W obliczu braków kadrowych szukaliśmy ostatnio nowego pracownika do stajni, gdzie jestem kierownikiem. Efekt? Zdążyłam zwątpić we wszelkie siły wyższe, przetrwanie gatunku w obliczu tak porażającego poziomu głupoty i wysokie bezrobocie.
Owszem, w końcu udało się, pan pracuje i póki co się sprawdza, a jemu ponoć się podoba, ale droga do tego stanu okazała się długa i wyboista.
Zaprezentuję co ciekawsze rodzynki:
- przybycie na rozmowę kwalifikacyjną w stanie ewidentnej nieważkości. "Jak to tak, żeby przed robotą nie walnąć sety?...";
- chęć przejścia do zbytniej poufałości, okraszona tekstem; "Z ciebie to taka fajna babka, ale słyszałem, że ta szefowa tutaj to kawał starej k*rwy." Nie omieszkałam uświadomić miłego pana, że właśnie z powyższą rozmawia;
- próba kradzieży worka z owsem po pierwszym dniu pracy. Dodam, że bez jakiegokolwiek środka transportu oprócz nóg własnych;
- rozmontowanie ogrodzenia, by pozyskać taśmę elektrycznego pastucha. "Bo moja stara nie ma na czym prania wieszać.";
- na dzień dobry częstowanie wszystkich, łącznie ze mną, wysokoprocentowym alkoholem samodzielnej produkcji, argumentowane przełamywaniem lodów w nowej firmie;
- oburzenie na wieść, że nikt nie będzie w stanie po pana jeździć rano, a po robocie odwozić do domu;
- po dokładnym zapoznaniu się z obowiązkami i umówieniu na rozpoczęcie pracy następnego dnia, klepnięcie mnie w tyłek na pożegnanie;
- koń nie chce się przesunąć? Najlepiej użyć do przekonania go ku temu łopaty, tudzież wideł, oczywiście z dużym zamachem;
- "Ty mi nie będziesz mówiła, co ja mam robić, paniusiu! Przyjechało g*wno z miasta i się rządzić chce!"
- bezbrzeżne zdziwienie na wieść, że praca stajennego wiąże się z przebywaniem w okolicach stajni. "Przecież tam śmierdzi!";
- wyzwiska pod adresem mojej rodziny do piątego pokolenia wstecz, jako reakcja na wiadomość, że pracodawca nie zapewnia obiadu i papierosów do każdej dniówki.
- stawka 10zł za godzinę umiarkowanie obciążającej fizycznej pracy, z zarejestrowaniem, 8 godzin dziennie, z przerwą na papierosa co godzinę i półgodzinnym śniadaniem, ewentualne nadgodziny i weekendy płatne 200%, to wyzysk. Mamy się wstydzić i żeby nas ch*j strzelił. Albo najlepiej dwa.
I jak tu ma być dobrze w naszym pięknym kraju...?
Owszem, w końcu udało się, pan pracuje i póki co się sprawdza, a jemu ponoć się podoba, ale droga do tego stanu okazała się długa i wyboista.
Zaprezentuję co ciekawsze rodzynki:
- przybycie na rozmowę kwalifikacyjną w stanie ewidentnej nieważkości. "Jak to tak, żeby przed robotą nie walnąć sety?...";
- chęć przejścia do zbytniej poufałości, okraszona tekstem; "Z ciebie to taka fajna babka, ale słyszałem, że ta szefowa tutaj to kawał starej k*rwy." Nie omieszkałam uświadomić miłego pana, że właśnie z powyższą rozmawia;
- próba kradzieży worka z owsem po pierwszym dniu pracy. Dodam, że bez jakiegokolwiek środka transportu oprócz nóg własnych;
- rozmontowanie ogrodzenia, by pozyskać taśmę elektrycznego pastucha. "Bo moja stara nie ma na czym prania wieszać.";
- na dzień dobry częstowanie wszystkich, łącznie ze mną, wysokoprocentowym alkoholem samodzielnej produkcji, argumentowane przełamywaniem lodów w nowej firmie;
- oburzenie na wieść, że nikt nie będzie w stanie po pana jeździć rano, a po robocie odwozić do domu;
- po dokładnym zapoznaniu się z obowiązkami i umówieniu na rozpoczęcie pracy następnego dnia, klepnięcie mnie w tyłek na pożegnanie;
- koń nie chce się przesunąć? Najlepiej użyć do przekonania go ku temu łopaty, tudzież wideł, oczywiście z dużym zamachem;
- "Ty mi nie będziesz mówiła, co ja mam robić, paniusiu! Przyjechało g*wno z miasta i się rządzić chce!"
- bezbrzeżne zdziwienie na wieść, że praca stajennego wiąże się z przebywaniem w okolicach stajni. "Przecież tam śmierdzi!";
- wyzwiska pod adresem mojej rodziny do piątego pokolenia wstecz, jako reakcja na wiadomość, że pracodawca nie zapewnia obiadu i papierosów do każdej dniówki.
- stawka 10zł za godzinę umiarkowanie obciążającej fizycznej pracy, z zarejestrowaniem, 8 godzin dziennie, z przerwą na papierosa co godzinę i półgodzinnym śniadaniem, ewentualne nadgodziny i weekendy płatne 200%, to wyzysk. Mamy się wstydzić i żeby nas ch*j strzelił. Albo najlepiej dwa.
I jak tu ma być dobrze w naszym pięknym kraju...?
praca praca.
Ocena:
825
(883)
Komentarze