Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

LemonCupcake

Zamieszcza historie od: 20 września 2012 - 21:29
Ostatnio: 12 czerwca 2014 - 21:33
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 4015
  • Komentarzy: 7
  • Punktów za komentarze: 162
 

#40423

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wojna polsko-polska czyli mieszczuchy do miast.

W niewielkiej wiosce na pograniczu województw wybudowano małe osiedle domków jednorodzinnych. Jak głosiło biuro nieruchomości zajmujące się sprzedażą tych domów „przeznaczone dla przytłoczonych wielkim miastem, spragnionych ciszy i spokoju”.
Któż by się oparł takiej reklamie? Nikt! A przynajmniej moi rodzice się nie oparli.

Stwierdzili, że skoro potomstwo odchowane to coś im się od życia w końcu należy. I jak pomyśleli tak zrobili. Zamienili gwar Wielkiego Miasta na błogostan otoczonego zielenią domku na wsi. Znakomita większość sąsiadów to tak jak oni, ludzie, którzy uciekli z miast - rodziny z dziećmi, starsze małżeństwa. W szybkim czasie znalazło się miejsce na plac zabaw dla dzieci, na skwerek obsadzony kwiatami z ławeczkami. Pomysłodawcami i wykonawcami takich drobnych przedsięwzięć dla dobra ogółu mieszkańców byli oczywiście oni sami. I myślę że dobrze by się wszystkim żyło w zgodzie i harmonii gdyby nie jedno ale... wrogość rdzennych mieszkańców wsi.
Skąd się ona wzięła nie mam zielonego pojęcia, jednak jej przejawy przechodzą ludzkie pojęcie.

Na drzwiach jedynego w okolicy sklepu została wywieszona wielka kartka z napisem „MIASTOWYCH NIE OBSŁUGUJEMY”. No cóż, to akurat zabawne i bardzo głupie, w końcu sami siebie zysku pozbawiają.

Gorzej i mniej śmiesznie zaczęło się gdy miejscowe starsze dzieci notorycznie zastraszały i znęcały się nad maluchami bawiącymi się na placu zabaw. Dzieciaki nie mogły nawet spokojnie dojść do szkoły znajdującej się kilkaset metrów dalej, bo albo wracały pobite albo bez jakiejś części garderoby typu kurtka czy buty. Z tym można sobie poradzić - zawsze kiedy dzieciaki wychodziły się bawić pilnował ich ktoś dorosły. Odprowadzane i odbierane ze szkoły także były hurtowo przez któregoś z rodziców.

Jakiś czas później codziennością stały się rozrzucane na uliczce prowadzącej do osiedla gwoździe czy kawałki drutu kolczastego albo eskapady miejscowych młodych gniewnych, w celu przebicia opon samochodom zostawianym na podjazdach.

Czara goryczy przelała się kiedy cztery psy na osiedlu zostały otrute. Mieszkańcy zgłosili sprawę na policji i zrzucili się na kamery, które zainstalowane zostały w kilku miejscach. Między innymi przy placu zabaw i przy wjeździe na osiedle.
Policja jak to policja - przyjechali, coś tam spisali. Bezradnie rozłożyli ręce, bo nikt nikogo na gorącym uczynku nie złapał. Poza tym oni znają miejscową młodzież od pieluch i ręczą, że to na pewno nie oni.

Pewnego ranka okazało się, że wszystkie kamery (poza tymi, które umieszczone były na posesjach) zostały zamalowane czarną farbą. Z nagrań sprawdzonych później okazało się, że uczynili to osobnicy w kominiarkach.
Przezorni mieszkańcy posprawdzali czy osoby te nie zostawiły niespodzianek. Wszystko wydawało się być w porządku. Żaden pies nie stracił życia, podjazdy i droga czyste, opony całe, plac zabaw i ławeczki stoją jak stały.

Niestety, nikt nie pomyślał aby sprawdzić sprawność sprzętów na placu zabaw. Dopiero gdy dzieci wyszły się bawić, okazało się na jaki pomysł tym razem wpadli miejscowi. Piaskownica pełna była potłuczonego szkła zakopanego w piasku, haki na których zawieszone zostały huśtawki poluzowane, a pod huśtawkami zakopane w piachu kamienie. Efekt? Kilkoro dzieci z większymi lub mniejszymi skaleczeniami lub wbitym szkłem i jedno ze złamaną ręką, rozciętą głową i wstrząśnieniem mózgu po upadku z huśtawki prosto na kamienie.

Tym razem sprawa zgłoszona na policji wyższej instancji. Miejscowi funkcjonariusze nawet nie chcieli oglądać zapisu z kamer umieszczonych na terenie posesji.
I tylko pozostaje pytanie: czym spowodowana jest ta akcja „wygonić mieszczuchów do miast”?

wiejska sielanka

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1194 (1262)

#40314

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szef w swojej niezmierzonej łasce postanowił, że mogę popracować dzisiaj w domu.
Nie powiem, ucieszyłam się. Pogoda za oknem raczej kiepska, a w dodatku od wczoraj czuję, że coś mnie w kościach łamie. Perspektywa pracy w łóżku z kubkiem kawy wydawała mi się cudowna.
Teraz jednak żałuję, że nie poszłam normalnie do pracy...

