zarchiwizowany
Skomentuj
(9)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
O mocy Urzędu skarbowego będzie to rozprawa
Któregoś pięknego dnia wreszcie postanowiłem zakończyć obiecywanie sobie, że zamieszkam u zachodnich sąsiadów i wreszcie faktycznie tam zamieszkać. Prace miałem, więc pozostało jedynie wynająć mieszkanie i poinformować wszystkie urzędy o swojej bytności.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Cały mój dobytek zmieścił się w trzech kartonach, więc nie było wielkiej przeprowadzki. Wynająłem mieszkanie, zameldowałem się w nim, załatwiłem wszelkie formalności, pozostało tylko uzyskanie numeru podatkowego. Przedstawiłem odpowiednie dokumenty właściwej instytucji, po czym dostałem odpowiedź odmowną. Pan urzędnik w uzasadnieniu podał, że uważa, iż ja utrzymuje w Niemczech jedynie adres, natomiast nie zamieszkuje na stałe, dlatego nie ma podstaw do przyznania mi numeru podatkowego.
Pismem zaskoczony, zadzwoniłem do miejscowego fiskusa i umówiłem się z panem urzędnikiem na rozmowę. Podczas rozmowy dowiedziałem się, dlaczego piekielny urzędnik stwierdził, że utrzymuje sobie tylko adres:
1. Był na wizji lokalnej pod adresem pod którym się zameldowałem- nikogo nie zastał w domu...zasadniczo urzędy pracują dość krótko, więc był koło południa, kiedy ja byłem w pracy - nic dziwnego, że mnie nie zastał
2. W OKNACH NIE BYŁO FIRANEK!- nic mi nie wiadomo o przepisach nakazujących wieszanie firanek w oknach. W sumie, to ich nie planowałem nawet, a nawet gdybym je planował, to nie miałem kiedy ich powiesić, bo wprowadziłem się pod sam koniec października, na Wszystkich Świętych pojechałem na groby, więc mnie nie było, a on swą wizję lokalną przeprowadził zaraz po święcie,albo nawet w święto
3. W dokumentach które przedłożyłem do urzędu był podany numer Polskiej komórki, nie numer stacjonarny, Niemiecki- wszystko się zgadza,nie miałem jeszcze Niemieckiego numeru z przyczyn wymienionych wcześniej, dodatkowo aby uzyskać numer stacjonarny, trzeba podpisać umowę, żeby podpisać umowę, trzeba mieszkać przez jakiś czas w Niemczech, a ja się dopiero kilka dni temu wprowadziłem,
4. Wokół mojego domu nie zauważono żony z zakupami, bawiących się dzieci, ani żadnych innych ruchów świadczących o mojej bytności pod podanym adresem- zgadza się, osiedle nie jest specjalnie ludne i par z dziećmi w wieku "rozrodczym" nie ma zbyt dużo, więc nowa para prawdopodobnie zostałaby szybko dostrzeżona przez sprawne oczy piekielnego urzędnika. Dodatkowo w tamtym czasie wiodłem sobie singlowe życie, a to w końcu zakazane nie jest,
5. Urząd Komunikacji nie stwierdził, że zarejestrowałem samochód pod podanym adresem- owszem, nie przerejestrowałem samochodu, bo dopiero co się wprowadziłem, a przepisy dają na przemeldowanie pojazdu 3 miesiące. Dodatkowo przemeldowanie pojazdu z Polski do Niemiec jest sporo bardziej skomplikowane niż w drugą stronę. Poza tym mój aktualny wówczas samochód był już spisany raczej na straty, więc nie było sensu wykonywać koło niego kosztohłonnych operacji natury prawno- technicznej powiedzmy.
6. Poza tym pan urzędnik dopatrzył się, że mam Polski adres w dowodzie osobistym- nie jest to zabronione.
Pan urzędnik był nieco nadgorliwy i baaaardzo pośpieszył się z kontrolą, zaledwie tydzień po moim wprowadzeniu się, zatem mimo szczerych chęci nie bardzo miałem kiedy to ogarnąć. W każdym razie ze względu na powyższe stwierdził, że nie traktuje kraju jego ojców poważnie i nie przyzna mi numeru podatkowego.
Efektem rozmowy z piekielnym, było moje wymeldowanie się z Polski, podanie Niemieckiego numeru kontaktowego urzędowi, zameldowanie pojazdu pod właściwym adresem i oczywiście co najważniejsze POWIESIŁEM FIRANKI.
