Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#40339

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nowe mieszkanie i sąsiadka.
Miesiąc temu skończyły się nasze perypetie z poszukiwaniem mieszkania (http://piekielni.pl/40274).
Znalazłam mieszkanie w mieście, gdzie pracuję. Mieszkamy w wielorodzinnym bloku. Mnóstwo tu dzieci, zwierząt, przyjazna atmosfera (zakłócana jedynie dwa - trzy razy w tygodniu pijackimi awanturami mieszkających na parterze Rosjan).

Żeby wejść do naszego mieszkania, trzeba prosto z klatki schodowej wkroczyć na wspólny balkon (galerię), który dzielimy z naszą sąsiadką.
Początek: sąsiednie drzwi zamknięte na głucho. Tajemnicza sąsiadka nie daje się poznać przez dwa dni.
Trzeciego dnia czekała już na galerii:
- Och, bo mój mąż jest już w domu opieki, a ja sama tutaj. 83 lata, bez bliskich, bez dzieci.
Zrobiło nam się jej żal, ale babeczka nie powiem - wizualnie dobrze się trzyma. Włosy w kolorze wściekłego orange, pełen make up, gada składnie.
- Gdyby potrzebne były pani jakieś zakupy, pomoc, cokolwiek - proszę dać znać - prosimy.
- Och jak miło z państwa strony.

Mija godzina. Dzwonek do drzwi.
- Macie może papierosa?
Przynoszę dwa papierosy i tego dnia jest już cisza.
Cisza przed burzą, niestety.

Tuż po siódmej rano dnia następnego:
- Jak będziesz dziecko na tych zakupach, to kup mi papierosy.
Po pracy kupuję jej paczkę marlboro i biorę w sklepie oddzielny paragon na jej papierosy. Sąsiadka czeka już na balkonie.
- Ile się należy? Dwa euro?
- No nie, papierosy kosztowały 5 euro. Tu ma pani rachunek.
- No tak, no tak - wręcza mi garść klepaków, a ja skrupulatnie liczę. Brakuje pół euro. Macham ręką.
- Bo ja jestem ofiarą złych ludzi. Mojej siostrzenicy zwłaszcza... Okrada mnie, pod pozorem sprzątania. Pracuje w aptece, tzn. sprząta w aptece i dosypuje mi do herbaty jakichś środków. Potem nie mam pieniędzy, ani papierosów, ani jedzenia. Wszystko skradzione!

Obgaduje i oczernia jeszcze pół bloku i resztę krewnych.
Myślę sobie - coś tu nie gra. Babka odgrywa przede mną teatrzyk i nie wiem jeszcze, czy powodem jej zachowania są jakieś starcze, miażdżycowe zmiany w psychice, czy to po prostu stara intrygantka. Zalecam sobie sceptycyzm i wielką ostrożność.

Przez kolejne dni natyka się na nią mój mąż. Teraz on ma jej kupować papierosy, ale mąż zapobiegliwie wcześniej żąda odliczonej sumy. Kupuje jej dwie - trzy paczki papierosów dziennie.
Po tygodniu babcia już nie czeka, aż będziemy wchodzić lub wchodzić. Babcia tarabani w nasze drzwi.
- Dajcie papierosa.
- Proszę.
- Jestem zdenerwowana bo znowu byli u mnie w nocy. Rozebrali mnie do naga, zabrali papierosy i pieniądze.
Proszę ją o kontakt do jej lekarza.
Wzbrania się twierdząc, że intruzi podarli jej książkę telefoniczną i notes z adresami.

Udaje mi się poprzez pielęgniarkę z czerwonego krzyża dowiedzieć, że babcia jest absolutnie zdrowa, regularnie badana, ktoś przynosi jej zakupy, ktoś sprząta mieszkanie, ale nikt nie dostarcza jej fajek.
Jest po prostu aktorką, która po wydaniu całej renty na papierosy szuka sponsorów i naiwnych słuchaczy.

Przez kolejne dni przyglądam się sąsiadce, a ta raczy mnie kolejnymi rewelacjami.
Że przyszli przebrani policjanci, że ktoś dobierał się do niej w nocy (zmieniła zamki, założyła blokady rowerowe od wewnątrz, ale to ponoć nic nie daje), że ktoś ją oszałamia lekami, że zjada jej jedzenie, a wszystko sprowadza się do jednego: "Nie mam na fajki".
Po 20 września zrobiło się u babci cienko z kasą (trudno się dziwić, gdy 15 euro dziennie idzie z dymem) i ataki na nasze drzwi bardzo się nasiliły.
W sobotę rano do godziny 14.00 dzwoniła 48 razy, w niedzielę 40.
Dorwała mnie, wracającą z pracy.

- Niech pani tak bez przerwy nie tarabani w nasze drzwi. Naprawdę codziennie pracuję i mam ochotę odpocząć!
- Ale daj papierosa, bo jestem zdenerwowana! Ty zawsze jesteś albo w pracy albo zmęczona!
- Nie mam papierosów, rzuciłam, bo za drogie (nieprawda, czasem palę, ale zasponsorowaliśmy babci już kilka paczek). Co innego, gdyby pani potrzebowała chleba.
- Ale nie masz chociaż jednego, gdzieś schowanego?
- Nie!
Za chwilę mam wychodzić do pracy. Babcia tarabani.
- A byłaś może kiedyś na haju? Bo oni mi coś takiego podają, że jestem na haju. I daj papierosa.
- Nie mam papierosów, tłumaczyłam przecież!

Po moim wyjściu mąż otwiera jeszcze kilkanaście razy. Nie ma papierosów, nie kupi, do widzenia.
Ja wracam, mąż wychodzi do pracy i znów to samo.
Wraca - kolejny dzwonek do drzwi.
- No wiecie co, tym razem coś mi takiego podali, że jak spojrzałam w lustro to zamarłam! Taaakie zmarszczki! Zmarszczek dostałam! Skąd te zmarszczki?
- Może stąd, że ma pani 83 lata i pali jak smok?
- No tak, ech, dajcie papierosa.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 801 (875)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…