Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#38153

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dziś z dzieciakami (dwoma swoimi i jednym od znajomych) na placu zabaw. Konkretniej, dzieciaki szalały w parku linowym. Regulamin placu mówi, że park jest oddany do użytku dla dzieci w wieku od 3 do 12 lat. Napisy wiszą na każdym z "domków na drzewie" i przy każdym wejściu, dodatkowo są bardzo duże. Po konstrukcji dzieci mogą chodzić pod nadzorem rodziców lub opiekunów. Oczywiście, starsze dzieci przychodzą same, ale te mniejsze zawsze są z rodzicami.

Muszę jeszcze dodać, że konstrukcja jest w kształcie litery "U" i są tylko dwa wejścia, żadnych wyjść "po drodze". Dzieci zwykle obierają sobie kierunek chodzenia i rzadko się zdarza, żeby ktoś szedł "do tyłu".

Dziś na placu było może około 30 dzieci, w tym zdecydowana większość właśnie "na wysokości".

I tak mija sobie pierwsza godzina zabawy, gdy nagle na konstrukcji pojawia się taran. A konkretnie cztery tarany. Na oko 15-16 letnie.
Zaczynają biegać po niej, spychając co mniejsze dzieci na siatkę zabezpieczającą, a te starsze zrzucając między kładki.

Patrzę, leży cała moja trójka, Mała płacze, inne dzieci jej wtórują. I wiecie co? Żaden z rodziców nie podniósł siedzenia. Wszyscy osłupieli. Ze mną na czele. Normalnym odruchem jest biec do dziecka i uspokoić je. Ale ja chyba nie jestem normalna. Najpierw próbowałam delikwentów zagonić do jednego wyjścia. Bawili się ze mną w "kotka i myszkę". Ja do jednego wejścia oni do drugiego, ja do drugiego oni do pierwszego, czyniąc przy tym większe spustoszenie.

Słowa, których użyłam, może nie nadają się na publikację, ale o dziwo, podziałały. Stanęli przy wejściu i usłyszeli ode mnie parę słów. Najłagodniejsze z nich to takie, że w podskokach mają opuścić plac zabaw, bo są za starzy. Tarany w rechot. Już zaczynałam tracić wiarę w swoje predyspozycje negocjatorskie, gdy nagle słyszę za plecami: "ta pani ma rację". Wystraszyłam się nieźle, bo mężczyzna stał zaraz za mną, a nie słyszałam go gdy podchodził. Przy tym muszę powiedzieć, że i głos, i postura tego pana budziły respekt. Pan dodał tylko, że mają trzy sekundy na opuszczenie placu zabaw. Raz... dwa... taranów nie ma.

Gdy wychodzili za bramę, herszt bandy obejrzał się i zawołał:
- I tak tu wrócimy!
Pan nie został dłużny:
- Dobra, ale wtedy zamienię was twarzami.

Mistrz ciętej riposty ;-)

plac zabaw Księża Góra

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 729 (783)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…