Ps: Po zgłoszeniu powyższych zmian w urzędzie miałem kolejną wizję lokalną... Nadal są niezadowoleni- nie widzą żony z zakupami i gromadki dzieci ;)
Któregoś pięknego dnia wreszcie postanowiłem zakończyć obiecywanie sobie, że zamieszkam u zachodnich sąsiadów i wreszcie faktycznie tam zamieszkać. Prace miałem, więc pozostało jedynie wynająć mieszkanie i poinformować wszystkie urzędy o swojej bytności.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Cały mój dobytek zmieścił się w trzech kartonach, więc nie było wielkiej przeprowadzki. Wynająłem mieszkanie, zameldowałem się w nim, załatwiłem wszelkie formalności, pozostało tylko uzyskanie numeru podatkowego. Przedstawiłem odpowiednie dokumenty właściwej instytucji, po czym dostałem odpowiedź odmowną. Pan urzędnik w uzasadnieniu podał, że uważa, iż ja utrzymuje w Niemczech jedynie adres, natomiast nie zamieszkuje na stałe, dlatego nie ma podstaw do przyznania mi numeru podatkowego.
Pismem zaskoczony, zadzwoniłem do miejscowego fiskusa i umówiłem się z panem urzędnikiem na rozmowę. Podczas rozmowy dowiedziałem się, dlaczego piekielny urzędnik stwierdził, że utrzymuje sobie tylko adres:
1. Był na wizji lokalnej pod adresem pod którym się zameldowałem- nikogo nie zastał w domu...zasadniczo urzędy pracują dość krótko, więc był koło południa, kiedy ja byłem w pracy - nic dziwnego, że mnie nie zastał
2. W OKNACH NIE BYŁO FIRANEK!- nic mi nie wiadomo o przepisach nakazujących wieszanie firanek w oknach. W sumie, to ich nie planowałem nawet, a nawet gdybym je planował, to nie miałem kiedy ich powiesić, bo wprowadziłem się pod sam koniec października, na Wszystkich Świętych pojechałem na groby, więc mnie nie było, a on swą wizję lokalną przeprowadził zaraz po święcie,albo nawet w święto
3. W dokumentach które przedłożyłem do urzędu był podany numer Polskiej komórki, nie numer stacjonarny, Niemiecki- wszystko się zgadza,nie miałem jeszcze Niemieckiego numeru z przyczyn wymienionych wcześniej, dodatkowo aby uzyskać numer stacjonarny, trzeba podpisać umowę, żeby podpisać umowę, trzeba mieszkać przez jakiś czas w Niemczech, a ja się dopiero kilka dni temu wprowadziłem,
4. Wokół mojego domu nie zauważono żony z zakupami, bawiących się dzieci, ani żadnych innych ruchów świadczących o mojej bytności pod podanym adresem- zgadza się, osiedle nie jest specjalnie ludne i par z dziećmi w wieku "rozrodczym" nie ma zbyt dużo, więc nowa para prawdopodobnie zostałaby szybko dostrzeżona przez sprawne oczy piekielnego urzędnika. Dodatkowo w tamtym czasie wiodłem sobie singlowe życie, a to w końcu zakazane nie jest,
5. Urząd Komunikacji nie stwierdził, że zarejestrowałem samochód pod podanym adresem- owszem, nie przerejestrowałem samochodu, bo dopiero co się wprowadziłem, a przepisy dają na przemeldowanie pojazdu 3 miesiące. Dodatkowo przemeldowanie pojazdu z Polski do Niemiec jest sporo bardziej skomplikowane niż w drugą stronę. Poza tym mój aktualny wówczas samochód był już spisany raczej na straty, więc nie było sensu wykonywać koło niego kosztohłonnych operacji natury prawno- technicznej powiedzmy.
6. Poza tym pan urzędnik dopatrzył się, że mam Polski adres w dowodzie osobistym- nie jest to zabronione.
Pan urzędnik był nieco nadgorliwy i baaaardzo pośpieszył się z kontrolą, zaledwie tydzień po moim wprowadzeniu się, zatem mimo szczerych chęci nie bardzo miałem kiedy to ogarnąć. W każdym razie ze względu na powyższe stwierdził, że nie traktuje kraju jego ojców poważnie i nie przyzna mi numeru podatkowego.
Efektem rozmowy z piekielnym, było moje wymeldowanie się z Polski, podanie Niemieckiego numeru kontaktowego urzędowi, zameldowanie pojazdu pod właściwym adresem i oczywiście co najważniejsze POWIESIŁEM FIRANKI.
Ps: Po zgłoszeniu powyższych zmian w urzędzie miałem kolejną wizję lokalną... Nadal są niezadowoleni- nie widzą żony z zakupami i gromadki dzieci ;)
urząd skarbowy
Ocena:
125
(161)
Komentarze