Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39547

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie o tym, jak zostałam złą matką.

- Niech żyje szkoła! - Z takim okrzykiem wpadł do domu sześcioletni Gabryś po pierwszym dniu w zerówce. Tamtego dnia jego entuzjazm skwitowałam uśmiechem, powtarzając w myślach jak mantrę "oby jak najdłużej tak myślał".
Wczoraj odbyło się pierwsze zebranie w "naszym" przedszkolu. Obecnie na myśl przychodzi mi inny okrzyk: zatrzymajcie świat, ja wysiadam!

Gabryś od 2 lat teoretycznie jest objęty przymusowym nauczaniem. Co to oznacza? Jako pięciolatek poszedł do tak zwanej zerówki, a jako sześciolatek miał iść do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Jak się ma teoria do praktyki wszyscy dobrze wiemy. W międzyczasie okazało się, że rodzice nadal mają wybór co począć ze swoimi sześciolatkami, więc ja z takowego wyboru chętnie skorzystałam i Gabi po raz drugi trafił do zerówki. Do zerówki mieszczącej się tak jak wszystkie w naszym mieście w przedszkolu, a jak wiadomo za przedszkole trzeba płacić. Rocznie ta przyjemność wynosi mnie około 5 tys. zł. Tak przynajmniej było w tamtym roku. Nie mogę narzekać, bo to był mój świadomy wybór. Czego się nie robi dla dziecka, by przedłużyć mu dzieciństwo jeszcze o ten jeden rok.

Kiedyś zerówki były bezpłatne. Nie mieliśmy książek a mimo to nauczono mnie świetnie czytać i pisać. Moja mama nie miała dylematu, czy puścić swoją sześciolatkę na wycieczkę za 200zŁ dwa razy w roku czy kupić coś do domu. Na Dni Mamy, Babci, Dziadka i reszty ferajny robiliśmy laurki z papieru i do dziś pamiętam łzy bliskich, gdy je otrzymywali. Nie mogliśmy przynosić zabawek do zerówki, więc nikt nie płakał, że "ja nie mam Barbie, a Ola ma!". A jak pobiłam się z koleżanką o misia aż włosy z głów fruwały, to nikt nas nie wysyłał do psychologa jako "początkującą, przyszłą patologię", którą trzeba resocjalizować za młodu, tylko odstałyśmy swoje w kącie, potem się przeprosiłyśmy i do dziś ślemy sobie kartki o treści "Cześć Łobuzie". I uwierzcie mi, to były dla mnie jedne z najszczęśliwszych czasów. A teraz? Powiem wam co mamy teraz.

Poszłam na to zebranie z mieszanymi uczuciami. Na wakacjach chodziły plotki o zmianach jakie nas mogą czekać. Zmianach pod tytułem "jak wydoić od rodziców jeszcze więcej kasy". Ja jestem przekorną osobą i postanowiłam w tym roku przeprowadzić reformę mającą na celu uświadomienie im "a skąd do jasnej niespodziewanej rodzice tą kasę mają wziąć?". I nie mam na myśli kosztów ponoszonych z tytułu czesnego i wyżywienia. Te są bezspornie uzasadnione w porównaniu z całą resztą.

A więc zacznijmy od spotkania z Panią Dyrektor:

*** karty chipowe służące do wbijania wejścia i wyjścia dziecka do placówki z poprzedniego roku są już nieaktualne, trzeba kupić nowe. Tak, ona pamięta, że obiecała, że będą się nadawać, ale te stare są już tak brudne powycierane i brzydkie, że ona na nie patrzeć nie może. Koszt 10 zł za sztukę. Ja sama potrzebuję trzech. Szkoda tylko, że nie wspomniała, że jej zięć w tych kartach pracuje i pewnie mu w ten sposób premię załatwia.

*** wszyscy rodzice mają obowiązek kupować co tydzień gazetkę redagowaną przez przedszkole. Wszyscy bez wyjątku. Jakiś ojciec zapytał "czemu to tak? a może on nie chce?". To usłyszał, że papieroski chce mu się kupować, więc gazetkę też ma mu się chcieć nabywać.

*** każdy rodzic ma obowiązek zmiany obuwia na foliowe ochraniacze przed wejściem do budynku. Na ten cel będzie pobierana składka w wysokości 10 zł miesięcznie. Jakaś matka zapytała, czy może zamiast płacić składki zmieniać buty na jakieś kapcie przyniesione z domu. Dowiedziała się, że w kapciach, to sobie może w domu śmigać, a przedszkole to poważna instytucja.

