Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#40889

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio czytałam artykuł na jednym z popularnych portali dotyczący ciężkiej pracy Stewardess i Stewardów...

Do najcięższych klientów podróżujących samolotem należą pijani pasażerowie, osoby nie dbające o higienę i hałaśliwe dzieci, które nie mogą usiedzieć na miejscu i dają się we znaki współpasażerom i załodze...

Opiszę tutaj dwie historie o takich dzieciach i ich piekielnych matkach - gdzie sama w tych historiach występuję jako piekielna. Kto był bardziej piekielny - oceńcie sami.

Historia nr 1:
Dziecko piszczy, kopie fotel na przeciwko siebie. Staje brudnymi butami na fotelu, odwraca się do tyłu i rzuca papierkami w współpasażera obok mnie.
Pasażerowie wraz ze Stewardessami bezskutecznie zwracali uwagę matce, by ta uspokoiła swoją latorośl.
Po godzinie lotu (a zostało jeszcze ładnych kilka godzin do końca podróży) nie wytrzymałam. Jak matka olała moje prośby by dziecko uspokoić, tak ja wpadłam na szatański pomysł.

Zaczęłam kopać fotel matki, która siedziała na miejscu przede mną, wstając pod pretekstem wyciągnięcia laptopa ze schowka na bagaż podręczny i w ręku trzymając kubeczek z wodą, niby przypadkiem ją oblałam, i jeszcze trąciłam w tą pustą głowę torbą od laptopa. Matka oburzona wstała i zaczęła na mnie wrzeszczeć, że co ja wyprawiam, że ona chce spokoju i grom wie jeszcze co... Przylepiłam na swoją twarz uśmiech i ze stoickim spokojem powiedziałam, że jak zaraz nie uspokoi swojego dzieciaka, to będę jej podróż tak umilać do samego końca. Groźba poskutkowała i był spokój do końca lotu.

Historia nr 2:
Tym razem dzieciak naprawdę z piekła rodem. W miejscu nie mógł usiedzieć, ciągle coś majstrował, kopał fotel, wiercił się tak i skakał na nim, że nie było sensu trzymać kubka na tacce, bo by zawartość w nim szybko się rozlała. Mało tego, wstawał, ganiał po przejściu, zasadził kopa w kostkę Stewardessie. Na zwrócenie uwagi przez personel i współpasażerów usłyszeli wszyscy wulgarnie, że mamy się kochać. W perspektywie jeszcze czekało mnie osiem godzin lotu. Nie miałam ochoty więcej znosić bachora i jego walniętej matki, która była zainteresowana czasopismem, a nie tym co dziecko odwala.

Postanowiłam zagrać nieobliczalną wariatkę.
Wstałam, ostro nawrzeszczałam na babę nie szczędząc wulgaryzmów wykrzyczałam, że jak tego bachora zaraz nie uspokoi to nie ręczę za siebie i zaczęłam wrzeszczeć, że niedawno wyszłam z psychiatryka i jeszcze do końca nie potrafię panować nad nerwami, więc lepiej, żeby ona i jej gnojek się o tym nie przekonali, bo ja jestem jeszcze oazą spokoju, ale lada moment mogę wybuchnąć. W efekcie matka w końcu uspokoiła szatana, zapięła w pasy i jak tylko zaczynał rozrabiać, wystarczyło, że się wychyliłam w jego stronę tak by mnie zobaczył i popatrzyłam na niego wzrokiem zabójcy z gestem poderżnięcia gardła, a znowu zachowywał się jak aniołek. Był wreszcie spokój i wszyscy odetchnęli z ulgą.

Gdy Stewardessa standardowo robiła obchód z pytaniem czy czegoś nie potrzeba, przeprosiłam za głośny i soczysty opiernicz dla matki dzieciaka i puściłam oczko. W odpowiedzi usłyszałam "Dziękuję, bo już nie mieliśmy siły na nich".

* Zdrowa jestem na umyśle, a wariatkę tylko zagrałam, żeby mamusia od "bezstresowego" wychowywania wreszcie uspokoiła dziecię.

Bachorstwo z piekielnymi matkami w samolocie

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 924 (1120)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…