Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#40187

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
" Wolnoć Tomku w swoim domku nawet w wannie sadzić bez.
Niech nie dziwi to znajomków- wszak to domek Tomka jest."

Takie oto motto przyświeca mojej sąsiedzkiej krucjacie przeciw nieortodoksyjnym zapachom. Śmieszne? Może, ale czy aby na pewno? Mieszkam w czteropiętrowym bloku bez windy. W mojej klatce oprócz mnie i mojego kuzyna i jeszcze jednej rodziny mieszkają sami starsi ludzie. Srednia wieku 70 plus. Nie są uciążliwi poza czterema faktami. Sami oceńcie.

1. Wietrzenie czy raczej brak wietrzenia. Starsi państwo hołdują tradycyjnej polskiej kuchni. Smażą na słonince a w piątki tradycyjnie jadają ryby. Niby nic złego. Tylko, że oni nie otwierają okien w mieszkaniach. Wietrzą otwierając na oścież drzwi mieszkania, tak więc zapach kumuluje się na klatce schodowej. Tam też nie otwierają okien na pólpietrach bo boją się "cugów". Prosze sobie wyobrazić powrót do domu. Gdy otwiera się drzwi klatki smród smażeniny az dławi. Jednak jeszcze gorszy jest zapach oprawianych świeżych ryb. Mieszkam na 3 piętrze więc biegiem pokonuję schody w drodze szarpiąc okna na półpiętrach i otwierając je na całą możliwa szerokośc. Po to tylko by z chwilą gdy wejdę do mieszkania jakaś tajemnicza niewidzialna ręka natychmiast te okna pozamykała. Raz nawet pomyslowi sąsiedzi usiłowali zabić okna gwoździami, ot tak prewencyjnie. Nic nie pomaga. Ani prośby ani tłumaczenia, że taki smród nie jest dobrą wizytówką mieszkających tu ludzi ani straszenie, że zostawianie drzwi otwartych na oścież to zaproszenie dla złodzieja. Tak więc między mną ( w asyście Miśka) a sąsiadami trwa swoisty wyścig- kto pierwszy otworzy/zamknie okna na klatce schodowej. Nieraz przybiera to już granice absurdu.

2. Festony babcinych gatek i baloniastych staników wieszanych na balkonach i powiewających niczym sztandary na wietrze tuż obok wietrzących się betów ( pierzyn,poduszek i kołder). Mój blok połozony jest w sąsiedztwie parku, więc siła rzeczy obok przechodzą setki ludzi zmierzających na spacery- miejscowych i przyjezdnych. Nieraz te dekoracje wywołują kąśliwe ( choć słuszne przecież) komentarze. Znów- prośby by gatki wieszać choćby na tylnych linkach trafiają na mur niezrozumienia. O co ja się czepiam? Że wygląda jak slums w Indiach? Wszyscy wieszają! Racja...wszyscy oprócz nas bo w bloku jest suszarnia wyposazona w linki i klamerki. W awaryjnych sytuacjach uzywamy stojącego wewnętrznego wieszaka na pranie.

3. Wyrzucanie resztek jedzenia przez balkon. Resztki z obiadu, resztki surowego miesa i ryb, kości.(" No przecież zwierzęta to zjedzą! Pani Mijanou, pani przecież sama dokarmia bezdomne koty w Kotkowie! Lata tam Pani dwa razy na dzień!"). Tak, dokarmiam. Tylko, ze kocie budki sa w odległości 500 metrów od siedzib ludzkich a pokarm zostawiam im w miseczkach i nie rozrzucam dookoła tworzac śmietnisko a ewentualne resztki usuwam. Wyrzucane resztki gniją, psują sie i smierdzą a czasem zjadają je wyprowadzane na spacer psy ( chwila nieuwagi ze strony własciciela a pies już ma taką gnijąca kość w pysku). Raz osobiście o mało nie dostałam taką lecącą kością w łeb. Moja koleżanka po zmroku wdepnęła w leżące na trawniku rybie wnętrzności, a że miała zamszowe buty to mogla spokojnie je wyrzucić- zapachu i plamy nie dało się wywabić.

4. Bieg przez pLotki. Jestem w tym bloku stosunkowo nową mieszkanką wsród ludzi, którzy mieszkają tam i znają się kilkadziesiąt lat. Studiuję i pracuję więc siłą rzeczy w dzień powszedni wychodzę wczesnie rano a wracam nocką. Lub gdy w domu jestem to i tak pracuję. Mieszkanie wraz z samochodem otrzymałam dzięki hojności moich Rodziców, którzy taki start mi zapewnili ale nie zapewniają ( i słusznie i sprawiedliwie) ani opłat ani utrzymania. Nie jestem zamożna, ale bardzo zadbana i chyba ładna (podobno). Z konieczności przyjęłam też na mieszkanie swojego kuzyna z pierwszej linii. I tak sobie tu mieszkamy. Kiedyś, w sobotę, zbiegam po schodach objuczona kocią karmą, torbą z umytymi miseczkami i mlekiem a nagle słyszę szept tak zwany "milowy" ( w milowym szepcie przecież chodzi o to by zainteresowana osoba treść komentarza wygłaszanego sotto voce usłyszała): " Patrz Pani. Znowu wystrojona, wyperfumowana- skąd ona niby na to ma? Puszcza się, mowie Pani!". To moje dwie urocze sąsiadki z parteru, zatwardziałe mohery. Nadmieniam, że sukienki szyje mi koleżanka i rzeczywiście wyglądają na drogie bo są pięknie uszyte i ozdobione a materiały często pochodzą z kosza na resztki bel. Ale co mam się tłumaczyć? Podchodzę więc do moherów i mówię: " Przykro mi, ze Panie żyją w zaniedbaniu i nie pachną. Ale wystarczy częsciej się myć i od czasu do czasu wietrzyć w mieszkaniu a też będą Panie pachnące i zadbane". I poszłam sobie goniona dziwkami, gówniarami i niewychowanymi bździągwami ( co to jest bździągwa?).

Podsumowanie: Do klatki obok wprowadziła się młoda dziewczyna, buddystka, sądząc po image. Bedzie nowy temat do plotek na najbliższe miesiące a ja wreszcie zejdę na drugi plan. uuuufffffff.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (285)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…