Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39969

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wpasowując się w konwencję opowieści gimnazjalnych, opiszę parę przypadków z pewnego małego miasteczka. Sama należałam do pierwszego rocznika, któremu dane było do tegoż przybytku uczęszczać.

Zaraz po studiach trafiłam na zastępstwo do gimnazjum integracyjnego w moim mieście. Stanęłam pod tablicą, widząc przed sobą młodsze rodzeństwo moich przyjaciół i wrogów, dzieci moich nauczycieli i współpracowników. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na kumpelstwo, chciałam jednak być w porządku. Głowa pełna ideałów, że nie tylko mam uczyć, ale też wychowywać, i tak dalej. Niektórym wydawało się, że skoro jestem ugodowa, idę na rękę, no i można ze mną pogadać, to można mi też wejść na głowę. Normą były męskie przyrodzenia na kartkówkach, gadanie, czy jedzenie w czasie lekcji. Z mojej strony - im bardziej debilne zachowania, tym bardziej nieprzyjemne kary. Dodatkowa praca domowa, kartkówki, odpytki, uwagi, rozmowa z pedagogiem/dyrektorem szkoły. Poniżej rzeczy, których nie widziałam w innych historiach, również w tych z poczekalni.

1. Wywiezienie ucznia na wózku, z porażeniem, poza teren szkoły gdzieś za garaże. Dzieciak miał niedowład rąk, nie był w stanie sam przetransportować się na teren szkoły.

2. Groźby pod adresem nauczycieli. No dobra, jestem dorosła. Ale jak ktoś wie, gdzie mieszkam i grozi mi otruciem psa, to się trochę boję.

3. Kradzieże. Zarówno pomiędzy uczniami jak i podciąganie np. portmonetki z torebki nauczyciela. Zabawne, pani ze sklepiku poznała.

4. Notoryczne używanie telefonów komórkowych nie tylko w celu komunikacji. Pamiętam jak musiałam się tłumaczyć przed dyrektorką, kiedy filmik z mojej lekcji trafił do internetu. Niby nic do czego kuratorium mogło by się przyczepić, żadnych koszy na głowie, wulgaryzmów. Ale tłumaczyć się i tak musiałam.

5. Bajki opowiadane na temat nauczycieli byle tylko zaszkodzić. W mniej więcej drugim tygodniu mojej pracy wylądowałam na dywaniku, gdzie zapytano mnie dlaczego pozwalam na ściągi na klasówkach (na litość boską, jeszcze klasówki nie było!) i jedzenie w czasie lekcji.

6. Najlepsze zostawiłam na koniec. Był sobie Piotruś. Syn nauczycielki. Wydawało mu się, w czym zresztą chyba matka go utwierdzała, że wolno mu wszystko. I zaczęło się: pajacowanie, śpiewanie, próby siadania na kolanach, czy klepania po tyłku. Raz zdarzyło mu się w czasie zajęć na najwyższym piętrze usiąść na zewnętrznym parapecie i zagrozić, że skoczy, jeśli nie dostanie piątki. Najgorszym wyskokiem było nachodzenie mnie w domu. Piotruś w stanie nietrzeźwym (przypominam, 15 lat!) stoi pod moim oknem o godzinie 23 i drze ryja, że chce się ze mną umówić. Dzwonię do matki. Reakcja? "To nie moje dziecko, Piotrek jest w domu i śpi".
Piotruś ukończył gimnazjum z oceną nieodpowiednią z zachowania. Po pół roku spotkaliśmy się ponownie, gdy uczyłam w liceum i próbował on się zapisać do tej szkoły, bo z poprzedniej chcieli się go pozbyć.
Na radzie walczyłam jak lwica, by go nie przyjmować.

gimnazjum

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 658 (714)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…