To będzie opowieść o zgubnym wpływie dekoncentracji.
Jak wspominałem poprzednio jestem psychiatrą. Na dyżurze zostałem wezwany na SOR na konsultację, jak się okazało z inicjatywy neurologa. Powodem było to, że zgłosił się do niego pacjent skarżący się na niedawno powstałe objawy neurologiczne. Otóż jego prawa ręka była sztywno wyprostowana w łokciu, zrotowana do wewnątrz, w dłoni miał sztywno wyprostowane trzy pierwsze palce a IV i V przygięte. Twierdził, że inaczej nie może, że to tak "samo się robi".
Kolega neurolog powiedział mi, że zbadał go i nie wie co o tym myśleć. Objawy są dziwne i do niczego nie pasują, poza tym w pozostałym badaniu neurologicznym jest wszystko w porządku. Mieli tego pacjenta pod obserwacją w SOR przez ponad godzinę i cały czas miał tak ustawioną rękę. Kolega prosił żebym jeszcze ja rzucił okiem, a jeżeli nie będę nic od pacjenta chciał to on go bierze na górę do swojego Oddziału na obserwację i ewentualnie dalsze badania.
Moje pierwsze wrażenie przed badaniem było takie, że chłop jak na swój stan był zaskakująco spokojny. To mogło być objawem "la belle indifference" w zaburzeniach konwersyjnych czyli takich, w których pomimo braku realnych uszkodzeń neurologicznych powstaje objaw. Nie jest to symulacja, dzieje się to poza świadomością pacjenta.
Facet napiął się dopiero na mój widok.
Usiedliśmy więc w ustronnym miejscu. W ramach rozładowania napięcia zacząłem rozmowę z nim o tym co lubi robić w życiu, o jego rodzinie, dzieciach, hobby. Pożartowaliśmy. Atmosfera zrobiła się miła i luźna.
W końcu przeszedłem do pytania o przyczynę zgłoszenia się. Opowiedział mi jak doszło do pojawienia się objawów. Skupiłem się na jego emocjach związanych z tym. Powiadał mi o tym jak się czuł, a ja wyraziłem współczucie. Na moje pytanie czy był przerażony tym co się z nim działo, bo w SOR nie było tego widać, facet oburzył się i powiedział, że jego przerażenie było ogromne. By wzmocnić ekspresję wykonał obydwoma rękoma gest pokazujący jak wielkie było przerażenie i w pół gestu zamarł. Nasze spojrzenia się potkały. Jego twarz przybrała kolor głębokiego szarłatu, coś próbował wydukać, po czym zerwał się i wybiegł z SOR bez pożegnania. Wśród ratowników i lekarzy zapanowało poruszenie i nawet niektórzy chcieli zanim biec ale zatrzymałem ich wyjaśniając, że choroba została wyleczona.
Do dzisiaj nie mam pojęcia po co temu facetowi było potrzebne dostanie się do Oddziału Neurologii.
Jak wspominałem poprzednio jestem psychiatrą. Na dyżurze zostałem wezwany na SOR na konsultację, jak się okazało z inicjatywy neurologa. Powodem było to, że zgłosił się do niego pacjent skarżący się na niedawno powstałe objawy neurologiczne. Otóż jego prawa ręka była sztywno wyprostowana w łokciu, zrotowana do wewnątrz, w dłoni miał sztywno wyprostowane trzy pierwsze palce a IV i V przygięte. Twierdził, że inaczej nie może, że to tak "samo się robi".
Kolega neurolog powiedział mi, że zbadał go i nie wie co o tym myśleć. Objawy są dziwne i do niczego nie pasują, poza tym w pozostałym badaniu neurologicznym jest wszystko w porządku. Mieli tego pacjenta pod obserwacją w SOR przez ponad godzinę i cały czas miał tak ustawioną rękę. Kolega prosił żebym jeszcze ja rzucił okiem, a jeżeli nie będę nic od pacjenta chciał to on go bierze na górę do swojego Oddziału na obserwację i ewentualnie dalsze badania.
Moje pierwsze wrażenie przed badaniem było takie, że chłop jak na swój stan był zaskakująco spokojny. To mogło być objawem "la belle indifference" w zaburzeniach konwersyjnych czyli takich, w których pomimo braku realnych uszkodzeń neurologicznych powstaje objaw. Nie jest to symulacja, dzieje się to poza świadomością pacjenta.
Facet napiął się dopiero na mój widok.
Usiedliśmy więc w ustronnym miejscu. W ramach rozładowania napięcia zacząłem rozmowę z nim o tym co lubi robić w życiu, o jego rodzinie, dzieciach, hobby. Pożartowaliśmy. Atmosfera zrobiła się miła i luźna.
W końcu przeszedłem do pytania o przyczynę zgłoszenia się. Opowiedział mi jak doszło do pojawienia się objawów. Skupiłem się na jego emocjach związanych z tym. Powiadał mi o tym jak się czuł, a ja wyraziłem współczucie. Na moje pytanie czy był przerażony tym co się z nim działo, bo w SOR nie było tego widać, facet oburzył się i powiedział, że jego przerażenie było ogromne. By wzmocnić ekspresję wykonał obydwoma rękoma gest pokazujący jak wielkie było przerażenie i w pół gestu zamarł. Nasze spojrzenia się potkały. Jego twarz przybrała kolor głębokiego szarłatu, coś próbował wydukać, po czym zerwał się i wybiegł z SOR bez pożegnania. Wśród ratowników i lekarzy zapanowało poruszenie i nawet niektórzy chcieli zanim biec ale zatrzymałem ich wyjaśniając, że choroba została wyleczona.
Do dzisiaj nie mam pojęcia po co temu facetowi było potrzebne dostanie się do Oddziału Neurologii.
Szpital w dużym mieście
Ocena:
738
(774)
Komentarze