zarchiwizowany
Skomentuj
(65)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Córka znajomych pragnie z całego serca zostać policjantką.
Dziewczyna wysoka, zgrabna, wysportowana, wykształcona. Testy zdała śpiewająco, ale na sprawnościowym zabrakło jej dosłownie 5 sekund.
Szykuje się do ponownego podejścia, pracując tymczasowo w sklepie.
Od jakiegoś czasu klientem tego sklepu był sympatyczny, niepozorny pan. Kiedyś wdał się w dyskusję o swojej profesji (on zaczął temat) i wyszło, że jest policjantem, takim co to w mundurku nie paraduje, ale ma układy tu i tam.
Jak się dowiedział o planach dziewczyny, zaproponował pomoc. Nie tak od pierwszego słowa, ale po kilku rozmowach, rozważnie, po konsultacjach z kolegą na wyższym szczeblu.
Sprawa przebiegała bardzo oficjalnie. Dziewczyna miała z nim pojechać na rozmowę. Przybył do jej rodzinnego domu, porozmawiał z rodzicami, umówiono dzień wyjazdu. Wszyscy pod wrażeniem profesjonalizmu i zaangażowania pana oficera.
Młoda przygotowała dokumenty.
W drodze na spotkanie, pan z wielkim taktem i klasą poinformował dziewczynę, że sprawa jest prosta jak drut, trzeba tylko... "dobrze dać" jemu i koledze w powiatowym mieście.
Tak dobrze i tyle razy ile będzie tego wymagać "załatwienie wszystkich formalności".
Dziewczyna siedziała w samochodzie pana "ważniaka" jak sparaliżowana, do najbliższej stacji benzynowej.
Pan tłumaczył to sobie jej nieśmiałością i nakręcał się coraz bardziej.
Młoda z toalety zadzwoniła do ojca.
Pan "ważniak" się zmył.
Teraz sytuacja jest trudna, bo udowodnić mu nic nie ma jak. Pan "sprawę" załatwiał w "białych rękawiczkach", dziewczyny nie dotknął nawet małym paluszkiem. Stręczycielstwo (bo jak to inaczej nazwać?), motywował prawie naukowo z prawdziwie psychologicznym podejściem :-/
Rodzina boi się rozpętać burzę, bo pan oficer nie pomógł, ale może na pewno zaszkodzić.
A co do wymarzonej pracy - w oczach dziewczyny: ideał sięgnął bruku.
Dziewczyna wysoka, zgrabna, wysportowana, wykształcona. Testy zdała śpiewająco, ale na sprawnościowym zabrakło jej dosłownie 5 sekund.
Szykuje się do ponownego podejścia, pracując tymczasowo w sklepie.
Od jakiegoś czasu klientem tego sklepu był sympatyczny, niepozorny pan. Kiedyś wdał się w dyskusję o swojej profesji (on zaczął temat) i wyszło, że jest policjantem, takim co to w mundurku nie paraduje, ale ma układy tu i tam.
Jak się dowiedział o planach dziewczyny, zaproponował pomoc. Nie tak od pierwszego słowa, ale po kilku rozmowach, rozważnie, po konsultacjach z kolegą na wyższym szczeblu.
Sprawa przebiegała bardzo oficjalnie. Dziewczyna miała z nim pojechać na rozmowę. Przybył do jej rodzinnego domu, porozmawiał z rodzicami, umówiono dzień wyjazdu. Wszyscy pod wrażeniem profesjonalizmu i zaangażowania pana oficera.
Młoda przygotowała dokumenty.
W drodze na spotkanie, pan z wielkim taktem i klasą poinformował dziewczynę, że sprawa jest prosta jak drut, trzeba tylko... "dobrze dać" jemu i koledze w powiatowym mieście.
Tak dobrze i tyle razy ile będzie tego wymagać "załatwienie wszystkich formalności".
Dziewczyna siedziała w samochodzie pana "ważniaka" jak sparaliżowana, do najbliższej stacji benzynowej.
Pan tłumaczył to sobie jej nieśmiałością i nakręcał się coraz bardziej.
Młoda z toalety zadzwoniła do ojca.
Pan "ważniak" się zmył.
Teraz sytuacja jest trudna, bo udowodnić mu nic nie ma jak. Pan "sprawę" załatwiał w "białych rękawiczkach", dziewczyny nie dotknął nawet małym paluszkiem. Stręczycielstwo (bo jak to inaczej nazwać?), motywował prawie naukowo z prawdziwie psychologicznym podejściem :-/
Rodzina boi się rozpętać burzę, bo pan oficer nie pomógł, ale może na pewno zaszkodzić.
A co do wymarzonej pracy - w oczach dziewczyny: ideał sięgnął bruku.
Ocena:
822
(906)
Komentarze