Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#39377

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem kociarą. Kocham koty, uważam je za bardzo mądre i zaradne zwierzęta. Miałam parkę, kota i kocicę. No właśnie ... miałam.

Maj 2012r.
Godz. 6.45, parkuję pod firmą, na parkingu spotykam kolegów i koleżanki z firmy, wchodzimy- każdy siada do swojego biurka lub idzie do kuchni zrobić sobie kawę. Rozpoczynamy dzień pracy. Biuro dzielę z 3 osobami.

Ok. godz. 7.20, wpada kolega i wrzeszczy:
- KU*RWA LUDZIE, NA PŁOCIE WISI DZIECKO!!!
Przerażenie w jego oczach nie pozwoliło nam w to zwątpić, więc lecimy za nim.
Płot ~3,5 m. wysokości, a na nim... wisi worek (gruby, czarny) z którego słychać płacz!
Najwyższy z nas z szybkością błyskawicy wskakuje na płot i chce worek rozwalić, ciągnąć, rozedrzeć ręką (drugą się trzyma płotu) by już dostało się do niego powietrze, nie udaje się w końcu zrywa końcówkę na której wisi i razem z workiem spada na ziemię. Wszyscy spanikowani wyciągamy ręce, szarpiemy, bo słyszymy przeraźliwe "młeee" - w końcu worek puszcza, a wypływa z niego....ostry, kwaśny odór, żółta ciecz i 3 łebki.

3 maleńkie kotki, zostały zamknięte w worku, który jak się okazało- u nasady supła był nakłuty (dziurki po szpilce chyba).

Przyjechała policja, pokazujemy co znaleźliśmy. No a oni co? Opieprzają nas, że to nie oni od tego są, a schronisko i że mogą przyjąć tylko zgłoszenie wtargnięcia na posesję!
Oczywiście, nikt nie wtargnął, bo worek był przerzucony od drugiej strony płotu, a worek lecąc zahaczył o odstające końcówki drutu. Odjechali.

Domyśliliśmy się, że koty ktoś przerzucił późnym wieczorem dnia wcześniejszego, więc siedziały tak zamknięte przez całą noc! Sikały pod siebie, jednocześnie w tym się tarzając, a płacząc nawoływały matkę. Ich miauczenie w pierwszej chwili wszyscy odebraliśmy jako płacz niemowlaka.

Umyliśmy nieszczęśników w łazience, daliśmy rozrzedzoną z wodą śmietankę do kawy, ktoś wyjął ze śniadania wędlinę. Wsadziliśmy ich do koszyka wyściełanego ręcznikiem papierowym.
Decyzja kierownika- schronisko.

Dwie koleżanki wzięły po jednym kocie- ktoś z rodziny, podjechał i zabrał. Został trzeci, którego kazano zawieźć do przytułku.

No, a co zrobiła Ticho? Pojechała z kuleczką do domu! :)

Został z nami do dziś. Jest wesołym rozrabiaką. Moje dwa stare koty pozwalają mu ze sobą robić co chce, są cierpliwe.

Jednakże to zdarzenie nie odbiło się na nim bez echa...
Panicznie boi się worków, foli i wszystkiego co szeleści. No i z powodu zbyt szybkiego oderwania od sutka matki, ssie swoje futro , przez co całe na "klatce piersiowej" i brzuchu ma ciągle mokre, sklejone, łysawe.

Zastanawiam się tylko, co by było gdyby kolega się nie spóźnił do pracy i pojechał na parking przed budynkiem, a nie od tyłu, tak żeby go kierownik nie zobaczył? Nikt na "tyły" nie chodzi i nic nie widać z okien budynku.

Zdjęcie kotka z tego felernego dnia:
http://imageshack.us/photo/my-images/208/zdjcie0067l.jpg/

Na osłodę inne zdjęcia:
http://imageshack.us/photo/my-images/15/zdjcie0070k.jpg/

http://imageshack.us/photo/my-images/846/zdjcie0125y.jpg/

http://imageshack.us/photo/my-images/17/zdjcie00900.jpg/

---------
KOMENTARZ:
Na płot wszedł NAJWYŻSZY z nas. Wspiął się po nim, nie PRZESKOCZYŁ go! Worek wisiał OD strony firmy.
Proszę, czytajcie ze zrozumieniem!

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (261)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…