Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#39836

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj podczas rozmowy z koleżanką przypomniała mi się jedna historia, która miała miejsce sporo lat temu, ale nadal mnie to boli, męczy i zaważyła poważnie na moich kontaktach z rodziną i innymi ludźmi. Będzie długo...

Jak miałem 8 lat pewna kobieta została żoną mojego ojca, czyli moją macochą. W pewnym momencie zauważyłem, że wszystko co powiem w domu jest użyte przeciwko mnie, czyli jak dostałem słabe oceny to źle, jak dobre, to też można się pry...olić. Zasadniczo dzieci wracające ze szkoły opowiadają w domu co się działo, jak się działo. Macocha kończyła pracę wcześniej niż ojciec, więc była pierwszą osobą która otrzymywała njusy, przy czym jak wracał ojciec zdawała mu raport odpowiednio przekształcony po którym dostawałem reprymendę od ojca. Raz, drugi, trzeci ... może faktycznie ze mną coś nie tak, ale nie jest tak, że zawsze wszystko jest moją winą, więc któregoś dnia poinformowałem ojca, że źle mi się żyje pod jednym dachem z jego małżonką, bo się mnie ewidentnie czepia i robi mi pod górkę, na co on stwierdził, że to nie tak, że ona chce mojego dobra... Nie satysfakcjonował mnie brak przynajmniej próby zrozumienia u ojca, więc szukałem zrozumienia u rodziny, rodzonych cioć, wujków, babć, dziadków - wszyscy jednogłośnie twierdzili, ze jestem przewrażliwiony (jedyną osobą która odbyła z nią poważną rozmowę wychowawczą, była jej rodzona matka-chwała babci za to-z pogadankę z ojcem z tej okazji też miałem, ze jestem jakiś nie taki...).

Ze względu na powyższe zacząłem uważać na to co mówię w domu...

Czara goryczy się przelała jak byłem chyba w ósmej klasie (tak, jestem taki stary, że załapałem się na ośmioklasową podstawówkę). Razu pewnego wybrałem się po południu z wujasem i młodszym kuzynem posprzątać strych u babci. Babcia decydowała co wyrzucić, a co nie, wujek z kuzynem wyciągali a ja latałem z gratami do wyrzucenia do kontenera. Jak wracałem z któregoś takiego kursu ktoś mnie zaczepił i zapytał, gdzie można zioło kupić. Odparłem zgodnie z prawdą, że nie wiem i poszedłem na górę po kolejne śmieci. Opowiedziałem sytuacje wujkowi (zawsze miałem z nim dobry kontakt) i o sprawie kompletnie zapomniałem, bo to dla mnie mało istotne. Oczywiście wujek rozmawiał w domu z ciocią, a ciocia z macochą (mieszkaliśmy po sąsiedzku, dom, w dom).

Kilka dni później wracam ja sobie z jakiś kursów przygotowawczych do egzaminów do szkoły średniej (było coś takiego za moich czasów na koniec ósmej klasy). Siadam przy stole, biorę się za późny obiad i nagle macocha z miną oskarżycielską, ze o tonie nie wspomnę:

"Słyszałam, że narkotykami handlujesz!"

Ojcu się ciśnienie podniosło, chciał coś powiedzieć w podobnym tonie, ale wytłumaczyłem na spokojnie (będąc wnerwionym, nie wiem jak mi się to udało), że sytuacja wyglądała jak wyżej opisałem, nie jak sobie macocha to ubzdurała...

W każdym razie od tego momentu:
Przestałem, informować o czymkolwiek co się w moim życiu działo, po tym, jak zauważyłem, że ojciec dalej uważa, że to ona jest cacy, a ja jestem be, przestałem rozmawiać również z ojcem...Moje rozmowy w domu, ograniczały się tylko do tego, że na początku miesiąca prosiłem o kase na miesięczny i jak mi się ciuchy skończyły to informowałem, że spodnie by się przydały, oraz tłumaczenie się z ocen po wywiadówce ojcu. Tak przeszedłem przez szkołę średnią. Jak zacząłem studiować byłem już nieco bardziej niezależny finansowo, miałem własny samochód, miałem na paliwo, zatem domu unikałem jak ognia, jak wróciłem z uczelni, jechałem do kumpla, jak wróciłem od kumpla za wcześnie i widziałem, że świeci się światło, znaczy nie wszyscy poszli spać, nie wchodziłem do domu, wchodziłem jak wszyscy już spali. Jak wyprowadziłem się z domu zwyczajnie zniknąłem, zpakowałm swój dobytek i zniknąłem. Nie było ze mną kontaktu przez pół roku, aż ojciec znalazł wizytówkę mojej firmy i przyjechał-dopiero wtedy wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie i w tym momencie mam z ojcem normalny kontakt, ale przez poprzednie kilkanaście lat ten kontakt stale się pogarszał tylko przez to, że jedna osoba postanowiła mnie obwiniać zawsze o wszystko...

Do dzisiaj niebywałym dla mnie jest fakt, że dzieci wracając ze szkoły opowiadają w domu o swoich problemach, że w ogóle dzielą się ze sobą swoimi problemami. Rówieśnikom zazdrościłem, ze mają z kim problemy omówić, a jednocześnie czasem patrzyłem na nich jak na idiotów, którzy nie wiedzą co czynią, bo nauczyłem się, że jak masz problem, to dom Ci z pewnością nie pomoże, a jeszcze dop...oli, żeby Ci było przyjemniej...

Rodzina

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 315 (353)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…