Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#40274

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Osobliwa wynajmująca.
Zmieniłam pracę i rozglądałam się za nowym lokum w pobliżu.
Wertuje ogłoszenia i jest. Wygląda pięknie - piętro zadbanego bliźniaka. Kilka jasnych pokoi, ładny ogród, taras i balkony, 30 km od miejsca pracy, ale jest szybka kolej, zwierzęta w domu do uzgodnienia, wiec dzwonie.
Wynajmująca ciągnie mnie za język, trafnie rozpoznając obcy akcent (rzecz dzieje się w Niemczech).
Amerykanka? Nie? A kto? Polka. Nie ma sprawy. A gdzie pracuje? A mąż? Pracujący? To umawiamy termin spotkania.
- Chwileczkę, mam jeszcze kota i psa.
- Lubię zwierzęta. Dogadamy się jakoś.

Następnego dnia rano pojawiamy się przed domem.
Pani, cala w uśmiechach, oprowadza nas po posesji. Zauważamy schody wiodące z mieszkania na wyższe piętro.
- Dokąd prowadza te schody?
- A, bo na drugim pietrze mieszka inna pani.
- I wchodzi do siebie z tego (ewentualnie naszego) mieszkania?
- No tak, ale przecież nie przez pokoje, tylko przez hol.

Myśl, żeby się prędko ewakuować kołacze już z tylu głowy.
Ale skoro już tu jesteśmy a pani widać samotna i stęskniona towarzystwa, więc co tam. Oglądamy dalej.

- A tu będziecie mieli salon - wskazuje i decyduje o przeznaczeniu jednego z pokoi.
- Tylko musicie zamówić takie same firanki, jak ma lokatorka z góry. Ona wam powie, gdzie kupowała.
- Są do polowy okna, a na podłodze pod oknem ustawicie wysokie kwiaty. Takie jak ona ma, żeby pasowało do całości, gdy przechodnie, lub ludzie z samochodów będą patrzyć.

Wymieniamy z mężem porozumiewawcze spojrzenia lekko cofając się w stronę drzwi. Dom jest od ulicy oddzielony pasem zieleni.

- A, mówiliście coś o zwierzętach. Mam takie ładne podłogi (zużyte panele klasy A3 z marketu - przypisek 100krotki) Pies i kot mogą je poniszczyć. I nie daj boże zniszczą mi schody. Trzeba będzie te zwierzęta sprzedać.
- Nie są na sprzedaż - tłumaczę. Możemy położyć własne podłogi.
- A pies nie może być na podwórku?
- Nie, bo by zamarzł.
- A może go pani będzie trzymać w pracy?
- Niestety, to wykluczone.
- No cóż, jakoś się dogadamy. Chodźmy obejrzeć łazienkę.
Pranie natychmiast po wyjęciu z pralki wynosić na balkon, chociaż wolałabym nie, najlepiej wynosić na moja polankę za strumykiem, 300 metrów za domem. Nie wieszać na kaloryfery i broń boże jakichś suszarek w mieszkaniu, bo mi zawilgną ściany. Dom mi zawilgnie.
- A, i moja polankę mąż czasem skosi, bo ja nie daję rady.
- To chodźmy jeszcze na ten balkon i taras - mówię zrezygnowana.
- Tak, cudowny balkon i połączony z moim (z drugą połową bliźniaka). Będziemy mieli blisko do siebie. I nie można tu palić. Na balkonie znaczy. Ja patrzę. I kwiaty balkonowe kupicie tam gdzie ja. Te same.
- Ok, to dziękujemy pani. Zadzwonimy.
- Jeszcze jedno. Żadnych samochodów na podjeździe, bo mi kostka brukowa się zniszczy. Jest garaż płatny dodatkowo 150 euro, to wam go też wynajmę.
- Super, do usłyszenia.
- Będzie wam się tu dobrze mieszkało.

Po dwóch godzinach dzwonię z odmową.
- Niestety, nie zdecydujemy się.
- Ale dlaczego? Tak nam się dobrze rozmawiało.
- Z wielu powodów. Zwierzęta, pranie, firanki i nasza kuchnia raczej się do pani mieszkania nie zmieści.
- Ależ to absurd. Zaraz do pani (60 km) przyjadę z miarką i sprawdzę. Na pewno wszystko pomieścimy.
- Niestety, nie weźmiemy tego mieszkania.
- No wiecie co ludzie? Jak tak można? Po was było tylu chętnych, a ja im wszystkim odmówiłam.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 693 (759)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…