Cytując Adasia M. "Łódź, ku*wa!"
Po uporządkowaniu wszystkich spraw, od tych sesyjno-uczelniach, po te mieszkaniowe i związane z pracą mogłam pozwolić sobie na przesiedzenie połowy nocy w ogródkach na Piotrkowskiej. Namierzyłam dobrego kolegę i lecim. Zaliczamy bar po barze, rozsiadamy się w ogródkach, mnóstwo tematów do obgadania, papierosek-piwo-papierosek-piwo...
Spokojem długo się nie nacieszyliśmy, bo już w drodze z przystanku na deptak byliśmy parę razy zagadnięci o 50 gorszy, 30 groszy, co łaska, bo do piwka brakuje. Myślałam, że mistrzem będzie całkiem higieniczny pan, który podchodził do nas kilka razy i za każdym razem, gdy brakowało mu do nas kroku, mruczał pod nosem coś na wzór ′od tych już brałem, to nie dadzą′, pan się obracał na pięcie i polował dalej.
Ale mistrz, a w zasadzie mistrzowie, dopiero mieli się pojawić...
W którymś już ogródku sączymy ostatnią naszą porcję złotego napoju, bo, jak każdy wie, fundusze studenckie szybko się kończą, podchodzą do nas dwa żuliki i proszą o grosze ewentualnie o piwo. Usłyszeli prawdę.
- My już nie mamy, biedne studenty!
- No, jak to, my dopiero z izby wyszlimy, djata, nooo!!! My musim!!!
- Panie, idź pan, nie mamy, nie dostanie pan, tym bardziej, że dopiero po wytrzeźwiałce panowie są, proszę odejść - kolega próbował w miarę ′pokojowo′ się panów pozbyć.
- No to chociaż łyka daj, z tego co masz! - No marzę, o tym, że piwo z jednej szklanicy z żulem pić!
- Nie, wynocha!
Ale reakcja pijaczków pobiła szczyt chamstwa. Panowie stwierdzili, że jak nie dajemy po dobroci, to sami sobie wezmą! Zaczęli szarpać się z nami przez ogrodzenie ogródka (doniczka z kwiatami, żeliwny balustrado-płotek, doniczka z kwiatami) o resztki piwa w kuflach! Wyrywali nam piwo z rąk, w akompaniamencie epitetów mających opisywać nasz skąpstwo, sku***syństwo, chamstwo, niewychowanie i brak szacunku dla starszych. Zsynchronizowałam strzał po łapach z ′bądź pan tak miły i racz pan wypie***lać′, w odpowiedzi usłyszałam, jaki zawód jestem szczęśliwa praktykować w wolnych wieczornych chwilach, ale koniec końców oddalili się...
Piwo rozlane, kufle jakieś takie klejące, prościej mówiąc - wieczór zepsuty. Najsympatyczniejsza w tym wszystkim była reakcja kelnerki, która zabrała to, co ze stoczonej bitwy zostało i przyniosła w gratisie po jeszcze jednym piwie.
Po uporządkowaniu wszystkich spraw, od tych sesyjno-uczelniach, po te mieszkaniowe i związane z pracą mogłam pozwolić sobie na przesiedzenie połowy nocy w ogródkach na Piotrkowskiej. Namierzyłam dobrego kolegę i lecim. Zaliczamy bar po barze, rozsiadamy się w ogródkach, mnóstwo tematów do obgadania, papierosek-piwo-papierosek-piwo...
Spokojem długo się nie nacieszyliśmy, bo już w drodze z przystanku na deptak byliśmy parę razy zagadnięci o 50 gorszy, 30 groszy, co łaska, bo do piwka brakuje. Myślałam, że mistrzem będzie całkiem higieniczny pan, który podchodził do nas kilka razy i za każdym razem, gdy brakowało mu do nas kroku, mruczał pod nosem coś na wzór ′od tych już brałem, to nie dadzą′, pan się obracał na pięcie i polował dalej.
Ale mistrz, a w zasadzie mistrzowie, dopiero mieli się pojawić...
W którymś już ogródku sączymy ostatnią naszą porcję złotego napoju, bo, jak każdy wie, fundusze studenckie szybko się kończą, podchodzą do nas dwa żuliki i proszą o grosze ewentualnie o piwo. Usłyszeli prawdę.
- My już nie mamy, biedne studenty!
- No, jak to, my dopiero z izby wyszlimy, djata, nooo!!! My musim!!!
- Panie, idź pan, nie mamy, nie dostanie pan, tym bardziej, że dopiero po wytrzeźwiałce panowie są, proszę odejść - kolega próbował w miarę ′pokojowo′ się panów pozbyć.
- No to chociaż łyka daj, z tego co masz! - No marzę, o tym, że piwo z jednej szklanicy z żulem pić!
- Nie, wynocha!
Ale reakcja pijaczków pobiła szczyt chamstwa. Panowie stwierdzili, że jak nie dajemy po dobroci, to sami sobie wezmą! Zaczęli szarpać się z nami przez ogrodzenie ogródka (doniczka z kwiatami, żeliwny balustrado-płotek, doniczka z kwiatami) o resztki piwa w kuflach! Wyrywali nam piwo z rąk, w akompaniamencie epitetów mających opisywać nasz skąpstwo, sku***syństwo, chamstwo, niewychowanie i brak szacunku dla starszych. Zsynchronizowałam strzał po łapach z ′bądź pan tak miły i racz pan wypie***lać′, w odpowiedzi usłyszałam, jaki zawód jestem szczęśliwa praktykować w wolnych wieczornych chwilach, ale koniec końców oddalili się...
Piwo rozlane, kufle jakieś takie klejące, prościej mówiąc - wieczór zepsuty. Najsympatyczniejsza w tym wszystkim była reakcja kelnerki, która zabrała to, co ze stoczonej bitwy zostało i przyniosła w gratisie po jeszcze jednym piwie.
Miasto-bareizm
Ocena:
540
(580)
Komentarze