Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

blondyna

Zamieszcza historie od: 5 maja 2012 - 19:12
Ostatnio: 30 grudnia 2014 - 1:15
  • Historii na głównej: 2 z 8
  • Punktów za historie: 2149
  • Komentarzy: 29
  • Punktów za komentarze: 112
 
zarchiwizowany

#51021

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja kuzynka pracuje w sklepie. Regularnie przychodzi do niej starsza pani o kuli( nie służy jej do podpierania, wymachuje nią). Któregoś pięknego dnia przy jednej kasie stoi właśnie ta pani (kula oparta o ladę), a przy drugiej jakiś facet, który kupował papierosy. Przesunął się w stronę stojaka z papierosami i przypadkiem przewrócił kulę, ale podniósł ją i przeprosił, mimo to [p]ani nie była zadowolona.
P: Co k*rwa robisz? To nie jest moje! Policja tu przyjedzie!
Facet: Tak, przyjadą, na pewno.
p: Niemcy przyjadą!
F (do mojej kuzynki): Pani da szybko te papierosy, bo jak Niemcy przyjadą, to nawet nie będzie co palić.

sklep

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (31)
zarchiwizowany

#45183

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wiedzieliście, że pornografia zabija? Nie? Ja też nie, ale od czego jest przedmiot noszący dumną nazwę "wychowanie do życia w rodzinie".
Jakiś czas temu właśnie na takiej lekcji nauczycielka postawiła sobie za cel przekonanie nas, że oglądając filmy pornograficzne, można bardo łatwo stać się seryjnym mordercą. W tym celu włączyła nam wywiad z seryjnym mordercą i gwałcicielem, który powiedział, zabijał przez pornografie. Po obejrzeniu każdy miał wygłosić swoje zdanie na ten temat. Kilka osób powiedziało, że facet jest chory psychicznie. Nauczycielka w pisk, że nie. Przyszła moja kolej.
Ja: Ja też uważam, że on był psychicznie chory.
Nauczycielka: Ale na jakiej podstawie ty tak uważasz!?
Ja: Normalny człowiek nie zabije kilkudziesięciu kobiet.
N: Przecież on powiedział, że to przez pornografie!
Ja: Miliony facetów oglądają i większość z nich się tak nie zachowuje.
N: Ale on powiedział, że to właśnie przez pornografie.
Ja: Bo go złapali i zamknęli, każdy się wtedy jakoś tłumaczy.
N: Czyli twierdzisz, że on kłamie?
Ja: Tak.
N: Takie nastawienie jest nienormalne. Nie można z góry zakładać, że każdy kłamie.
Ja: Ja mówię o nim, a nie o wszystkich.
N: To jak do mnie przyjdziesz i coś powiesz, to też ci nie uwierzę.
Ja: Nikt pani nie każe.
Koleżanka: Proszę pani, a dlaczego jak zgwałcił jakąś kobietę to ją potem zabijał.
N:Przez pornografię, bo tak mu się od tego w głowie poprzewracało.
Ja: A nie po to, żeby pozbyć się świadków i móc gwałcić dalej?
N: Nie! Wiem co mówił!
Przestałam się wypowiadać na jej lekcjach.

szkoła

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (274)

#42605

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu moja ciotka otworzyła sklep, a że rodzinę trzeba wspierać, w dniu otwarcia wbiłam się w kostium wielkiej gruszki i ruszyłam częstować potencjalnych klientów cukierkami. W drugiej ręce trzymałam 2 balony, które były rozdawane w sklepie. Wiedziałam, że ludzie lecą na wszystko, co darmowe, ale kilka przypadków naprawdę zwaliło mnie z nóg.

1. Starszy pan podchodzi i zaczyna garściami wybierać cukierki z koszyka. Mówię do niego najmilszym tonem, na jaki było mnie stać:
Ja: Może już wystarczy?
Starszy pan: To pani mnie widzi!?
(Gruszka miała ogromne oczy z czarnej siatki).

2. Chłopak podchodzi, chwyta garść cukierków i pyta:
Chłopak: Mogę dwa? (w ręce miał z 10)
Ja: Nie!
Uciekł.

3. Podchodzi do mnie starsza pani, poczęstowała się cukierkiem i chwyta balona:
Sp: A mogę balona dla wnuczki?
Ja: Balony są rozdawane w sklepie, proszę tam po niego iść.
Sp: Daj mi tego, niby dlaczego nie możesz mi go dać!? (Zaczyna szarpać balon)
Ja: Nie mogę, muszę je tu trzymać. Proszę iść do sklepu.
Sp: I jeszcze może mam coś kupić!?
W końcu odpuściła i obrażona poszła do sklepu.

Sklep

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 767 (811)

#37075

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś tydzień temu mój wujek od rana źle się czuł, później zemdlał, więc zapadła decyzja: trzeba się udać do lekarza. Jako, że weekend, godzina już późna, to przychodnia zamknięta. Pojechał z bratem do szpitala.
Diagnoza: prawdopodobnie wyrostek. Badamy? Operujemy? Nie! Czekamy 6 godzin, zasypiając na krześle.
W końcu zbadany. Na szczęście to nie wyrostek. Więc co? Nie wiedzą. Do domu i za 3 dni na badania.

Mijają 2 dni jest coraz gorzej. Znów do szpitala, znów czekanie. Diagnoza: całkowita niewydolność nerek.

