Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#35641

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lata temu, pod koniec drugiej klasy gimnazjum wybrałam się na klasowy biwak do ośrodka nad jeziorem. Jak wiadomo w tym wieku smarkacze przemycały alkohol.

Wieczorem wszyscy w swoich pokojach pogrupowani zaczęli pić. Mnie to nie interesowało. Też nie przepadałam za swoimi rówieśnikami z wzajemnością, ponieważ byłam osobą dość mocno dojrzałą jak na swój wiek i zwyczajnie nie mieliśmy wspólnego języka.

W pewnym momencie przerażonych kilka osób puka do moich drzwi (wiedzieli, że interesuję się medycyną). Okazało się, że jeden kolega tak się upił, że leżał nieprzytomny, wymiotował na siebie i robił pod siebie. Do tego dostawał drgawek. Nie mogłam go docucić i powiedziałam, że nie ma innej rady jak lecieć po wychowawczynię i wezwać pogotowie, bo chłopakowi może stać się krzywda tudzież w każdej chwili może się udławić własną zawartością żołądka.

Po dłuższym przekonywaniu poszliśmy i powiadomiliśmy grono pedagogicznie w liczbie dwóch pań (Pani A była świetną i sympatyczną kobietą, a pani B żona policjanta pokazała wtedy swoje pazury, ponieważ wcześniej wydawała się być w porządku).

Pani A oczywiście chciała interweniować. Widać, że pomimo młodego wieku, to wylądowała w tym zawodzie z zamiłowania i podchodziła do każdego z sercem. Wychowawczyni A była przerażona i chciała wezwać pogotowie. Pani B za to powiedziała, że nie i kropka, bo ona starsza, więcej ma doświadczenia i nie ma co dyskutować! A jak piśnie pani A słowo to pani B postara się by długo nie pracowała w tej szkole.

Pani B co zrobiła? Kazała nam przenieść "zwłoki" chłopaka i cuciliśmy go zimną wodą pod prysznicem (z marnym efektem). Po czym kazała odnieść go do pokoju i zamknęła na klucz z zapitym gościem mnie i koleżankę. Na zmianę do rana czuwałyśmy nad nim. Ja nie miałam jak wezwać pogotowia i policji, bo zostałyśmy z koleżanką siłą pozbawiona telefonów komórkowych, co by afery nie robić. Na wołania i walenie w drzwi żadnej reakcji nie było. Co gorsza, gdyby chłopaka stan by się pogorszył, przestałby oddychać to byśmy z koleżanką z trupem do rana siedziały... Był to istny koszmar.
Pod koniec biwaku wychowawczyni kazała nam wszystkim milczeć bo nas inaczej "załatwi". Chłopacy z dwóch klas, które były na biwaku też zaczęli mi się odgrażać. Do tego stopnia, że bałam się pójść do szkoły.

Oczywiście jak tylko wróciłam do domu, to opowiedziałam wszystko mojej mamie. Powiedziała mi, żeby lepiej dla swojego bezpieczeństwa nie chodzić do szkoły już przez ten ostatni tydzień.
Dostawałam SMSy z internetu z pogróżkami od samej wychowawczyni B (była to polonistka, a zdania, które były w treści nie pasowały poziomem pogróżek do smarkaczy w moim wieku bo były one zbyt "poważnie" złożone).
Na koniec roku po uroczystości poszłam do szkoły odebrać świadectwo (na uroczystość zakończenia roku szkolnego bałam się iść). Wchodząc do szkoły spotkałam trzech chłopaków z biwaku i próbowali mnie pobić, bym nie ważyła się puścić dyrekcji pary z ust. Całe szczęście sprzątaczki szybko i sprawnie zainterweniowały rozdzielając towarzystwo.

Oczywiście na świadectwie miałam obniżone zachowanie z bardzo dobrego na poprawne a z polskiego zamiast czwórki, widniała trója...

Mama zabrała dokumenty ze szkoły i przeniosła mnie do innej, lepszej szkoły na ostatni rok gimnazjum. Nie chciała rozdmuchiwać bardziej sprawy, ponieważ bała się macek znajomości tej baby.

Wychowawczyni A po tamtym incydencie poszła od razu po biwaku na zwolnienie lekarskie a we wrześniu sama dobrowolnie odeszła ze szkoły, ponieważ nie chciała pracować z taką kobietą jak pani B i cała sytuacja mocno psychicznie na niej się odbiła (pani A była chodzącym aniołem o bardzo wrażliwej naturze).

Klasowy biwak

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 20 (54)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…