Jakiś tydzień temu mój wujek od rana źle się czuł, później zemdlał, więc zapadła decyzja: trzeba się udać do lekarza. Jako, że weekend, godzina już późna, to przychodnia zamknięta. Pojechał z bratem do szpitala.
Diagnoza: prawdopodobnie wyrostek. Badamy? Operujemy? Nie! Czekamy 6 godzin, zasypiając na krześle.
W końcu zbadany. Na szczęście to nie wyrostek. Więc co? Nie wiedzą. Do domu i za 3 dni na badania.
Mijają 2 dni jest coraz gorzej. Znów do szpitala, znów czekanie. Diagnoza: całkowita niewydolność nerek.
Po dwóch godzinach przepłakanych przez ciotkę, pielęgniarka ma dla nich radosną nowinę: to zwykłe osłabienie i problemy z żołądkiem. A co z nerkami? Wszystko dobrze, to nie były jego wyniki.
Diagnoza: prawdopodobnie wyrostek. Badamy? Operujemy? Nie! Czekamy 6 godzin, zasypiając na krześle.
W końcu zbadany. Na szczęście to nie wyrostek. Więc co? Nie wiedzą. Do domu i za 3 dni na badania.
Mijają 2 dni jest coraz gorzej. Znów do szpitala, znów czekanie. Diagnoza: całkowita niewydolność nerek.
Po dwóch godzinach przepłakanych przez ciotkę, pielęgniarka ma dla nich radosną nowinę: to zwykłe osłabienie i problemy z żołądkiem. A co z nerkami? Wszystko dobrze, to nie były jego wyniki.
szpital
Ocena:
804
(858)
Komentarze