zarchiwizowany
Skomentuj
(6)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Jestem w sytuacji podobnej do Ticho (historyjka http://piekielni.pl/39154) - moje dziecko od wczoraj chodzi do szkoły. O ile na rozpoczęciu roku szkolnego było dość normalnie, to dzisiaj opadły mi ręce.
Przekonałam się mianowicie, jak matki potrafią krzywdzić swoje dzieci, święcie przekonane, że je "chronią".
W szatni, po przebraniu się, czekaliśmy wszyscy na wychowawczynię dzieci; przyszła, kazała dzieciom ustawić się w pary, żeby zaprowadzić do sali (w szkole jest zwyczaj, że najpierw pani idzie po dzieci świetlicowe, potem z nimi schodzi do szatni po te, które przychodzą punktualnie na lekcje i razem idą do sali).
Dzieci poszły w większości i stanęły w parach, niektóre, nie chodzące wcześniej do przedszkola, zagubione nieco, rodzice "poparowali".
Ale...
Znalazło się parę mamuś, które kazały swoim dzieciom wziąć kolegę/koleżankę za rękę, same złapały dzieciaka za drugą rękę, i - tak, w ten sposób szły z nimi do sali (szatnia jest w piwnicy, sala na ostatnim piętrze)
Mało piekielne?
Kilka innych szło w parze TYLKO ze swoimi dziećmi...
Ja wszystko rozumiem: pierwszy dzień w szkole, nerwy, napięcie. Też to przeżywam, i to ogromnie.
Ale na Boga - czas najwyższy już w dzieciach wyrobić nawyk samodzielności! Jedna dziewuszka, widząc spojrzenia innych dzieci (już takie maluchy potrafią wyszydzić), chciała, żeby mama ją puściła - "Nie, mamusia pójdzie z Tobą! Ty sobie nie poradzisz sama".
Skoro te kobiety miały potrzebę "przypilnować" dziecka, to mogły iść z tyłu, jak niektórzy zrobili. W tym ja - miałam ciężką reklamówkę z wyprawką dziecia i wychowawczyni sama nas (oprócz mnie jeszcze kilkoro rodziców) poprosiła, żeby to zanieść na górę. Żadna z mam idących z dzieckiem "za rączkę" wyprawki dzisiaj nie przyniosła.
Trzeba było widzieć minę wychowawczyni... Ciekawe, co powie na zebraniu - jest za tydzień.
Przekonałam się mianowicie, jak matki potrafią krzywdzić swoje dzieci, święcie przekonane, że je "chronią".
W szatni, po przebraniu się, czekaliśmy wszyscy na wychowawczynię dzieci; przyszła, kazała dzieciom ustawić się w pary, żeby zaprowadzić do sali (w szkole jest zwyczaj, że najpierw pani idzie po dzieci świetlicowe, potem z nimi schodzi do szatni po te, które przychodzą punktualnie na lekcje i razem idą do sali).
Dzieci poszły w większości i stanęły w parach, niektóre, nie chodzące wcześniej do przedszkola, zagubione nieco, rodzice "poparowali".
Ale...
Znalazło się parę mamuś, które kazały swoim dzieciom wziąć kolegę/koleżankę za rękę, same złapały dzieciaka za drugą rękę, i - tak, w ten sposób szły z nimi do sali (szatnia jest w piwnicy, sala na ostatnim piętrze)
Mało piekielne?
Kilka innych szło w parze TYLKO ze swoimi dziećmi...
Ja wszystko rozumiem: pierwszy dzień w szkole, nerwy, napięcie. Też to przeżywam, i to ogromnie.
Ale na Boga - czas najwyższy już w dzieciach wyrobić nawyk samodzielności! Jedna dziewuszka, widząc spojrzenia innych dzieci (już takie maluchy potrafią wyszydzić), chciała, żeby mama ją puściła - "Nie, mamusia pójdzie z Tobą! Ty sobie nie poradzisz sama".
Skoro te kobiety miały potrzebę "przypilnować" dziecka, to mogły iść z tyłu, jak niektórzy zrobili. W tym ja - miałam ciężką reklamówkę z wyprawką dziecia i wychowawczyni sama nas (oprócz mnie jeszcze kilkoro rodziców) poprosiła, żeby to zanieść na górę. Żadna z mam idących z dzieckiem "za rączkę" wyprawki dzisiaj nie przyniosła.
Trzeba było widzieć minę wychowawczyni... Ciekawe, co powie na zebraniu - jest za tydzień.
szkoła
Ocena:
104
(178)
Komentarze