*** przedszkole od godziny 8 do godziny 13 przeprowadza tak zwaną podstawę programową i zgodnie z ustawą pobyt dziecka w tych godzinach powinien być bezpłatny, nie licząc wyżywienia. Każda kolejna godzina jest już dodatkowo płatna. Tak powiedziała Pani Dyrektor, po czym dodała, że rodziców, którzy mają zamiar deklarować w umowach pobyt dziecka tylko w trakcie godzin bezpłatnych mogą już zabierać papiery, bo jest tylu chętnych rodziców czekających w kolejce na listach rezerwowych, że to bez sensu, by przedszkole traciło zamiast zyskiwać.
Jak to usłyszałam to krew się we mnie zagotowała. Postanowiłam się odezwać:

- Mój syn jest zapisany do godziny 17, bo mi tak pasuje, ale znam matki, które zapisały swoje pociechy właśnie do 13, bo są na bezrobociu i nie stać je na to. Nie każda matka chętnie zapłaci za tak zwany święty spokój w domu. Droga Pani Dyrektor, są takie mamy, które kochają swoje dzieci i chcą z nimi spędzać czas, do jasnej Anielki. To nie my wymyśliłyśmy przymusowe nauczanie dla pięciolatków i płatne zerówki. Podobno mamy wybór. To my decydujemy, o której chcemy zabierać dzieci. A słowo wybór oznacza, że decydujemy między czymś a czymś, kierując się własnym stanem majątkowym, godzinami ewentualnej pracy i dobrem dziecka. Taka jest prawda.

- Pani Casandro, coś pani powiem. Istnieje pani prawda, moja prawda i prawda państwowa, znana jako gówno prawda. Ja tu tylko sprzątam. Jeśli się coś pani nie podoba, to niech pani strajk urządzi przed Ministerstwem Edukacji. Nawet się podpiszę pod petycją, jeśli trzeba będzie.

Po tej przeprawie ciąg dalszy nastąpił na zebraniu z wychowawczyniami.

*** one bardzo przepraszają, ale nie będziemy w tym roku korzystać z książek, o których była mowa w tamtym roku. Miały kosztować około 60, a będą kosztować około 120. Bo te droższe mają płyty CD. Płyty są dla rodziców, by w domu pracowali z dzieckiem. Po tym jak opisały nam jak ta praca z dzieckiem ma wyglądać, złapałam się za głowę.

Rzecz ma się następująco w moim przypadku: odbieram Gabrysia z przedszkola o 17, potem przed 18 jesteśmy w domu, jemy kolację i jakieś dwie godzinki powinniśmy popracować z komputerem. Czyli dziecko po kąpieli ląduje w łóżku po 21, a zanim zaśnie... Rano wstaje jak neptyk, zadżumiony totalnie i już bez uśmiechu zbiera się do "szkoły". I pomyśleć, że ja mu chciałam dzieciństwo przedłużyć, nie zapisując go jeszcze do szkoły tak? Ale mi się udało, od jasnej cholewy... i ciut ciut.

*** panie zaplanowały cztery większe wycieczki w ciągu roku. Koszt każdej do 200 zł. Po delikatnej reprymendzie ze strony rodziców zeszliśmy do dwóch. Na sam wrzesień zaplanowały:
- kino - 10 zł
- teatrzyk - 8 zł
- wizyta Pana Pszczelarza - 5 zł
- zdjęcia grupowe - 35 zł
- wizyta kogoś-tam, po-coś-tam - 7zł
- wizyta Pana Ortopedy - 25 zł
Powiem szczerze, że po tej ostatniej "atrakcji" przestałam notować, bo mój i tak napięty budżet już dawno pękł. Aż zahuczało. Moja cierpliwość sięgnęła zenitu. No kurka wodna, dopiero wrzesień mamy, a gdzie do grudnia?! A drugi rok? No jak nic skończę jako jedna ze zdesperowanych klientek Providenta, a potem aby go spłacić będę musiała zrobić skok na bank. Sierota ze mnie, więc pewnie dam się złapać, pójdę do kicia i będę oglądać kwadratowe słońce, a wszystko przez to cudaczne przedszkole!

