Kilka tygodni przed ukończeniem 18. przydzielono mnie do mieszkania usamodzielniającego. Złożyłem wniosek o przyznanie mieszkania socjalnego, dorabiałem sobie na ulotkach i sprzątaniu, wciąż się uczyłem więc udało mi się spełnić warunki by tam zamieszkać.
Na początek - osiedle - powiedzieć o nim "mało przyjazne" to jak nic nie powiedzieć. Niestety, było czysto patologiczne, brudne i niebezpieczne, większość mieszkańców stanowili Romowie (nie mam do nich nic, jako do nacji, ale oni się zachowywali, jakby za wszelką cenę chcieli wszystkich utwierdzić w stereotypach na ich temat). Co kilka dni na osiedlu interweniowała policja, kilka razy straż pożarna i pogotowie.
Spotkałem dziewczynę, która mieszkała tam 9 miesięcy i właśnie się wprowadzałem na jej miejsce. Pogadaliśmy chwilę, powiedziała, że mi współczuje i cieszy się jak głupia, że się stamtąd wynosi. Niezły początek...
Zamieszkałem z parką - Danielem i Aśką, starszymi ode mnie o 2 lata. Niby warunki umowy były są twarde - nie można palić ani pić alkoholu, musi być porządek, zero konfliktów z sąsiadami, pozytywne kontrole i czas zamieszkania - max. 2 lata. Oni mieszkali tam już 27 miesięcy (głównie dzięki ciążowym sztuczkom Asi). Mój pokój - wolny ledwie tydzień do czasu mojej przeprowadzki, był szary, śmierdzący, nie sprzątnięty z puszek po piwie i zużytej prezerwatywy. Gdy go porządkowałem, na przemian się ze mnie śmiali lub ubolewali, "gdzie się teraz będą pier..lić".
Basia, moja poprzedniczka, wcześniej była ich "sprzątaczką". Chcąc - nie chcąc rola przeszła na mnie. Próbowałem się buntować, ale nienawidzę smrodu i bałaganu, zresztą bałem się, że przyczepią się na kontroli i nas wywalą, więc szybko się poddawałem i sprzątałem. Nie będę wspominał o niezmywaniu przez nich naczyń czy podłogi (to się zdarzyło raz - pozmywali wodę wybitą z kibla moja koszulką). Oni potrafili się zalać i zwymiotować na podłogę lub do zlewu i oczywiście zostawiając to chyba dopóki "samo się nie sprzątnie".
- Gdy zostawałem na weekend u swojego przyjaciela, po powrocie mogłem zastać:
* kogoś obcego w moim łóżku
* czyjeś zasikane spodnie w moim łóżku
* brak łóżka
Nie mówiąc o innym syfie.
- Aśka notorycznie nie spuszczała po sobie wody w toalecie, zostawiała brudną bieliznę i zużyte podpaski gdzie popadło.
- Dostawałem niewielki zasiłek, który bez skrupułów mi ukradli.
- Nawet to, że wszedłem do kuchni, nie przeszkadzało im przerwać seksu na krześle (lub chociaż się zawstydzić czy zdziwić)
- Którejś nocy Aśka wpadła zapłakana o mojego pokoju krzycząc, że "Daniel się k*rwi z jakąś bladzią" i próbowała mnie w zemście uwieść. Cóż, nie udałoby jej się nawet gdybym był hetero ;>
- Już po tygodniu zacząłem trzymać większość jedzenia w pokoju, ale i stamtąd nie wahali się mi go zabierać.
- Nie prali ubrań, choć pralkę mieliśmy nawet niezłą. Nosili ciuchy do zdarcia i wyrzucali.
Spędziłem tam na szczęście tylko pół roku, choć teraz mam wrażenie, że to było o pół roku za długo ;>
Na początek - osiedle - powiedzieć o nim "mało przyjazne" to jak nic nie powiedzieć. Niestety, było czysto patologiczne, brudne i niebezpieczne, większość mieszkańców stanowili Romowie (nie mam do nich nic, jako do nacji, ale oni się zachowywali, jakby za wszelką cenę chcieli wszystkich utwierdzić w stereotypach na ich temat). Co kilka dni na osiedlu interweniowała policja, kilka razy straż pożarna i pogotowie.
Spotkałem dziewczynę, która mieszkała tam 9 miesięcy i właśnie się wprowadzałem na jej miejsce. Pogadaliśmy chwilę, powiedziała, że mi współczuje i cieszy się jak głupia, że się stamtąd wynosi. Niezły początek...
Zamieszkałem z parką - Danielem i Aśką, starszymi ode mnie o 2 lata. Niby warunki umowy były są twarde - nie można palić ani pić alkoholu, musi być porządek, zero konfliktów z sąsiadami, pozytywne kontrole i czas zamieszkania - max. 2 lata. Oni mieszkali tam już 27 miesięcy (głównie dzięki ciążowym sztuczkom Asi). Mój pokój - wolny ledwie tydzień do czasu mojej przeprowadzki, był szary, śmierdzący, nie sprzątnięty z puszek po piwie i zużytej prezerwatywy. Gdy go porządkowałem, na przemian się ze mnie śmiali lub ubolewali, "gdzie się teraz będą pier..lić".
Basia, moja poprzedniczka, wcześniej była ich "sprzątaczką". Chcąc - nie chcąc rola przeszła na mnie. Próbowałem się buntować, ale nienawidzę smrodu i bałaganu, zresztą bałem się, że przyczepią się na kontroli i nas wywalą, więc szybko się poddawałem i sprzątałem. Nie będę wspominał o niezmywaniu przez nich naczyń czy podłogi (to się zdarzyło raz - pozmywali wodę wybitą z kibla moja koszulką). Oni potrafili się zalać i zwymiotować na podłogę lub do zlewu i oczywiście zostawiając to chyba dopóki "samo się nie sprzątnie".
- Gdy zostawałem na weekend u swojego przyjaciela, po powrocie mogłem zastać:
* kogoś obcego w moim łóżku
* czyjeś zasikane spodnie w moim łóżku
* brak łóżka
Nie mówiąc o innym syfie.
- Aśka notorycznie nie spuszczała po sobie wody w toalecie, zostawiała brudną bieliznę i zużyte podpaski gdzie popadło.
- Dostawałem niewielki zasiłek, który bez skrupułów mi ukradli.
- Nawet to, że wszedłem do kuchni, nie przeszkadzało im przerwać seksu na krześle (lub chociaż się zawstydzić czy zdziwić)
- Którejś nocy Aśka wpadła zapłakana o mojego pokoju krzycząc, że "Daniel się k*rwi z jakąś bladzią" i próbowała mnie w zemście uwieść. Cóż, nie udałoby jej się nawet gdybym był hetero ;>
- Już po tygodniu zacząłem trzymać większość jedzenia w pokoju, ale i stamtąd nie wahali się mi go zabierać.
- Nie prali ubrań, choć pralkę mieliśmy nawet niezłą. Nosili ciuchy do zdarcia i wyrzucali.
Spędziłem tam na szczęście tylko pół roku, choć teraz mam wrażenie, że to było o pół roku za długo ;>
współlokatorzy
Ocena:
854
(1008)
Komentarze