Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#38595

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak niektóre fryzjerki kończą szkoły fryzjerskie, zdają praktyczne egzaminy i uzyskują certyfikaty. Bo ta opowieść będzie o wlasnie takiej fryzjerce- pani Beacie. Mam trudne włosy- każdy, kto posiada rude długie za pas sprężynki wie, o czym mówię. Takie włosy wymagają mnóstwa pielęgnacji, odzywek, suszenia prawie chlodnym powietrzem suszarki. Zaniedbane prędko zmieniają się w klujące siano. Stąd też mycie, pielęgnacja, upinanie moich włosów ( no nie wypada na codzień chodzić a'la kometa) odbywało się w zaprzyjaźnionym salonie fryzjerskim stale u tej samej cudownej fryzjerki-pani Eli. Co cztery dni, w miarę potrzeby częsciej. Ponieważ bylam stałą i częstą klientką cieszyłam się sporym rabatem. Nie robiono cudów- włosy myto, odzywiano, suszono delikatnie a cuda-działające dłonie pani Eli upinały całość w miarę porządną, choć artystycznie bezładną kompozycję za pomoca zwyczajnych wsuwek.

I co za pech! Pewnego wieczora wchodzę ja do salonu a pani Eli nie ma! Chora! Tu do akcji wkracza włascicielka: "prosze się nie martwić, pani Beatka da sobie doskonale radę z Pani włosami!". Zaufałam. Takiego szarpania i drapania na myjce nigdy nie przezyłam! Miałam wrażenie, że paznokcie fryzjerki z jakąs mściwą satysfakcją zagłębiają się w nieszczęsnej skórze mojej biednej głowiny, drapią, orcują, jakby chciala mi włosy wydrapać razem z cebulkami. Ale ja tam twarda jestem. Wrzasnęłam dopiero gdy na namydlony leb wylana została naprawdę baaaaaaaardzo za ciepła woda ( cholera, do tej pory pamiętam to uczucie ).Pani zdenerwowała się, że histeryzuję więc zamilklam, pozwolilam sobie nałożyć zwyczajową odzywkę, spłukaną tym razem prawie lodem. Ba, pozwoliłam nawet wycierać ręcznikiem w sposób, jaki używa się mopa na podłodze, połykałam łzy w trakcie rozczesywania połaczonego z szarpaniem takim, że na grzebieniu pozostawały pasemka rudych loków. Moich lokow! Suszenie odbywało się gorącym strumieniem powietrza (" ja nie mam czasu się z Panią bawić pół godziny w suszenie"). Co nie zmienia faktu, ze taka ilość wlosow po 10 minutach suszenia gorącym strumieniem nadal pozostawały wilgotne i to bardzo. Tu już zaczęlam się zastanawiać, czy nie lepiej jednak wrócić do domu i spinać samej za pomoca dwóch luster ustawionych na przeciw siebie.

W skrócie: Pani pospinała mi te wilgotne włosy 'na płask" w stylu poniemieckiego hełmu z czasów II wojny swiatowej. Wściekła się, gdy zaczęłam wyjmować te wsuwki z fryzury, potrzasnęłam całością likwidując hełm i spytałam, czy ona tak uczesana chciałaby chodzić. Na to przylatuje włascicielka (' no przeciez było bardzo ladnie, twarzowo'). no tak...jakze mogło być inaczej? Zdziwiła się, że jestem gotowa zaplacić za to upiorne, bolesne mycie i odzywkę ale za nic innego. Chyba jednak sama czuła, że mam rację bo nie wygrażała sądem ani zamknięciem podwojów swej fryzjerni przede mną, klientką. Zapłaciłam, poszłam do domu.

FINALE GRANDE: po powrocie sama spięłam włosy, klamrą i wsuwkami. Efektowi daleko było do dzieł Pani Eli ale za to był o niebo lepszy niz ten, który mi zafundowała profesjonalna fryzjerka. Obserwując jej prace miałam nieodparte wrażenie, że nie bardzo sama wie, jak to robić.

Następna wizyta. Pani Ela na szczęscie zdrowa, Pani Beata najwyraźniej chowa się na zapleczu. Podchodzi włascicielka: "Wie Pani...Pani Beatka nie specjalizuje się w czesaniu fryzur ( na Boga, jakich fryzur?) ale i ona ma swoje stałe klientki, ktore są zadowolone". Hm...masochistki jakieś? Lubią orcowanie paznokciami po skórze i polewanie wrzątkiem? No...de gustibus non disputandum est.

Po pewnym czasie Pani Ela zrezygnowala z pracy...a mnie znudziło się eksperymentowanie z fryzjerami. Nauczylam się upinać sama. Praktyka czyni mistrza!

usługi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (198)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…