- Chyba mi słabo... - wypsnęło mi się bardzo niechcący. To ta wizja mnie za kratkami tak na mnie podziałała. Pani przedszkolanka spojrzała na mnie karcąco i dalej ciągnęła swój monolog.
Rozejrzałam się po twarzach innych rodziców i nie tylko moja buźka zrobiła się kredowobiała. Jakiś tatuś coś liczył na kalkulatorze i co raz mruczał pod nosem "o cholera". Jakaś mama dzwoniła do kogoś po cichaczu przekonując, że "ona musi pożyczyć te 700 zł już teraz, dzisiaj". Owszem, byli też i tacy, których to nie wzruszyło. Patrzyłam na nich z zazdrością, przyznam się szczerze.

W następnej kolejności głos zabrała nasza trójka grupowa, czyli przewodniczący rodziców z tamtego roku, którzy to w tym roku zostali zaszczyceni propozycją kolejnej kadencji. Zachwyceni byli strasznie. Powiem tylko, że są to tak zwani przedstawiciele sfer wyższych i zostali wybrani przez panie przedszkolanki. To co opiszę, jest najlepszym przykładem na to, jak my rodzice potrafimy sobie sami jeszcze bardziej życie utrudniać. Oto rozporządzenia przedstawione przez jedną taką, która w futrze nawet w lecie gania:

*** składka na przybory szkolne 40 zł.
- Jak to 40 zł? - pytam zaskoczona - w tamtym roku płaciliśmy po 20 Zł i jeszcze na koniec roku pieniądze zostały.
- Moja Jessica nie będzie rysować kredkami z Biedronki - uniosła się pańcia.
- No pewnie, że nie z Biedronki. Kredki są robione z drewna - pukam się w czoło, udając wariatkę. Na sali słychać śmiechy. Wywalczyliśmy składkę po 20 zł, a jak komuś nie pasuje, to niech sobie sam kupi wyposażenie. Tylko niech weźmie pod uwagę, że wszystko w przedszkolu jest wspólne. Każde dziecko ma prawo z tego korzystać. Nie tylko Jessica. Biedronkowymi kredkami w tamtym roku dzieci z naszego przedszkola wywalczyły pierwszą i drugą nagrodę w plastycznym konkursie międzyszkolnym. Da się? Da.

*** składka na dzień nauczyciela - 30 zł.
I tutaj w ruch poszła kartka do wpisywania listy nazwisk osób, które już teraz deklarują chęć wpłaty. Ja na kartkę nawet nie spojrzałam. Poczułam na sobie morderczy wzrok Futrzaka. Jedna z matek mówi do mnie:
- Buntujemy się teraz, czy później?
- Oczywiście, że teraz - odpowiadam. Wyciągnęłyśmy inną kartkę i puściłyśmy w ruch listę ze składką po 5 zł na ten sam cel. O dziwo na naszą listę wpisali się wszyscy oprócz Świętej Trójcy. Na desperackie pytanie pańci "dlaczego?!", usłyszała, że pozostałe 25 zł chcemy przeznaczyć na Mikołajki dla dzieciaków.
- No ale do grudnia jeszcze nie przeszliśmy! Dopiero początek roku omawiamy! - krzyczy pańcia.
- No właśnie - odpowiadam spokojnie.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo być dobrą matką - Futrzak uśmiecha się z politowaniem.
- Nikt nie powiedział, że dobra matka to tylko bogata matka - odpowiadam zła jak szerszeń.

Nie będę wymieniać wszystkich wymienianych składek bo znowu mi się słabo zrobi na samo wspomnienie i trzeba mnie będzie zbierać spod komputera za chwilę. Powiem tylko tyle, jak jeszcze raz usłyszę słowa bezpłatna edukacja, to kogoś śmiechem zabiję.

I powiedzcie mi, co ma teraz zrobić taki przeciętny rodzic? Szukać numeru do infolinii, jakiejś szybkiej pożyczki czy raczej numeru do dobrego psychologa, który pomoże dziecku przejść traumę po tym, jak się dowie, że koledzy gdzieś idą lub jadą po raz dziesiąty w danym miesiącu, a on nie, bo mama nie ma zamiaru na głodówkę przechodzić? Ani pod kościołem żebrać, tylko dlatego, że są ludzie, których stać na wszystko i nie patrzą na resztę otoczenia? A Ty się masz dostosować i koniec i kropka. Bo co? Bo tak!

Skomentuj (97) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1559 (1649)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…