Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#38912

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedy miałam 18 lat, czyli dobre 6 lat temu w wakacje miałam jednorazową pracę. Jako kelnerka na weselu w miejscowości 20 km od mojego miasta.

Miałam pracować dwa dni- wesele i poprawiny.

Praca nie należała do lekkich. Uwijałam się jak w ukropie z innymi dziewczynami. Plus był taki, że nauczyłam się nosić 5 talerzy z jedzeniem naraz.

O ile na początku było przyjemnie, to potem, kiedy towarzystwo zdążyło się już upić, nie koniecznie.

Był sobie jeden gość weselny, który niezbyt ładnie odnosił się do obsługi. Poganiał, wtrącił coś o wieśniarach, rozkazywał, grymasił nad temperaturą albo nad smakiem. Wszystkie w tamten rejon stołu starałyśmy się nie zapuszczać długo. Szybko zanieść, uprzątnąć, znowu zanieść kolejne danie.
W pewnym momencie poszło i na mnie. Byłam już piekielnie zmęczona, nogi wchodziły mi tam gdzie słońce nie dociera i miałam wrażenie, że mam założone ołowiane buty na nogi, do tego myślałam, że się rozpłynę w tym ukropie.
No i zaczęło się. Godzina 2:00:
[PG]- piekielny gość
[J]- ja
[K]- koledzy/kuzyni pana piekielnego

[PG]- Uwijaj się szybciej! Ile mam czekać?!
[J]- Bardzo przepraszam, zaraz i panu przyniosę danie. Proszę o chwilkę cierpliwości.- wymusiłam uśmiech firmowy nr 3.
[K] do [PG]- Uspokój się! Nie widzisz, że trzy kelnerki obsługują dwustu gości? Dziewczyna ledwo zipie!
[PG]- A co mnie to obchodzi?!

Zaraz doniosłam mu danie i znowu...

[PG]- A gdzie keczup do krokietów kufa?!
[J]- Już przynoszę. Czy czegoś jeszcze pan sobie życzy?
[PG]- Majonez.
[J]- Dobrze, już idę po keczup i majonez.

Kiedy odchodziłam PG trzasnął mi klapsa na popędzenie, nie lekkiego. To mnie rozsierdziło. Dobrze, że mój chłopak się nie dowiedział, bo by jak znalazł gościa na poprawinach, to nogami pewnie by się nakrył i oberwał w gratisie nauczkę, żeby resztę kelnerek szanować.

Wściekła wróciłam z keczupem i majonezem. Majonez z hukiem postawiłam mu przed nosem a butelkę keczupu otworzyłam i migiem wlałam mu za kołnierz, zamknęłam, postawiłam obok majonezu. A przy tym głośno oznajmiłam, że podano zamówienie.

Jegomość poczerwieniał, wstał i próbował się zamachnąć na mnie. Dobrze, że kolega jego miał refleks i złapał za ramię. Reszta z rejonu tej części, gdzie PG ryknęło śmiechem na mój wybryk. Agresor się zachwiał i padł mi pod nogi jak długi. Panowie kolegę zebrali, przeprosili za PG i kulturalnie wyprowadzili z lokalu do budynku hotelowego.

Wesele trwało od godziny 14:00 do 4:00 nad ranem. Musiałam się stawić godzinę wcześniej, by pomóc w przygotowaniach do przyjęcia gości. Do 5:00 ogarnęliśmy salę i przygotowaliśmy do poprawin. O 5:30 padnięta wylądowałam w łóżku. Na godzinę 13:00 miałam się zjawić i poprawiny miały trwać do 18:00, bo to niedziela, ludzie w poniedziałek do pracy. Było i tak o wiele mniej gości, bo około 1/3 była z daleka i na poprawinach nie mogła zostać. Dla mnie tym lepiej. Całe szczęście poprawiny odbyły się bez awantur i było już spokojnie.

Ale wiecie co było najbardziej piekielne? Godzina 19:00, po posprzątaniu sali szefowa zaprosiła mnie do siebie w celu wydania wypłaty za obsługę wesela. Dostałam całe 50 zł za 22 godziny ciężkiej harówy, czyli za godzinę dostałam ~2,27 zł. A właściwie to nawet nie... Bo bilety z mojego miasta do domu weselnego i z powrotem kosztowały w sumie 10 zł. Dobrze, że mojego chłopaka rodzice mnie przenocowali u siebie i nie musiałam wracać do mojego miasta, bo inaczej wydałabym na bilety 20 zł. W sumie po odliczeniu dojazdu zarobione było 40 zł, czyli stawka ~1,81 zł/h. Myślałam, że babę trzasnę czymś ciężkim. Tym bardziej, że umawiałyśmy się na stawkę 7 zł netto/h. Zapomniała powiedzieć o jednym szczególe- że to suma za 3 kelnerki na raz... Ot, taka drobnostka... :/

Dom weselny

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 246 (302)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…