Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#40423

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wojna polsko-polska czyli mieszczuchy do miast.

W niewielkiej wiosce na pograniczu województw wybudowano małe osiedle domków jednorodzinnych. Jak głosiło biuro nieruchomości zajmujące się sprzedażą tych domów „przeznaczone dla przytłoczonych wielkim miastem, spragnionych ciszy i spokoju”.
Któż by się oparł takiej reklamie? Nikt! A przynajmniej moi rodzice się nie oparli.

Stwierdzili, że skoro potomstwo odchowane to coś im się od życia w końcu należy. I jak pomyśleli tak zrobili. Zamienili gwar Wielkiego Miasta na błogostan otoczonego zielenią domku na wsi. Znakomita większość sąsiadów to tak jak oni, ludzie, którzy uciekli z miast - rodziny z dziećmi, starsze małżeństwa. W szybkim czasie znalazło się miejsce na plac zabaw dla dzieci, na skwerek obsadzony kwiatami z ławeczkami. Pomysłodawcami i wykonawcami takich drobnych przedsięwzięć dla dobra ogółu mieszkańców byli oczywiście oni sami. I myślę że dobrze by się wszystkim żyło w zgodzie i harmonii gdyby nie jedno ale... wrogość rdzennych mieszkańców wsi.
Skąd się ona wzięła nie mam zielonego pojęcia, jednak jej przejawy przechodzą ludzkie pojęcie.

Na drzwiach jedynego w okolicy sklepu została wywieszona wielka kartka z napisem „MIASTOWYCH NIE OBSŁUGUJEMY”. No cóż, to akurat zabawne i bardzo głupie, w końcu sami siebie zysku pozbawiają.

Gorzej i mniej śmiesznie zaczęło się gdy miejscowe starsze dzieci notorycznie zastraszały i znęcały się nad maluchami bawiącymi się na placu zabaw. Dzieciaki nie mogły nawet spokojnie dojść do szkoły znajdującej się kilkaset metrów dalej, bo albo wracały pobite albo bez jakiejś części garderoby typu kurtka czy buty. Z tym można sobie poradzić - zawsze kiedy dzieciaki wychodziły się bawić pilnował ich ktoś dorosły. Odprowadzane i odbierane ze szkoły także były hurtowo przez któregoś z rodziców.

Jakiś czas później codziennością stały się rozrzucane na uliczce prowadzącej do osiedla gwoździe czy kawałki drutu kolczastego albo eskapady miejscowych młodych gniewnych, w celu przebicia opon samochodom zostawianym na podjazdach.

Czara goryczy przelała się kiedy cztery psy na osiedlu zostały otrute. Mieszkańcy zgłosili sprawę na policji i zrzucili się na kamery, które zainstalowane zostały w kilku miejscach. Między innymi przy placu zabaw i przy wjeździe na osiedle.
Policja jak to policja - przyjechali, coś tam spisali. Bezradnie rozłożyli ręce, bo nikt nikogo na gorącym uczynku nie złapał. Poza tym oni znają miejscową młodzież od pieluch i ręczą, że to na pewno nie oni.

Pewnego ranka okazało się, że wszystkie kamery (poza tymi, które umieszczone były na posesjach) zostały zamalowane czarną farbą. Z nagrań sprawdzonych później okazało się, że uczynili to osobnicy w kominiarkach.
Przezorni mieszkańcy posprawdzali czy osoby te nie zostawiły niespodzianek. Wszystko wydawało się być w porządku. Żaden pies nie stracił życia, podjazdy i droga czyste, opony całe, plac zabaw i ławeczki stoją jak stały.

Niestety, nikt nie pomyślał aby sprawdzić sprawność sprzętów na placu zabaw. Dopiero gdy dzieci wyszły się bawić, okazało się na jaki pomysł tym razem wpadli miejscowi. Piaskownica pełna była potłuczonego szkła zakopanego w piasku, haki na których zawieszone zostały huśtawki poluzowane, a pod huśtawkami zakopane w piachu kamienie. Efekt? Kilkoro dzieci z większymi lub mniejszymi skaleczeniami lub wbitym szkłem i jedno ze złamaną ręką, rozciętą głową i wstrząśnieniem mózgu po upadku z huśtawki prosto na kamienie.

Tym razem sprawa zgłoszona na policji wyższej instancji. Miejscowi funkcjonariusze nawet nie chcieli oglądać zapisu z kamer umieszczonych na terenie posesji.
I tylko pozostaje pytanie: czym spowodowana jest ta akcja „wygonić mieszczuchów do miast”?

wiejska sielanka

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1194 (1262)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…