecność.

Na razie tyle, by nie zanudzać. W innym czasie wrzucę drugą część i kolejnego współlokatora. O ile się spodobało.

Warszawa Współlokatorzy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (113)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…