Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

rozmarynia

Zamieszcza historie od: 10 września 2011 - 14:38
Ostatnio: 29 stycznia 2022 - 20:34
  • Historii na głównej: 5 z 12
  • Punktów za historie: 5081
  • Komentarzy: 83
  • Punktów za komentarze: 583
 
zarchiwizowany

#48459

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o zwłokach w szpitalnej toalecie ( http://piekielni.pl/48455 ) przypomniała mi historię mojej mamy. Końcówka lat 90. Było to w czasie, gdy leżała w szpitalu (w którym zresztą w tamtym czasie pracowała) z jakąś poważniejszą przypadłością, nie była jednak przykuta do łóżka. Łazienki na oddziale były dwie, po jednej dla kobiet i mężczyzn. Gdy któregoś ranka, zaspana jeszcze, udała się pod prysznic, nic jeszcze nie zwiastowało, że zapamięta tą kąpiel na długo. Weszła do pomieszczenia, położyła swoje rzeczy i ręcznik, wzięła szybki prysznic. Dopiero, gdy podnosiła swój ręcznik z miejsca, gdzie go położyła, zorientowała się, że coś jest nie tak. Tak - nieświadomie użyła zwłok zapakowanych w biały, zapinany worek, jako półki na swoją kosmetyczkę i ręcznik. Personel oddziału uznał, że to bardzo zabawna sytuacja, bardzo długo jeszcze sobie z niej żartowali. Jej do śmiechu raczej nie było - mimo, że jest osobą przyzwyczajoną do oglądania śmierci. A co było powodem przechowywania nieboszczyka pod prysznicem? Pan z kostnicy jeszcze go nie odebrał, a personel nie chciał, by pozostali pacjenci musieli przebywać na sali z nieboszczykiem dłużej, niż to konieczne. Aha - podobno w tamtym czasie była to dość częsta praktyka.

szpital powiatowy na Mazurach

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (245)
zarchiwizowany

#47425

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziecko koleżanki chodzi do podstawówki. Uczęszcza również na lekcje religii, prowadzone przez piekielną panią katechetkę. Pani ta opowiedziała dzieciom historię o tym, jak to popularna wśród dziewczynek bajka "Hello Kitty" jest dziełem samego Belzebuba. Dlaczego? Pewna para miała córeczkę, która nie mogła nauczyć się mówić. Zawarła więc pakt z Diabłem, a Pan Piekieł spełnił ich prośbę. Para w podzięce stworzyła postać wielkogłowej kotki z kokardką.
W ten oto sposób pani katechetka sprawiła, że ośmioletnie dziewczynki nie tylko odmawiają używania przyborów, czy noszenia ubrań z podobizną kota, ale również piszczą i panikują na sam widok tejże postaci.

katechetka

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (33)

#43386

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uczę w zaocznej szkole dla dorosłych. Białystok dużym miastem nie jest, czasem więc spotykam słuchaczy poza murami szkoły.
Historia sprzed godziny.

Wychodzę z nocnego sklepu, który sprzedaje wódkę. Gdzieś bilety na rano (zajęcia od 8) trzeba było kupić. Przed sklepem stoi grupka młodych mężczyzn.
- Dzień dobry.
- Dobry wieczór.
- A pani, to ładna jest - miłe to, ale nie od pijaczków pod monopolowym, myślę sobie. - A napić by się z nami pani nie chciała? - ciekawe gdzie, może na ławeczce pod kościołem?
Przestało być miło. Panowie coraz bardziej zacieśniają krąg wokół mojej osoby. Wtem, w twarzy jednego z mężczyzn rozpoznaję słuchacza.
- Nie było pana dziś na zajęciach.
Odchodzę.
- O (krówka), to była moja nauczycielka!

Mam nadzieję, że go jeszcze zobaczę na zajęciach. Przecież go nie zbiję.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 849 (909)

#40125

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam historię barta1985 o produktach przemiany materii w odpływie prysznica. Przypomniały mi się czasy, kiedy to pracowałam w pubie. O ile w tygodniu przychodzili do nas stali klienci, kulturalni i grzeczni, o tyle w weekendy, przeżywaliśmy istne oblężenie.
Alkohol w dużych ilościach powoduje, że ludziom puszczają hamulce, a także... zwieracze.

W którąś sobotę (właściwie to już niedzielę), już po zamknięciu, ogarnialiśmy lokal, by pani sprzątająca, która przychodziła rano, nie musiała szorować np. zaschniętego brudu. W męskiej toalecie znaleźliśmy majtki. Niebieskie, z figlarnym napisem "mały wariat". Pełne niczym pampers dorodnego dziecięcia po porządnym posiłku.

pub

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 405 (459)

#39969

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wpasowując się w konwencję opowieści gimnazjalnych, opiszę parę przypadków z pewnego małego miasteczka. Sama należałam do pierwszego rocznika, któremu dane było do tegoż przybytku uczęszczać.

