Kilka lat temu miałem dobrego kolegę. Tomka.
Wraz z kilkoma innymi osobami tworzyliśmy fajną paczkę. Ech... Młodość to piękny czas... kończy się zazwyczaj wtedy, gdy poszczególni członkowie paczki zakładają rodziny bądź wyjeżdżają na/po studiach.
Podobnie było z Tomkiem. Poznał, jak wtedy mówił, miłość swojego życia i z nią zamieszkał. Ok, nikt nie zamierzał im przeszkadzać. Po 3 miesiącach sami stwierdzili, że jednak to nie to i się rozstali. W momencie przypływu uczuć Tomaszek zakupił MSŻ psa. Rottweilera.
Panna wyniosła się sama, pies, półroczny, został z panem. Po tygodniu Tomek zaczął przebąkiwać, że szuka domu dla Baldura (dobre, pasujące imię:)), bo wyjeżdża na studia, a rodzina nie ma warunków dla takiego zwierza. No i że to musi być ktoś, kto poświęci temu psu dużo czasu, miłości i chyba kasy, bo coś z nim jest nie tak. Generalnie, sika jak najęty w domu, bez względu na to, czy był na spacerze czy nie. Mało je, może tęskni za panią i tak to się objawia - tak czy inaczej, on nie daje rady.
Dobra, coś poszukamy.
Umówiliśmy się na piwko u niego. Miałem zrobić kilka fotek psiska, zawsze to łatwiej zareklamować u potencjalnych chętnych za pomocą zdjęcia niż samym opisem. Wpadłem po południu.
Kiedy zobaczyłem, jak ten pies się go boi... Trząsł się na sam jego widok i uciekał w kąt, za telewizor. Dlaczego?!? Przecież Tomek nigdy nie był agresywny?!?
Wyszedłem na chwilę do toalety, jak to po piwie. Nie dokończyłem zamierzonej czynności nawet. Pisk, skowyt, odgłos uderzeń i darcie mordy "właściciela" pogonił mnie do pokoju.
Baldur leżał na grzbiecie, z rozpostartymi łapami, cały obsikany. Plama była tak z metrowa. A nad nim, z ciężkim butem (Martens), wytrząsał się Tomek.
- Widzisz? Mówiłem ci, że szcza jak debil, gdzie popadnie! Ma szczęście, że mam gościa, bo zaraz by to zlizywał!
Wyrwałem buta z łapy tego sqrwiela, syknąłem tylko:
- Nigdy więcej tego nie rób!
Wyszedłem, wstrząśnięty.
Na drugi dzień, około 19 - tej, przyjechałem do tego idioty z chętnym zająć się tym pięknym stworzeniem. Facet z dużą posiadłością, właściciel innego rottweilera. Cały dzień poświęciłem na znalezienie jak najlepszego miejsca dla poniewieranego zwierzaka. Udało się, teraz pies jest szczęśliwy (odwiedzam go czasami, kiedy jestem w okolicy). I jakoś nie szcza jak najęty i nie jest agresywny.
Na koniec, kiedy zabierałem psa od Tomka, ten rzucił wesoło:
- Dzięki stary, wiszę ci flaszkę!
Wal się, sam ją sobie wypij.
Tak, miałem kolegę.
Wraz z kilkoma innymi osobami tworzyliśmy fajną paczkę. Ech... Młodość to piękny czas... kończy się zazwyczaj wtedy, gdy poszczególni członkowie paczki zakładają rodziny bądź wyjeżdżają na/po studiach.
Podobnie było z Tomkiem. Poznał, jak wtedy mówił, miłość swojego życia i z nią zamieszkał. Ok, nikt nie zamierzał im przeszkadzać. Po 3 miesiącach sami stwierdzili, że jednak to nie to i się rozstali. W momencie przypływu uczuć Tomaszek zakupił MSŻ psa. Rottweilera.
Panna wyniosła się sama, pies, półroczny, został z panem. Po tygodniu Tomek zaczął przebąkiwać, że szuka domu dla Baldura (dobre, pasujące imię:)), bo wyjeżdża na studia, a rodzina nie ma warunków dla takiego zwierza. No i że to musi być ktoś, kto poświęci temu psu dużo czasu, miłości i chyba kasy, bo coś z nim jest nie tak. Generalnie, sika jak najęty w domu, bez względu na to, czy był na spacerze czy nie. Mało je, może tęskni za panią i tak to się objawia - tak czy inaczej, on nie daje rady.
Dobra, coś poszukamy.
Umówiliśmy się na piwko u niego. Miałem zrobić kilka fotek psiska, zawsze to łatwiej zareklamować u potencjalnych chętnych za pomocą zdjęcia niż samym opisem. Wpadłem po południu.
Kiedy zobaczyłem, jak ten pies się go boi... Trząsł się na sam jego widok i uciekał w kąt, za telewizor. Dlaczego?!? Przecież Tomek nigdy nie był agresywny?!?
Wyszedłem na chwilę do toalety, jak to po piwie. Nie dokończyłem zamierzonej czynności nawet. Pisk, skowyt, odgłos uderzeń i darcie mordy "właściciela" pogonił mnie do pokoju.
Baldur leżał na grzbiecie, z rozpostartymi łapami, cały obsikany. Plama była tak z metrowa. A nad nim, z ciężkim butem (Martens), wytrząsał się Tomek.
- Widzisz? Mówiłem ci, że szcza jak debil, gdzie popadnie! Ma szczęście, że mam gościa, bo zaraz by to zlizywał!
Wyrwałem buta z łapy tego sqrwiela, syknąłem tylko:
- Nigdy więcej tego nie rób!
Wyszedłem, wstrząśnięty.
Na drugi dzień, około 19 - tej, przyjechałem do tego idioty z chętnym zająć się tym pięknym stworzeniem. Facet z dużą posiadłością, właściciel innego rottweilera. Cały dzień poświęciłem na znalezienie jak najlepszego miejsca dla poniewieranego zwierzaka. Udało się, teraz pies jest szczęśliwy (odwiedzam go czasami, kiedy jestem w okolicy). I jakoś nie szcza jak najęty i nie jest agresywny.
Na koniec, kiedy zabierałem psa od Tomka, ten rzucił wesoło:
- Dzięki stary, wiszę ci flaszkę!
Wal się, sam ją sobie wypij.
Tak, miałem kolegę.
Ocena:
907
(1009)
Komentarze