Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie piekielności rodzinnej trochę - dodam, że nigdy nie sądziłam, abym miała szansę o takiej napisać, bo u mnie rodziny jak na lekarstwo. Mianowicie mój brat i... tyle tego.
Ale jednak.

Braciszek mój, w opowiadaniu nazwijmy go Kamilem, został w zeszłym tygodniu ojcem. Po wielu trudach zdrowotnych już-mamusi (która wciąż w średnim stanie, ale radosna) urodził się chłopiec (miała być dziewczynka, ale co tam). Zdrowy i podobno śliczny - maluchowi pomachałam z końca pokoju, bo dzieci się boję małych, ale niemniej braciszek i braciszkowa są wniebowzięci. A to się liczy :)

Brat był jedyną osobą, która zainteresowała się mną po śmierci rodziców. Był wtedy w klasie maturalnej, więc wziąć mnie nie mógł, ale odwiedzał, jak coś zarobił - to dawał kieszonkowe czy coś słodkiego... Pomagał jak umiał, od małego się trzymaliśmy blisko, a on był klasycznym starszym bratem który strzeli w tył głowy za głupotę, ale obroni przed złym światem.

Mojej biologicznej rodziny jest jeszcze parę sztuk. Dziadkowie od strony ojca (wyklęli ojca że "z biedną kobietą się hajta") i dwie ciocie (ze strony ojca; moja mama nie miała rodziców). Tyle, że mieli nas gdzieś od początku, a potem tylko się robiło gorzej. Na wieść o śmierci rodziców podeszli tylko do jednej trumny (ojca) i nakrzyczeli, że pewnie nasza wina (miałam wtedy koło 11 lat) i naszej matki. Grosza dzieciom nie dali. Nie pomogli utrzymać domu rodzinnego (był wtedy wciąż podatek spadkowy - mogli go zapłacić i sprzedać mieszkanie dając nam to minus koszty... nie, dom przepadł).
Było nam naprawdę ciężko, bo jednak już te lata temu nie było łatwo o pracę, a renta rodzinna była śmieszna (ojciec po śmierci nie dostarczył papierka odpowiedniego i jego emerytura "przepadła" - a to on miał tę świetnie płatną pracę i jego składki spokojnie by dały ponad 1800zł miesięcznie zamiast 650...).
Cudo.

O narodzinach mojego bratanka się jakoś dowiedzieli- kij, facebook czy sąsiadki. I nagle się zaczęło dzwonienie i przyjeżdżanie, bo to przecież prawnuczek (i prabratanek??) i nie można rodziny kochającej (????) odsuwać. Zaczęli atakować świeżo upieczonych rodziców, wyrzucić się tego nie dało (przypominam - oboje po wielu stresach, że utracą dziecko) a trzeba było fundować jedzenie i napoje 8 osobom.

- Zaczęły się bójki o imię - bo jak to dać imię tak niepasujące do nazwiska? (nie jest to imię typu Mercedes czy inny Dżordż)
Ciotki muszą wybrać i to one się tym zajmą.
- Zaczęły się bójki o pieniądze - bo skoro brat dorosły to utrzymałby dziadków i starszą ciocię, na dziecko stać to i na rodzinę (brata zasypano numerami konta i kwotami minimalnymi do wpłaty).
- Wyszły na wierzch jakieś rodzinne tradycje - jak dziecko się urodzi to trzeba dać prezenty dziadkom czy ciociom (ciekawe, prawda?) z powodów nieznanych.
- Płacze i zgrzytanie zębów - jak to nasza matka była niedobra, zmarła i pociągnęła za sobą ojca i nas odsunęła od rodziny (taaa, po śmierci... z bratem dzwoniliśmy do cioć czy dziadków o pomoc albo mieszkanie, ale "my to nie rodzina").
- Dziadkowie są chorzy - ja i brat powinniśmy codziennie do nich przychodzić sprzątać, kupować chemię i jedzenie (za swoje), nosić zakupy i pomóc w remoncie. W końcu rodzina!
- Synowi cioci się znudziła (!!) praca u cioci. Więc może Kamil załatwi pracę jej synkowi? W końcu co to dla niego. To co, że ciocia ma firmę od lat i mój brat prosił chociaż o posadę sprzątacza mając te 17 czy 18 lat, aby cokolwiek zarobić i dostał kopa w tyłek?

Koniec końców pasożyty (od 2 do 8 sztuk przesiadujących cały dzień) wyprowadził dobrze zbudowany sąsiad i wracać zabronił (pan Czarek ma moją wdzięczność), ale są maile i telefony. Dla ludzi śpiących po 2 godziny dziennie i z codziennymi wizytami u lekarza to wystarczy, aby wywołać falę rozpaczy.

Brat wielokrotnie krzyczał (o ile miał siłę) ze mną obok, że palcem nie kiwnęli przez tyle lat, więc mogą sobie swoją rodzinność zatknąć tam, gdzie słońce nie dochodzi. Nie pomogli dwójce sierot, nie zainteresowali się ich dzieckiem jak była potrzebna pomoc (szczęście, że brat podwyżkę dostał i pomogli znajomi, bo jakie są koszty chorującej ciężarnej kobiety można sobie wyobrazić), całe życie spędzili na gnębieniu naszej mamy, która była aniołem, nie kobietą.

To się póki co ciągnie od zeszłego poniedziałku i wpędza w depresję brata i ledwo żyjącą żonę. Naprawdę, boję się małych dzieci, ale jednak spędzam u brata 90% czasu na wszelki wypadek, a doraźnie chociaż robiąc herbatę czy podając obiad, bo oboje ledwie żyją mimo małego szczęścia.

Rodzina?

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1184 (1248)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…