Zaraz po studiach trafiłam na zastępstwo do gimnazjum integracyjnego w moim mieście. Stanęłam pod tablicą, widząc przed sobą młodsze rodzeństwo moich przyjaciół i wrogów, dzieci moich nauczycieli i współpracowników. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na kumpelstwo, chciałam jednak być w porządku. Głowa pełna ideałów, że nie tylko mam uczyć, ale też wychowywać, i tak dalej. Niektórym wydawało się, że skoro jestem ugodowa, idę na rękę, no i można ze mną pogadać, to można mi też wejść na głowę. Normą były męskie przyrodzenia na kartkówkach, gadanie, czy jedzenie w czasie lekcji. Z mojej strony - im bardziej debilne zachowania, tym bardziej nieprzyjemne kary. Dodatkowa praca domowa, kartkówki, odpytki, uwagi, rozmowa z pedagogiem/dyrektorem szkoły. Poniżej rzeczy, których nie widziałam w innych historiach, również w tych z poczekalni.

1. Wywiezienie ucznia na wózku, z porażeniem, poza teren szkoły gdzieś za garaże. Dzieciak miał niedowład rąk, nie był w stanie sam przetransportować się na teren szkoły.

2. Groźby pod adresem nauczycieli. No dobra, jestem dorosła. Ale jak ktoś wie, gdzie mieszkam i grozi mi otruciem psa, to się trochę boję.

3. Kradzieże. Zarówno pomiędzy uczniami jak i podciąganie np. portmonetki z torebki nauczyciela. Zabawne, pani ze sklepiku poznała.

4. Notoryczne używanie telefonów komórkowych nie tylko w celu komunikacji. Pamiętam jak musiałam się tłumaczyć przed dyrektorką, kiedy filmik z mojej lekcji trafił do internetu. Niby nic do czego kuratorium mogło by się przyczepić, żadnych koszy na głowie, wulgaryzmów. Ale tłumaczyć się i tak musiałam.

5. Bajki opowiadane na temat nauczycieli byle tylko zaszkodzić. W mniej więcej drugim tygodniu mojej pracy wylądowałam na dywaniku, gdzie zapytano mnie dlaczego pozwalam na ściągi na klasówkach (na litość boską, jeszcze klasówki nie było!) i jedzenie w czasie lekcji.

6. Najlepsze zostawiłam na koniec. Był sobie Piotruś. Syn nauczycielki. Wydawało mu się, w czym zresztą chyba matka go utwierdzała, że wolno mu wszystko. I zaczęło się: pajacowanie, śpiewanie, próby siadania na kolanach, czy klepania po tyłku. Raz zdarzyło mu się w czasie zajęć na najwyższym piętrze usiąść na zewnętrznym parapecie i zagrozić, że skoczy, jeśli nie dostanie piątki. Najgorszym wyskokiem było nachodzenie mnie w domu. Piotruś w stanie nietrzeźwym (przypominam, 15 lat!) stoi pod moim oknem o godzinie 23 i drze ryja, że chce się ze mną umówić. Dzwonię do matki. Reakcja? "To nie moje dziecko, Piotrek jest w domu i śpi".
Piotruś ukończył gimnazjum z oceną nieodpowiednią z zachowania. Po pół roku spotkaliśmy się ponownie, gdy uczyłam w liceum i próbował on się zapisać do tej szkoły, bo z poprzedniej chcieli się go pozbyć.
Na radzie walczyłam jak lwica, by go nie przyjmować.