Zaczęło się od dzwonka do drzwi. Ki diabeł? Nie zapraszałam nikogo, nawet listonosz odkąd się wprowadziłam miesiąc temu ani razu nie zapukał, zostawiając notorycznie awizo w skrzynce.
Wywlekłam się z łóżka i podreptałam do drzwi. Zerknęłam przez judasza - sąsiadka z drugiego piętra. Starsza pani, miła bardzo. Zawsze „dzień dobry, piękny mam dzień” etc. Otworzyłam.
- Pani moja kochana, bo ja mam taką delikatną sprawę... - zaczęła zanim nawet zdążyłam się przywitać.
- No jak sprawa delikatna, to zapraszam do środka. - odsunęłam się kawałek i gestem zaprosiłam do mieszkania. Jednak pani sąsiadka zanim weszła wychyliła się przez barierkę z wrzaskiem:
- PIOOOTRUŚ!! Chodźże no dziecko, co się tak ociągasz?! Zaraz za sąsiadką do mojego mieszkania weszło owo „dziecko”. Na moje oko Piotruś zbliżał się wielkimi krokami do trzydziestki.
- Piotrusiu, poczekaj na mnie tutaj, bo ja z panią na osobności muszę porozmawiać. - zakomenderowała, a facet bez szemrania przysiadł na fotelu w korytarzu.

Odrobinę zdziwiona, zaprosiłam sąsiadkę do salonu.
- Wie pani, sprawa jest bardzo delikatna, dlatego ja bym prosiła o dyskrecję... - zaczęła mocno ściszając głos - Piotruś, mój synek swoje lata już ma. Z nikim się nie spotyka...
Chwileczkę, chwileczkę. Czy moja sąsiadka właśnie próbuje mnie swatać ze swoim synem?!
- Za miesiąc 32 lata skończy, a nawet żadnej kobiety w życiu nie miał - tutaj delikatnie zarumieniona wyciąga z torebki kopertę - tak no wie pani... Ja nikogo potępiać nie lubię! Praca jak każda inna, takie czasy ciężkie, że na chleb zarabiać trzeba jak się tylko da! A słyszałam któregoś dnia na klatce, jak pani mówi, że w agencji pracuje... Pani taka zadbana, ładna kobieta, to nawet dobrze dla mojego Piotrka...

Zamurowało mnie. Sąsiadka właśnie próbowała mi zapłacić za seks ze swoim trzydziestoletnim synem. Patrzyłam na nią ze szczerym niedowierzaniem. Dopiero po chwili odzyskałam głos.
- Ja pracuję w agencji, owszem.... tylko że reklamowej. Grafikiem jestem.

Kobieta momentalnie zrobiła się blada jak ściana, poderwała się z kanapy z wrzaskiem.
- O jezusie, jaki wstyd... jaki wstyd! Przepraszam panią najmocniej!.
I już jej nie było. Zanim zdążyłam się obejrzeć, usłyszałam trzask drzwi.

Jak już przetrawiłam całą tę historię zaczęłam się zastanawiać czy bardziej piekielne jest to, że cała moja klatka uważa mnie za prostytutkę czy to, że szanowna sąsiadka szuka kobiety, która rozdziewiczy jej syna.

Blok

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1534 (1588)

#40151

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W moim miejscu pracy rozniosła się fama, że jestem w ciąży.
Czemu? Zatrucie pokarmowe złapało mnie w biurze - po bliskim spotkaniu z muszlą zwolniłam się wcześniej do domu, dwa dni przesiedziałam na zwolnieniu.

Po powrocie do pracy nikt nie powiedział mi wprost, że podejrzewają, domyślają się, że nawet zakłady zrobili.
Wywnioskowałam to jednak z ich zachowania. Tak się złożyło, że jestem jedyną kobietą w firmie. Koledzy zaczęli sami z siebie robić mi herbatki z najróżniejszych ziół, pilnowali żebym czegoś ciężkiego nie podnosiła - nawet ryzę papieru do xero wyrywali mi z rąk. Żyć nie umierać można by rzec.

Nie chciałam jednak nadużywać ich dobroci i kiedy zorientowałam się o co mnie podejrzewają, postanowiłam powiedzieć im prawdę. Zanim jednak zdążyłam to zrobić, nakryłam jednego ze współpracowników w momencie kiedy do mojego kubka z herbatą wrzucał jakieś proszki.
Nie tylko ja byłam tego świadkiem, za mną stał także nasz szef.

Przyciśnięty na dywaniku u szefa kolega przyznał w końcu, że poczytał trochę w internecie i podobno duża dawka aspiryny może delikatnie zaszkodzić kobiecie w ciąży. Oczywiście nie chciał żeby stało mi się coś złego. W jego perfekcyjnym planie miałam iść na zwolnienie, a wtedy on spokojnie mógłby wskoczyć na moje miejsce.

Podejrzewam, że gdybym to wypiła, nic by mi się nie stało. Jednak gdybym była w stanie powszechnie okrzykniętym błogosławionym, mogłoby to się skończyć różnie.
Zastanawiam się jak daleko może posunąć się człowiek w „drodze do kariery”.

praca

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1200 (1238)

1