Po dwóch godzinach przepłakanych przez ciotkę, pielęgniarka ma dla nich radosną nowinę: to zwykłe osłabienie i problemy z żołądkiem. A co z nerkami? Wszystko dobrze, to nie były jego wyniki.

szpital

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 804 (858)
zarchiwizowany

#36706

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój wujek ma syna (6 lat) i co ważne mieszkają w bloku. Któregoś dnia wypatrzył w sklepie basen (niezbyt duży) w okazyjnej cenie. Uznał, że mógłby rozłożyć go na ogrodzie swojej matki, żeby jego syn i bratanica mogli się kąpać (często odwiedzają babcię). Pyta więc matkę o zgodę, a ona wielce oburzona:
- Nie! No wiesz co, przecież woda taka droga. Absolutnie nie!
Miny dzieci zostawię bez komentarza. Rozumiem, gdyby byli biedni i liczyli każdą złotówkę, ale naprawdę mają pieniądze.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (33)
zarchiwizowany

#36208

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu moja suczka się oszczeniła i jeden szczeniak został z nami.
Kiedy miał 6 tygodni zaczął piszczeć i wymiotować. Weterynarz powiedział, że to jakiś wirus. Przez dwa tygodnie jeździłyśmy z nim na zastrzyki, kroplówki i inne cuda. Portfel coraz cieńszy, z psem coraz gorzej. Postanowiłyśmy zmienić weterynarza. Tam zrobili mu wszystkie badania i okazało się, że po prostu ma robaki. Dwie wizyty, pies jak nowy. Gdybyśmy nie zmieniły weterynarza już by nie żył.
Wczoraj rozmawiałem ze znajomą. Jej pies miał zapalenie skóry. Piekielny weterynarz dawał mu tabletki uspokajające.

weterynarz

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 162 (192)
zarchiwizowany

#35744

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam 10 lat młodszą siostrę. Kiedy miała kilka miesięcy zdiagnozowano u niej alergie. Mama pojechała do apteki wykupić zapisany przez lekarza lek. Baba w aptece powiedziała, że akurat go nie mają, ale jest jakiś zamiennik. Mama kupiła i podała siostrze. Po kilku godzinach coś ją tchnęło, żeby przeczytać informacje z ulotki. Okazało się, że to lek NA SERCE. Zadzwoniła do lekarza, który uspokoił ją, że od jednej dawki nic młodej nie będzie.
Co miała na swoje usprawiedliwienie piekielna aptekarka? "No ale to można podawać dzieciom od 10 lat."
Mama przez 2 lata nie wchodziła do tamtej apteki.

apteka

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 49 (109)
zarchiwizowany

#30755

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja mama pracuje w sklepie. Jakiś tydzień temu przyszła na popołudniu do pracy i dowiaduje się, że koło śmietników, które są około 20m od sklepu ktoś postawił rano karton z malutkimi kotami. Koty były cztery, mogły mieć jakiś tydzień. Zmarznięte i mokre ( padał deszcz). Mama wzięła karton, postawiła na murku przed sklepem i dzwoni do mnie. Z racji tego, że mieszkamy blisko owego sklepu, zabrałam kocyk, mleko, strzykawkę oraz siostrę i biegiem zobaczyć jak to wygląda. Widok przerażający. Próbujemy kotki nakarmić strzykawką i gorączkowo myślimy, co dalej. Padła decyzja, że jedziemy do weterynarza (do pracy musiała przyjść dziewczyna, która była rano, ale trudno).
Jak tylko weszłyśmy do gabinetu, pani weterynarz, rzuciła bardzo profesjonalne "o ja pie*dole", więc wyobraźcie sobie jak bardzo źle musiało być. Szybko wyjaśniłyśmy o co chodzi. Kobieta rozgrzała kotki w rękach, nakarmiła i ogólnie doprowadziła do ładu, ale już na wstępie, zaraz po telefonie do szefa oznajmiła, że nie może ich ani uśpić, ani przyjąć. Poradziła dzwonić do straży miejskiej. Pozostając w gabinecie mama dzwoni, mówi co i jak, a oni, że do weterynarza. Koniec końców dowiedziałyśmy się, że mają to w głębokim poważaniu.
Wróciłyśmy do domu obdzwoniłyśmy wszystkie schroniska i instytucje, ale nikt nie był w stanie pomóc. Jako, że nie byłyśmy w stanie się maluchami zajmować, zadecydowałyśmy, że podrzucimy je do weterynarza. No więc jazda do innej miejscowości, ustawiłyśmy kartonik w poczekalni i najzwyczajniej w świecie wzięłyśmy nogi za pas. Tu historia mogłaby się skończyć, ale nie.
Otóż kompletnie nie pomyślałyśmy, że tam gdzie zostawiłyśmy koty pracuje szef, tej kliniki, w której byłyśmy na początku. No i dwa dni później koty zostały przez niego przywiezione z powrotem do sklepu. Na szczęście natrafiła się jakaś wolontariusz ze schroniska, która się kotkami zajęła.
Wielu piekielnych się przewinęło przez tę historię od debila, który wyrzucił maluchy, przez straż miejską, po ludzi, którzy przechodzili obojętnie i patrzyli na cierpienie tych biedaków.

znieczulica

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -19 (35)

1