gimnazjum

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 658 (714)
zarchiwizowany

#40013

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zauważyłam na pewnym portalu kilka tekstów o tym, jak to dziecko dostało wezwanie do zapłaty zaległych rachunków, itd. Historia mojej mamy mi się przypomniała.
Zaczęło się dość dawno, 26 lat temu, kiedy to moja mama wyszła za mąż i zmieniła nazwisko. Bardzo popularne zresztą w mojej mieścinie. Zmiana nazwiska zaowocowała serią upomnień z biblioteki miejskiej, podobno mama wypożyczyła książkę o pszczołach i nie oddała. Dziadek był pszczelarzem-hobbystą, postanowiła więc sprawę wyjaśnić. Dziadek zaprzeczył wypożyczaniu jakiejkolwiek książki, trzeba więc było wyjaśniać dalej. W bibliotece okazało się, że są dwie Ewy B. - i upomnienie było wysłane do tej drugiej, zamieszkałej na drugim końcu miasta. Panie przeprosiły i obiecały poprawę. Do następnej inwentaryzacji. Po pół roku - następne upomnienie. Ta sama śpiewka: wyjaśnienie, przeprosiny, obietnica poprawy. I tak jeszcze przez dwa lata, co sześć miesięcy. Później spokój. Kilka lat później, Rozmarynia podrosła, nauczyła się czytać, i zapisała się do biblioteki. Gdzie usłyszała, żeby koniecznie mamie o książce o pszczelarstwie przypomnieć.
Druga historia, podobna, a jakże różna. Nowsza, z tego lata. Mamie wiosną coś wyrosło na ręce. Taki pieprzyk, paskudny strasznie, rósł błyskawicznie. Mama pracuje w szpitalu, paskudztwo zostało szybko wycięte, a próbki odesłane do laboratorium na badanie histopatologiczne. Wyniki badań poszły do kogo? Oczywiście, że do drugiej Ewy! Sytuacja tym bardziej śmieszna, że mama pracuje w szpitalu, wszyscy wiedzieli, że to jej próbki, i że na jej adres wyniki mają być odesłane.

biblioteka szpital

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 69 (129)
zarchiwizowany

#39217

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja przyjaciółka [I]ra vs [U]rząd Skarbowy:
I: Dzień dobry, ja chciałam uzyskać informacje w sprawie....
U1: Już łączę..
U2: Halo.
I: Dzień dobry, ja dzwonię w sprawie ......
U2: To czego tu przełączyli? Już łączę..
I: Dzień dobry, nie wiem czy mnie dobrze połączono, chciałam uzyskać informacje w sprawie..
U1: O znowu Panią do mnie połączyli, Pani sie rozłączy o zadzwoni pod ten nr....
Dzwonię.
U3: Urząd coś tam coś tam.
I: Dzień dobry, chciałam uzyskać informacje w sprawie ...
U3: Już lączę.
Melodyjka..
U4: Informacja Urzędu Skarbowego blablabla, w czym mogę pomóc?
I: Dzień dobry. Chciałam uzyskać informacje w sprawie.....
U4: To Pani wybiera się do Urzędu i Pani nie wie?!
I: No właśnie dzwonie, żeby się dowiedzieć. Przecież to informacja urzędu.
U4: Tak ale my nie musimy wszystkiego wiedzieć!

urząd_skarbowy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (302)

#33341

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Nerwowej o kocie i sąsiadce przypomniała mi inną, nieco podobną. Jednak w tym przypadku piekielną była moja Mama.

Mamy rudego kota. Rufin, bo tak się bestia wabi, jest stworzeniem rozmownym, więc bliższych znajomych nie dziwi, że często prowadzimy z nim, swego rodzaju, dialog. Kot miauczy, my doń przemawiamy.
Sąsiad jednak o naszych zwyczajach nie miał pojęcia.

Należy zaznaczyć, że sąsiad jest chyba nawet bardziej rudy niż kot i moja osoba razem wzięte.

Któregoś pięknego dnia Rufin postawił wyjść z mieszkania i pozwiedzać świat. Mieszkamy przy dość ruchliwej ulicy, więc jestem w stanie zrozumieć gwałtowną i okraszoną wulgaryzmem wypowiedź mojej Mamy. Kot nawiał z mieszkania, i biegnie do drzwi klatki schodowej. Na co mama, biegnąc za nim, rozpoczyna przemówienie:
- Wybierasz się gdzieś, wuju durny, rudy?

No cóż, nie zauważyła sąsiada, wychodzącego z mieszkania obok. Tłumaczenia, że to do kota było, niewiele dały. Nie odpowiadał na "dzień dobry" przez dobre pół roku. Ani Mamie, ani reszcie familii.

zwierzęta rodzice sąsiedzi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 618 (706)

#23307

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Anegdota linki007 o upierdliwej sąsiadce, która miała zwyczaj "wystawiania" matki przed blok, przypomniała mi inną, dużo smutniejszą historię.

