zarchiwizowany
Skomentuj
(1)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Naszło mnie na wspominki z podstawówki. Słowem wstępu, jestem niepełnosprawna fizycznie od urodzenia.
Jak to pierwsza klasa i jej pierwszy dzień – wyjątkowe podniecenie i ekscytacja nieznanym. Głupia byłam i wtedy jeszcze myślałam, że będzie mi świetnie. Nie było. Nie chodzi mi tu o naukę, bo to obowiązek. Chodzi mi jednak o zachowanie mych kochanych rówieśników.
Pierwszego dnia szkoły usiedliśmy z tyłu klasy w takim kółeczku i nauczycielka zaczęła opowiadać nam jakie zasady panują w szkole oraz jak trzeba się zachowywać. Wszystko byłoby świetnie i wrócilibyśmy do ławek, gdyby nie ja. Pani wywołała mnie bym do niej podeszła. Speszona to zrobiłam. Nauczycielka złapała mnie jedną ręką w talii i przyciągnęła do siebie – jakkolwiek źle to wyglądało – i zaczęła mówić iż na mnie trzeba SPECJALNIE UWAŻAĆ, bo ja jestem CHORA i nie wolno zrobić mi krzywdy. Wtedy nie widziałam w tym nic złego. To było jednak wtedy. Później okazało się jakie konsekwencje miał ten czyn…
Dzieci mnie unikały, nie chciały się ze mną bawić ani rozmawiać – bali się, że ich zarażę. W końcu jestem chora, nie? Stałam sama na korytarzu jak słup soli, unikając biegających „torped”. Ktoś do mnie niechętnie podchodził, gdy nikt nie chciał ganiać i potrzebowali kogoś kto im „pomurzynuje” i będzie biegać, gdy oni spokojnie uciekną pod ścianę. Sic? Chyba tak. Wyobraźcie sobie biegającą siedmiolatkę z lewą nogą, która jest krótsza, dodatkowo nie mając w niej czucia. Cokolwiek. Z biegiem lat widzę jak ślepa i głupia byłam, gdyż na siłę szukałam w nich PRZYJAŹNI. Puenta? Nie wiem, nie mam pojęcia.
Jak to pierwsza klasa i jej pierwszy dzień – wyjątkowe podniecenie i ekscytacja nieznanym. Głupia byłam i wtedy jeszcze myślałam, że będzie mi świetnie. Nie było. Nie chodzi mi tu o naukę, bo to obowiązek. Chodzi mi jednak o zachowanie mych kochanych rówieśników.
Pierwszego dnia szkoły usiedliśmy z tyłu klasy w takim kółeczku i nauczycielka zaczęła opowiadać nam jakie zasady panują w szkole oraz jak trzeba się zachowywać. Wszystko byłoby świetnie i wrócilibyśmy do ławek, gdyby nie ja. Pani wywołała mnie bym do niej podeszła. Speszona to zrobiłam. Nauczycielka złapała mnie jedną ręką w talii i przyciągnęła do siebie – jakkolwiek źle to wyglądało – i zaczęła mówić iż na mnie trzeba SPECJALNIE UWAŻAĆ, bo ja jestem CHORA i nie wolno zrobić mi krzywdy. Wtedy nie widziałam w tym nic złego. To było jednak wtedy. Później okazało się jakie konsekwencje miał ten czyn…
Dzieci mnie unikały, nie chciały się ze mną bawić ani rozmawiać – bali się, że ich zarażę. W końcu jestem chora, nie? Stałam sama na korytarzu jak słup soli, unikając biegających „torped”. Ktoś do mnie niechętnie podchodził, gdy nikt nie chciał ganiać i potrzebowali kogoś kto im „pomurzynuje” i będzie biegać, gdy oni spokojnie uciekną pod ścianę. Sic? Chyba tak. Wyobraźcie sobie biegającą siedmiolatkę z lewą nogą, która jest krótsza, dodatkowo nie mając w niej czucia. Cokolwiek. Z biegiem lat widzę jak ślepa i głupia byłam, gdyż na siłę szukałam w nich PRZYJAŹNI. Puenta? Nie wiem, nie mam pojęcia.
Zespół Szkół Ogólnokształcących
Ocena:
55
(197)
Komentarze