Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#40775

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W III klasie liceum jedna z koleżanek z klasy, Ewelina, wiedząc, że jestem sam, zaczęła mnie gorąco zapraszać do siebie na święta Bożego Narodzenia. Początkowo się wykręcałem, wiadomo, że dodatkowy talerz dla gościa jest tylko dla picu. Jednak nalegała, więc dałem się przekonać, że to nie będzie żaden problem. I zawsze to nie będę się nudził w domu.

Ucieszyła się że się zgodziłem, obiecała że będzie super wyżera, bo jej babcia jest byłą kucharką i ojciec pracuje jako szef kuchni, i że w ogóle mogę nocować, i zostać przez całe święta. Sam też się zacząłem cieszyć (lubię dobre jedzenie;). Spytałem o ilość i „rodzaj” osób w rodzinie, kupiłem każdemu drobny upominek. Dała mi adres na wszelki wypadek, ale obiecała, że z kimś po mnie przyjedzie o 15.00.

Udzielił mi się świąteczny nastrój, w wigilijny poranek poszedłem do kościoła, później ozdabiałem swoje prezenty, przygotowałem sałatkę ze śledziem, żeby nie iść z pustymi rękoma, założyłem nowe ubranie i już od 14.00 czekałem na przyjazd Eweliny. Nie zjawili się punktualnie, pół godziny później też nie. Myślałem, że może coś źle zrozumiałem, albo że im zamarzł samochód i nie mają mnie jak o tym powiadomić. Poczekałem do 16.00 i sam do nich pojechałem.

Znalazłem adres bez trudu, widziałem, że gdzieś w głębi domu pali się światło, choć lampki na podwórkowej choince były wyłączone. Zadzwoniłem na dzwonek przy bramce. Cyk. Światło w domu zgasło. Łudziłem się jeszcze, że zaraz zapali się na ganku i ktoś po mnie wyjdzie. Nie doczekałem się, zadzwoniłem raz jeszcze. Nic. Pokręciłem się jeszcze chwilę, w nadziei że jeszcze się ktoś zjawi, ale w końcu przewiesiłem prezenty przez płot (nie były mi potrzebne, i nie miałem zamiaru tego nieść z powrotem).

Przez całe święta pocieszało mnie wspomnienie jak (chyba) ojciec Eweliny niczym szpieg z Krainy Deszczowców skrada się w ciemności po reklamówkę, którą zostawiłem na płocie.
Przystanek był po drugiej stronie ulicy i wszystko dosyć ładnie widziałem :>
Jeszcze z autobusu widziałem, że w domu palą się już światła.

Dlaczego mi nie otworzyli? Ewelina tłumaczyła, że wyjechali do (a jakże) chorej cioci i nie mieli mnie jak powiadomić, bo nie miałem telefonu.
A naprawdę (dowiedziałem się dopiero w okolicach matur) – rodzince się odmieniło, bo mnie nie znali i chcieli spokojnych świąt bez niespodzianek.

gościnność i świąteczny duch

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1366 (1440)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…