Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#37635

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idąc na studia miałem nadzieję, że ten rozdział mojego życia potrwa pięć, możliwie wspaniałych, lat. Jednak czy to z wrodzonej głupoty (wersja pedagogów z liceum i sporej części wykładowców na uczelni), czy z innych powodów (to moja opinia!) - pięć lat ostatecznie zamieniło się w osiem, na dodatek umiarkowanie radosnych.

Jak "pewna część" społeczeństwa, nie chciałem obarczać rodziny swoim utrzymaniem (słowa "większość" nie użyłem z rozmysłem, gdyż zdołałem poznać na tyle naturę ludzką żeby wiedzieć, że używając go wkroczyłbym na obszar zarezerwowany dla sci-fi). Dlatego starałem się od początku szukać pracy w zawodzie, w którym się kształciłem (dodam, że jest to pewien rodzaj rytmicznego stukania w klawiaturę, nazywany czasem programowaniem).

Początki były śmieszno-trudne - zarabiałem za godzinę pracy mniej niż ludzie smażący kotlety w Macu, natomiast wspominając poziom stresu, do dzisiaj czuję ból i pieczenie (uściślę jednak, że w okolicach oczu). Jednak po nieco ponad 2,5 roku pracy to tu, to tam, dostałem się do firmy, która wydawała mi się ogromnym krokiem w karierze - i zacząłem tam pracę jako młodszy coś tam coś tam.

Firma owa była w składzie permanentnego rozkładu za sprawą właściciela, który poróżnił się z załogą do tego stopnia, że prawie wszyscy doświadczeni pracownicy odeszli. Jak podaje jednak zasada podłapana z Comarchu, każdego programistę da się zastąpić skończoną liczbą studentów - i tej nowej regule zdawał się hołdować proces rekrutacyjny, który zakończył się moim przyjęciem.

Jednocześnie żeby poprawić morale, został wprowadzony system motywacyjny - co miesiąc pracownicy mogli wybierać kogoś technicznego, kto ich zdaniem zrobił najwięcej dla ich projektów (po godzinach, ponad swoje obowiązki itd). Osoba ta dostawała niewielką premię. Akurat ten system działa w dość dużej liczbie firm i jest to naprawdę skuteczne narzędzie. Nie chodzi tu o motywację do wyścigu szczurów, ale pozwala na docenienie pracownika po fakcie. Zresztą z ludźmi z tej firmy do dziś mam dobry kontakt (mimo że już nie muszą mi za to płacić - więc uznaję że relacje były całkiem szczere).

Ponieważ zostałem z miejsca wrzucony praktycznie na każdy odcinek biurowej rzeczywistości, dostawałem te nagrody praktycznie jako stały dodatek do pensji - dość powiedzieć, że kosiłem ponad 90% tych wyróżnień w ciągu roku.
Naturalną koleją rzeczy była zatem korekta wynagrodzenia - myśląc naiwnie i prostolinijnie wydedukowałem, że podwyżka mi się należy, skoro pracuję po godzinach i nad rzeczami, nad którymi nie muszę. Zwłaszcza że byłem wtedy osobą praktycznie najmniej zarabiającą w firmie, natomiast miałem ogromną motywację wewnętrzną (lubię swoją pracę i chyba odreagowywałem lata edukacji, gdy ciała pedagogiczne uznawały mnie za przygłupa i lenia).

Zebrawszy wszystko co się dało na temat mojej osoby, udałem się do pokoju, gdzie do Morty, Decimy i Nony przędących nici losu ludzi i świata dołączył Pan Prezes, przędący niezwykle cienką nić wypłaty.

Moja propozycja została odrzucona. Powód był bardzo prosty - PRACOWAŁEM ZA DOBRZE i dostałem zalecenie żebym pracował tak jak do tej pory. Dzięki temu będę dostawał co miesiąc premię i wyjdzie na to samo co podwyżka.

usługi IT

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 493 (599)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…