Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#41735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna historia miała miejsce ładnych kilka lat temu, kiedy jako 15-letni szczylek bawiłam z długą wizytą u babci.
Słowem wstępu wyjaśnię, że babuszka jest opiekuńczą, ciepłą kobietą, ale szybko się denerwuje i bardzo łatwo można ją doprowadzić do łez.

W czasie wyżej wspomnianej wizyty zaczęły atakować mnie koszmarne bóle gardła, obrzmienie i ropienie migdałków, gorączka i tym podobne przyjemności. Babcia przez kilka dni trzyma mnie w łóżku, karmiąc miodem i czosnkiem, nacierając plecy maścią, dając popłuczyny na gardło - mimo starań nic nie pomaga. W końcu oświadczenie: "Nie ma rady, trzeba iść do lekarza. Mimo żeś niezarejestrowana u nas, pójdziem do przychodni, do Pani Dyrektor, mojej przyjaciółki - ona zbada co ci dolega."

No więc idziem do przychodni, przemiła Doktórka patrzy w gardło, bada to i owo. Z jej ust pada słowo "angina". Przepisuje Augmentin (taki psiukacz na migdałki, na bazie pochodnych penicyliny), babcia dziękuje stokroć za przyjęcie, jakiś tam drobny upominek wręcza.

Po kolejnych kilku dniach stosowania wyżej wymienionego preparatu jest coraz gorzej - gorączka ponad 40 stopni, migdałki jak orzechy włoskie, na dodatek swędząca wysypka na całym ciele. Moja cicha prośba o szpital zostaje zrugana słowami "Do szpitala idzie się umierać". No dobra - ufam babuszce, leżę jak w amoku dalej.

Nadchodzi na wizytę domową wcześniej poznana Pani Doktor-Dyrektor. Patrzy i patrzy, coś tam bada (mało pamiętam, to były dni w malignie), swoją wizytę skończyła przy kawie, ciastkach i plotkach. Następnego dnia po naszprycowaniu lekami zbijającymi gorączkę, wstaje by podkraść nóż kuchenny, żeby mieć się czym drapać po wysypce (jak się później okazało - świąd). Zahaczam o pokój babci - a ta siedzi na nieposłanym łóżku, płacze i pali papierosy (obok niej popielniczka z górką petów). No i zaczyna się rozmowa (B)abci z Wnusią (J).

J: Babciu, co się dzieje? Dlaczego babcia płacze?
B: A tam, córuś... Spać całą noc nie mogłam, teraz sobie tak popłakuje z wyczerpania sił. Nic mi się nie chce.
J (w przypływie poczucia winy): Babciu, jutro zadzwonię po Tatę, niech on już przyjeżdża (był w tym momencie na Słowacji).
B (czyli mama mojego Taty): Ech ten Twój ojciec... Źle go wychowałam... I to poszło w kolejne pokolenie, na Ciebie... (tu coraz więcej łez). Żadnych moralnych wartości... Wszystko takie zepsute... Boże, zabierz mnie już stąd, zła matka a co dopiero babcia ze mnie, powinnam już umrzeć...
J (przerażona na maxa): No co też babcia mówi?!
B: Żebyś Ty w takim wieku... Umrzeć miała... Na TAKĄ CHOROBĘ!
J (przerażenie sięga zenitu): Co ta Pani Doktor powiedziała?! Na co jestem chora?!
B: Bo Ty córuś... BO TY KIŁĘ MASZ!
...

Ok, już wyjaśniam.
Kochana psyjaciółka-dyrektorka-pożal-się-Boże-Pani-Doktor, na kawusi u babci na domowej wizycie, oznajmiła że zaraziłam się kiłą przez przygodny seks (dobre, byłam wtedy dziewicą) i że nie ma ratunku. Oczywiście tego samego dnia dzwonię do Taty, który następnego zabiera mnie na pogotowie.
Wynik: mononukleoza. Świąd od Augmentinu (uczulenie na penicylinę i penicylinopochodne).

Panią Doktor-Dyrektor nie widziałam od tamtego czasu i coś mi się wydaje że straciła przyjaciółkę. Babcia? Dumna i szczęśliwa, ani myśli o zejściu ze świata.

służba_zdrowia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 667 (725)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…