Na moim osiedlu mieszkała Jola. Matka Joli, jeszcze w latach osiemdziesiątych, została wyrzucona z pracy w szpitalu, pomimo widocznej ciąży. Za co? Wyobraźcie sobie, jak bardzo musiała pić, żeby w tamtych czasach wylecieć za to z pracy, w dodatku będąc w ciąży! Tryb życia matki spowodował, że Jola urodziła się chora. Poruszała się na wózku, i to przy pomocy innych osób.
Z Jolą zetknęłam się w liceum, kiedy to została dopisana do naszej klasy. Matka nie chciała, żeby Jola uczestniczyła z nami w lekcjach, dziewczyna miała więc zajęcia indywidualne, pojawiając się w szkole sporadycznie, z okazji różnych uroczystości i imprez. Z krótkich rozmów z Jolą wynikało, że uczy się raczej średnio, ale nie była głupią dziewczyną, i przy odrobinie pracy mogłaby jako tako się usamodzielnić. Jednak matka nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby stracić źródło pieniędzy - Jola dostawała rentę, a matka - jakiś zasiłek opiekuńczy. Mamusia wymyśliła więc, że córka do matury przystępować nie będzie - bo i po co, skoro ma zapewnione pieniądze na chlanie do końca życia. Cała klasa była zdziwiona takim postępowaniem - ale cóż - nie nam się wtrącać.

W dniu wypłaty zasiłku w domu Joli było prawdziwe święto - matka szła, jeszcze trzeźwa, pchając przed sobą wózek z wystrojoną córką, do opieki. Po odebraniu pieniędzy już właściwie nic się nie liczyło. Impreza trwała godzinami, dopóki wszyscy nie padli, a Jola siedziała, "wystawiona" przed klatkę. Nigdy nie chciała, by ktoś zabrał ją do siebie, zawsze zresztą matka przypominała sobie o "wystawce", i zabierała wózek, nim zapadła noc.
Była Wielkanoc, kiedy matka zapomniała. Jola zmarła tydzień później w szpitalu, z powodu skomplikowanego zapalenia płuc, na dzień przed zakończeniem roku szkolnego dla maturzystów.

rodzina

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1348 (1380)
zarchiwizowany

#21035

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w pubie. Załoga, mimo przeróżnych konfliktów i nieporozumień, trzyma się razem. Historii piekielnych zdarza się mnóstwo, jednak ta akurat dziś mi się przypomniała.
Czwartek, 10 listopada. Tłok przy barze, jakby to była sobota. Barman przy barze sam, uwija się jak w ukropie. Na zapleczu trochę spokojniej, kelnerki były dwie. Pomogłybyśmy barmanowi w podawaniu sprzedaży, ale zwyczajnie nam nie wolno. Zaznaczam, że jedna z kelnerek uderzyła o jakieś graty nogą i uszkodziła sobie palca prawej stopy. Chód jej przypominał więc Herr FLicka z serialu "Allo, Allo."
Sytuacja właściwa. Tłok przy barze, ale wszyscy widzą, że barman jest sam, więc grzecznie ustawiają się w kolejce. Oprócz panienki, która próbowała wymusić obsłużenie poza kolejką. Dramatis personae: [J]a, [K]oleżanka-kelnerka, [B]arman, [P]iekielna.
[P] Dwa piwa!
[J] Dobry wieczór, kolejka jest z drugiej strony baru.
I poszłam. Ona się nie ruszyła. Jakiś czas później [K] wychodzi za bar, w celu dostawienia szkła, filiżankek, uzupełnienia lodówki itp.
[P] Piwa chcę!
[K] Dobry wieczór. Rozumiem, że jest pani spragniona, jednak, jak pani widzi, kolejka ustawiła się z drugiej strony baru i nie ma możliwości obsłużenia poza nią.
[P] Ale ja chcę piwa!
[K] (Tłumaczy dalej to samo)

Sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie, z podobnym finałem. Ja usłyszałam, że jestem "spasłą kur.ą," koleżanka natomiast "tłustą, powolną szmatą," barman, że śmierdzi.
Ustawiła się w końcu w kolejce. Zamówiła piwo i kamikadze. I tu przejawia się piekielność barmana naszego, który obsłużył ją na samym końcu, szczegółowo sprawdził dowód i... no właśnie. Kostkarka w naszym barze mieści się na zapleczu. Barmani nabierają sobie lodu w kubełek, oprócz tego jednego właśnie. Żeby nabrać lodu do szklanki lub shakera, znika na chwilę z pola widzenia klientów. Dziewczę dostało swoje kamikadze, przyjmując przy okazji całkiem sporą ilość płynów ustrojowych naszego barmana. My, kelnerki, już nie musiałyśmy się mścić. Wystarczył nam widok piekielnej spożywającej swoje shoty. Dobra rada: nigdy, przenigdy nie obrażajcie osoby, która ma do czynienia z waszym jedzeniem, czy piciem.
Historia miała swój dalszy ciąg, jednak ta część wydaje mi się wystarczająco długa. Jak się spodoba, wrzucę kontynuację.

Pub

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 65 (283)